Zmartwychwstanie (Tołstoj, 1900)/Część druga/XXI

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Lew Tołstoj
Tytuł Zmartwychwstanie
Podtytuł Powieść
Wydawca Biblioteka Dzieł Wyborowych
Data wyd. 1900
Druk Biblioteka Dzieł Wyborowych
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Gustaw Doliński
Tytuł orygin. Воскресение
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XXI.

Niechludow znał Selenina jeszcze ze studenckich czasów. Był to doskonały kolega, zdolny, uczciwy i szlachetny chłopiec. Zawsze wytworny, urodziwy, uczył się doskonale, biorąc bez trudu złote medale i nagrody za wypracowania piśmienne.
Jako cel w życiu, postawił sobie pracę dla społeczeństwa.
I umyślił, że najlepiej spełni to zadanie w rządowej służbie, zaraz więc po skończeniu kursów wstąpił na służbę do drugiego wydziału, który zajmował się układaniem praw i przepisów obowiązujących. Nie znalazłszy jednak tam odpowiedniego pola dla swych zdolności i dążeń, przeszedł do senatu. Ale i tu nie znalazł wewnętrznego zadowolenia ze swej pracy. Podczas służby krewni wystarali się, iż go zrobiono kamerjunkrem. Musiał przeto w haftowanym mundurze jeździć z podziękowaniem do rozmaitych osobistości.
Tem więcej czuł obecnie, że służba nie jest tem, o czem marzył, ale nie mógł odmówić przyjęcia zaszczytnej godności, aby nie obrazić protektorów, którzy myśleli, że go tem wielce uszczęśliwią. Z drugiej znów strony ów urząd pochlebiał mu nieco. Mógł w zwierciadle podziwiać swoją własną osobę w złocistym mundurze i cieszyć się poważaniem tych, co ów urząd cenili, jako wysokie dostojeństwo.
Toż samo stało się i z małżeństwem. Wybrali mu świetną partyę. Znów zgodzić się musiał na wybór, bo najpierw zrobiłby despekt pannie, która chciała wyjść za niego, a następnie obraziłby ludzi, układających to małżeństwo. Zresztą ożenienie się z młodą, przyjemną i bogatą panną pochlebiało jego próżności.
Ale małżeństwo okazało się jeszcze więcej nie tem, o czem marzył, aniżeli służba i urząd dworski.
Po pierwszem dziecku żona ani chciała myśleć o tem, żeby było więcej dzieci. Zaczęła prowadzić wesołe życie, światowe, w czem i on, chcąc nie chcąc, uczestniczyć musiał. Choć takie życie było męką i dla młodej pani i dla męża, dźwigała ten krzyż ceremonii i etykietalnej niewoli.
Wszelkie usiłowania Selenina rozbijały się, niby o mur kamienny, o jej upór, a podtrzymywali ten upór i uprzedzenie wszyscy krewni i znajomi, dowodząc, że tak właśnie jest dobrze, i tak, a nie inaczej, żyć trzeba.
Córeczka, o długich złocistych lokach, była istotką zupełnie obcą dla ojca i wychowywana zupełnie inaczej, niż pragnął. Między małżonkami nastąpił zupełny rozbrat, nie pojmowali się wzajemnie. I wrzała cicha, skrywana przed obcymi walka domowa, czyniąc to rodzinne życie dla Selenina nad miarę ciężkiem.
Więc i to rodzinne ognisko, i służba, i urząd dworski, wszystko to nie było tem, czego pragnął. Więc gryzł się i martwił. Toż samo odczuł, zobaczywszy dawnego przyjaciela i Niechludow.
Obiecując sobie wzajemnie, że się koniecznie zobaczą, nie szukali się jednak wzajemnie. I nie zobaczyli się tym razem w Petersburgu.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Gustaw Doliński, Lew Tołstoj.