Przejdź do zawartości

Znaczenie wychowawcze pism Elizy Orzeszkowej

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Henryk Wernic
Tytuł Znaczenie wychowawcze pism Elizy Orzeszkowej
Pochodzenie Upominek. Książka zbiorowa na cześć Elizy Orzeszkowej (1866-1891)
Wydawca G. Gebethner i Spółka, Br. Rymowicz
Data wyd. 1893
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Kraków – Petersburg
Źródło Skany na Commons
Inne Cała część II
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ZNACZENIE WYCHOWAWCZE PISM
ELIZY ORZESZKOWEJ.


W żadnej obcej beletrystycznej literaturze nie znajdujemy tak często potrącanej kwestji wychowania, jak w naszej; najważniejsze to pytanie w innych społeczeństwach ostatecznie załatwione zostało, w naszem oczekuje jeszcze rozwiązania. Od dawna też kwestja wychowania stała się przewodniczącą myślą wielu utworów Korzeniowskiego (Podróżomanja, Krewni, Tadeusz Bezimienny i inne), Kraszewskiego (Chata za wsią, Dola i Niedola, szczególniej zaś Jasełka); nad wszystkiemi wszakże góruje Orzeszkowa, wykazując przyczynowy związek pomiędzy wychowaniem jednostek, a późniejszem ich postępowaniem w życiu.
Cały szereg jej powieści dotykalnie przedstawia wadliwość jednostronnych, naturalistycznych sposobów wychowania!
Sylwek Cmentarnik n. p. jest jedną z powieści wychowawczych par excellence. Spostrzegamy tu dwa typy wychowania: surowo i pieszczotliwie naturalistycznego. Przedstawicielem pierwszego jest sam Sylwek, który, jak przeciętne zdrowe dziecię wychowane w wiejskiem ustroniu, nie pamięta o wyrządzonej sobie krzywdzie, stąd też rozgoryczenie nie zagnieżdża się w jego duszy. Jedynym jego dobroczyńcą było słońce, pogoda wiosenna, drzewa, słowem: natura.
Przyzwyczajony do pracy, posług domowych, z pewnością stałby się pożytecznym członkiem społeczeństwa, gdyby jaki gienjusz opiekuńczy w 9 lub 10 roku jego życia powierzył go kierunkowi pracowitego rzemieślnika; lecz, będąc świadkiem nierzetelności swego przybranego ojca, staje się nierzetelnym. Chęć sprzedaży znalezionego na cmentarzu kosztownego przedmiotu była powodem poznania Moryca, przedstawiciela pieszczotliwie naturalistycznego wychowania. Nielitościwe, nieludzkie postępowanie z Sylwkiem budzi w każdym współczucie, lecz ze wstrętem odwracamy się od opisu pieszczotliwego wychowania Moryca.
Matka jego widzi w nim słońce bez plamy, nie dostrzega tych zboczeń synowskiego charakteru, które każdemu w oczy się rzucają. Wszystkiego sobie odmawia, aby tylko jej jedynakowi na niczem nie zbywało. Czarna niewdzięczność syna była tą naturalną Nemezis, jaka jest nieodwołalnem następstwem wszelkiego zbytecznego rozpieszczenia. Wyrostek nie rozumiał tego, że matka poprowadziła go na tę pochyłość, u spodu której leży zupełny upadek moralny, lecz postępował tak, jak gdyby dobrze był tego świadomy. Istotnie, nierozsądna miłość matki pobudziła czternastoletniego chłopca do haniebnego oszustwa. Egoista staje się prawdziwym łotrzykiem: oszukuje kogo tylko może, uczyć się nie chce, wreszcie poluje na posag bogatej krewnej.
Z Sylwka, przy odpowiednim późniejszym kierunku, mógłby powstać dzielny przedsiębiorczy charakter, czego dowodem tysiące chłopców podobnie jak on wychowanych; z Moryca — tylko mąż bogatej panny, który bez posagu stałby się zerem towarzyskiem. Jak Sylwka Cmentarnika brak w późniejszym czasie odpowiedniego kierunku, Moryca pieszczotliwe wychowanie macierzyńskie, tak Kalińskiego (Stracony, Z różnych sfer, Nowelle i obrazki) do zguby prowadzi zły przykład rodziców i obojętność na sprawę wychowania. Dorastająca młodzież musi mieć przewodników czemkolwiek jej im ponujących: szczęśliwa, jeśli znajdzie przewodniczących w dobrem, lecz biada, jeśli w braku tych ostatnich zaimponują jej źli ludzie; wówczas przy zaniedbanem poprzedniem wychowaniu niechybny czeka ją upadek. Kaliński dla ubicia nudów chodził do miasteczka, grywał tam w karty, zamiast się uczyć, pracować, i w poswarce zabił przeciwnika. Jakżeż mogło być inaczej — mówi Orzeszkowa — jeśli ojciec albo polował po całych dniach i tygodniach, albo drzemał i fajkę palił, albo z sąsiadami grywał w preferansa?
