Ty, coś mnie płaczącego niedawno widziała, Pomnij o dziewczę, że niewieście łzy
Są jak niebieskiej rosy lśniąca kropla mała, Co śród kielicha liljowego drży!
Czy to ją zimne wiatry chmurnej nocy zniosą, Czy ją poranku jasna strąci dłoń —
Zawsze kwiat pokrzepiony tą rzeźwiącą rosą, Wznosi ku słońcu odmłodzoną skroń!
Ale łza, którą oko mężczyzny wylewa, To balsam drogi, wschodnich krajów łup,
Który tajnie zamknięty gdzieś aż w głębi drzewa, Spływa — lecz rzadko — u cedrowych stóp!
O! musisz wierzchnią korę przecinać umyślnie, Sięgnąć żelazem w samą wnętrza rdzeń —
A wtenczas sok szlachetny kroplami wytryśnie Czysty jak złoto i jasny jak dzień!
Wkrótce zdrój ten wysycha — a drzewo rozkwita I w sile życia długo może trwać —
Nie jedną wiosnę liściem zielonym powita, Lecz cięcie, ranę — wiecznie na niem znać!
O! pomyśl czasem, dziewczę, o tej drzewa bliźnie, O rannym cedrze śród Libanu skał —
O! pomyśl, pomyśl dziewczę! i o tym mężczyznie Który przed tobą świeżo we łzach stał!