Zolojka/Gdańsk

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Jerzy Bandrowski
Tytuł Zolojka
Druk Księgarnia św. Wojciecha.
Miejsce wyd. Poznań - Warszawa - Wilno -Lublin
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Gdańsk.

W porównaniu z naszemi poczynaniami morskiemi Gdańsk jest bezwarunkowo potęgą. Ma oddawna wyrobiony rynek, stosunki i drogi handlowe, ma odpowiednie urządzenia, rozporządza całym, znakomicie zmontowanym i precyzyjnie działającym aparatem, gdy my jesteśmy na morzu nowicjuszami.
Ten Gdańsk, podstępny i wrogo dla nas usposobiony, stale podstawia nogę naszemu przemysłowi rybnemu, dokuczając mu na wszelkie możliwe sposoby. Główną, największą szkodę wyrządza pewien przywilej Gdańska, który poprostu zupełnie utrącił cały nasz przemysł rybny. Oto Gdańskowi wolno sprowadzać rybę z Niemiec, a nam nie. Skutkiem tego, jeśli na naszem morzu ryb niema, Gdańsk sprowadza je z Niemiec i zasypuje niemi rynek, podczas gdy nasze wędzarnie stoją pustką.
Do innych właściwości konkurencyjnej walki Gdańska z naszym przemysłem należy t. zw. łamanie ceny. Nasz przemysłowiec zupełnie uczciwie wykalkuluje sobie daną cenę na podstawie cen dziennych, Gdańszczanin rozmyślnie ją o kilka groszy obniży, (a może to zrobić dzięki korzystniejszym połączeniom kolejowym przestrzeni, krótszej o 30 km., niż przestrzeń z Jastarni — czego rząd nie uwzględnia) bo go na to stać, i bez noża naszego przemysłowca zarżnie. Społeczeństwo mało interesuje się tą walką karła z olbrzymem, bo cóż znaczy nasz półwysep wobec Gdańska! A jednak, mimo iż nasz przemysł rybny jest w porównaniu z gdańskim znikomy, on tę walkę podjął i prowadzi ją w najniekorzystniejszych dla siebie warunkach.
Gdańsk, dawny pan półwyspu, widzi to i zwalcza wszelkie nasze usiłowania najbrutalniejszemi sposobami. Jest jednak nadzieja, że po należytem uporządkowaniu przez rząd stosunków na wybrzeżu ta walka przybierze inne kulturalniejsze formy. W każdym razie przemysłowcy nasi osiągną choć tyle, że ich łatwo psujący się towar nie będzie traktowany jak gwoździe, mogące tygodniami leżeć na bocznych stacjach, lecz jak ryba, która ma być czem prędzej odstawiona na miejsce przeznaczenia.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jerzy Bandrowski.