Matki i starszej siostry nigdy w domu nie było; jeździły one po sąsiedztwie, albo po krewnych, których miały bez liku, a brat starszy przestępcy, Julek, kawaler salonowy, sypiał do dwunastej, poczem fryzował się, perfumował i jechał tam, gdzie były bogate panny, bo chciał bogato się ożenić. Kaliński nigdy nie myślał o wyborze powołania. Starsi nie nasuwali mu tej myśli, że kiedyś będzie musiał stanąć o własnej sile. Charakterystyczne są jego słowa, które każda wychowywująca osoba powiną mieć w pamięci: „Pal ich djabeł! tych wszystkich mądrych ludzi! mnie tej mądrości nikt nie nauczył. Leciałem, gdzie wiatr niósł i spadłem na złamanie karku“. Nie każdy młody człowiek wychowany w tych samych okolicznościach stanie się Kalińskim, ale potrzeba tylko lekkiego podmuchu, podszeptów złego towarzystwa, przykładu lekkomyślności rodzicielskiej, aby się stać do niego podobnym.
Nie tak obojętnymi byli rodzice Julka (Widma). Byli oni gotowi do wszelkich poświęceń; istotnie, nawet odejmowali sobie od ust, aby w oddzielnej skarbonce składać grosz potrzebny na posłanie jedynego syna do uniwersytetu. A jednak i oni wielce zbłądzili pod względem wychowawczym. Pomiędzy nimi a synem nie istniał węzeł silniejszego porozumienia. Julek pozostawiony był samemu sobie, gdyż oprócz niezbędnej wymiany myśli o rzeczach codziennych żadna jego wyższa dążność nie znalazła oddźwięku w duszy rodziców. A chociaż nie było to ich winą jako ludzi całodziennie pochłoniętych staraniem o utrzymanie rodziny, ale na jego życiu stwierdza się znana od dawna prawda, iż dobre wychowanie, jeśli pominiemy już inne warunki, zależy od pewnej zamożności rodzicielskiej, dozwalającej wolne chwile poświęcać swym dzieciom. Julek więc wzrastał bez żadnych bliższych stosunków umysłowych ze swymi rodzicami, nie pojmował ich i oni go nie pojmowali: to też w następstwie dał się opętać błędnym naukom, w które wierzył jak w świętą ewangielją. W imię tej idei z obojętnością rani serca ukochanych osób i z towarzyszką swej młodości, Zuzią, uchodzi z domu rodzicielskiego, aby marnie zginąć dla mniemanej wielkiej idei.
Nie od dziś uczyniono spostrzeżenie, iż pospolicie matki pieszczą synów, a dosyć surowo despotycznie nawet obchodzą się z córkami; ojcowie zaś wprost przeciwnie. Następstwem tego, pominąwszy już inne wady, bywa chęć przedwczesnego używania u synów, a rozpływanie się w marzeniach u córek. Typy pierwszych osobników przedstawia powieść Pan Graba, drugich Pamiętnik Wacławy. Obie zasługują na głębszy rozbiór pod względem psychologicznym. Żałujemy, że z powodu szczupłości miejsca uczynić tego nie możem. Najwyższym wykładnikiem towarzystwa, do którego należeli tacy ludzie jak Stan. Kloński, Jodek, Słubecki, Ordynat Zrębski i inni jest p. Graba; tak jak najwyższym wykładnikiem Zosi, Zeni, Emilki i innych w pamiętnikach Wacławy jest Rozalja. Obie te postacie w innych wychowane warunkach mogłyby się stać zaszczytem społeczeństwa; tak zaś temperament choleryczny obu tych bohaterów zamienia pierwszego na cynika, szydzącego ze wszelkiego prawa moralnego, drugą na kobietę, śmiało stawiającą czoło wszelkiej nieprawości, lecz w istocie żartującą ze złamanego przez siebie obyczaju.
Nie możemy lepiej zakończyć krótkiego przeglądu, jak przytoczeniem toastu pana Graby, a gorzkich wyrzutów Rozalji, uczynionych swej babce Hortensji:
„Panowie! niech żyją tkliwe i nerwowo kochające synów swoich matki, które przez błogi czas dzieciństwa i pierwszej młodości trzymają ich otulonych fałdami swych spódniczek, które lękają się, aby nauka nie osłabiła im zdrowia, i zakładów publicznych, aby nie zepsuty im manier. Błogosławione niech będą matki takie, albowiem ich to staraniem wielu młodzieńców umiłowywa kielich, zamiast księgi, i zielone pole stolików, zamiast pól rodzinnej gleby! Panowie! piję zdrowie matek takich“.
A Rozalja mówi: „Ty babciu przestrogami swemi wlałaś mi obłudę w serce, bo kazałaś milczeć, gdy mówić chciałam, okazywać się dzieckiem, gdy byłam kobietą... myśl każdą, każde uderzenie serca miarkować i stosować do praw ścisłego konwenansu. Ty wychowaniu memu nadałaś kierunek błędny, okryłaś mnie pozorami blasku, a nie dałaś treści duchowej, co jest dla życia opoką... nauczyłaś gry na fortepianie i mówienia obcemi językami, a nie dałaś pojęcia o pracy, któraby od próżnych marzeń ognistą mą strzegła głowę. Marzyłam więc i wymarzyłam... miłość. Znalazłam jej urzeczywistnienie i do niego przykułam życie“.

Warszawa.Henryk Wernic.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Henryk Wernic.