Zielony Promień/XX

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Juliusz Verne
Tytuł Zielony Promień
Rozdział XX. Dla miss Campbell
Pochodzenie Promień Zielony i Dziesięć godzin polowania
Wydawca J. Czaiński
Data wyd. 1887
Druk J. Czaiński
Miejsce wyd. Gródek
Tłumacz Stanisław Miłkowski
Tytuł orygin. Le Rayon vert
Źródło Skany na Commons
Inne Cała powieść
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 

Cała książka
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
XX.
Dla miss Campbell.

W chwil kilka potem, Olivier Sinclair przebiegłszy główną ścieżkę z możliwą szybkością, przybył do wejścia groty, do miejsca, gdzie właśnie rozpoczynały się schody bazaltowe urobione przez naturę.
Bracia Melvill i Partridge towarzyszyli mu zdjęci nadzwyczajną trwogą.
Pani Bess pozostała w grocie Clam-Shell, oczekując z niemniejszą niespokojnością, przygotowana na powitanie powracającej szczęśliwie Heleny.
Morze już wystąpiło z brzegów, zalewając całą platformę, i czyniąc niepodobnem przejście ku górnym wyżynom groty.
Nietylko więc niepodobna było dostać się do jej wnętrza, ale i wydostać z takowego na zewnątrz. Jeżeli zatem miss Campbell tam się znajdowała, została po prostu uwięzioną. Ale jakim sposobem o tem dowiedzieć się i jak następnie dostać się do niej.
— Heleno! Heleno?
Wołali bracia, ale czyliż głos ich dochodził uszów miss Campbell. Fale uderzały z takim hukiem, że zdawało się, iż to padają pioruny. Ani głos zatem ani spojrzenie nie mogło się wcisnąć do wnętrza groty.
— Być może, że miss Campbell, nie znajduje się tam wcale, rzekł brat Sam, który się uwodził płonną nadzieją.
— Gdzieżby była? odparł brat Sib.
— O tak, gdzieżby właściwie była? dodał Olivier Sinclair. Przecież nadaremnie poszukiwałem jej na płaszczyźnie, nadaremnie zwiedziłem brzegi morza. Nie mogła wszakże uprzedzić nas lub powrócić w czasie naszej nieobecności. Ona tam jest! Ona tam jest!
I namiętny, odważny Olivier, przypominał sobie, wiele to razy sam widział, jak morze gwałtownie zalewało grotę, jak w takim razie niepodobieństwem było dostać się tam drogą zwyczajną a nawet za pomocą łodzi.
Trzeba koniecznie bądź co bądź dostać się do niej.
Pod wpływem szalejącego wichru, wchodzące do groty bałwany wznosiły się aż do szczytu samego sklepienia. Tutaj dopiero rozbijały się z przeraźliwym hukiem. Wnętrze zatem groty przedstawiało się jakby wodospad Niagary; fale odbite od sklepienia rozlewały się w całej jej długości jak rwący strumień, niosąc zagładę wszystkiemu, co spotkały na tej drodze. Tym sposobem morze dowolnie szalało w całej długości tak obszernej groty.
W jakiej zatem jej części miss Campbell znalazła schronienie aby nie być pochwyconą przez nieustannie napływające fale? Brzegi, boki i szczyty groty były nieustannie wystawione na zalanie bałwanami morskiemi.
Jednakże wszyscy w ogóle zaprzeczali temu, aby odważna dziewczyna mogła do tej chwili pozostać w grocie. Jakim sposobem mogłaby oprzeć się szalonej sile wichrów? Może już oddawna jej ciało najokropniej poszarpane uderzeniami fal o boki skały wyrzuciło morze? Czyliż fale te nie płynęły całą przestrzenią aż do otworów spokojnej dotąd groty Clam-Shell.
— Heleno! Heleno!
Rozległo się na nowo, ale głos wołających ginął w huku i szumie. Żaden krzyk nieodpowiedział na to wezwanie.
— Nie! Nie! mówili bracia Melvill, jej nie ma w tej grocie.
— Ona tam jest, rzekł Olivier Sinclair.
I ręką wskazał kawałek materyi unoszącej się na powierzchni zebranej wody, jak niemniej inny kawałek takiej samej materyi na złomie skały.
Olivier Sinclair rzucił się z chciwością na te resztki.
Była to wstążka sund jaką przepasaną miała głowę miss Campbell.
Jeżeli jednak wicher zerwał jej opaskę z głowy, czy równie i miss Campbell nie uległa jakiemu nieszczęściu?
— Wiem co uczynię, zawołał Sinclair.
Korzystając z chwilowego uspokojenia się fal, Olivier skoczył ku pierwszym schodom prowadzącym ku grocie, lecz natychmiast nowy gwałtowny napór rzucił go o ziemię i o mało nie wciągnął do wnętrza.
Mimo to nie odbiegła go chęć ratowania nieszczęśliwej Heleny.
— Miss Campbell jest tam, zawołał. Jest jeszcze żyjącą, ponieważ jej ciało nie zostało wyrzucone na zewnątrz, jak ten strzępek wstążki. Prawdopodobnie znalazła schronienie w jakim załomie skalistym. Lecz jej siły wkrótce wyczerpane zostaną. Nie zdolna będzie utrzymać się do chwili, dopóki nie ustanie burza. Trzeba koniecznie dostać się do niej!
— Pójdę tam! rzekł Partridge.
— Nie, ja tam pójdę, odezwał się z gwałtownością Olivier Sinclair.
— Zaczekajcie tu na nas, rzekł do braci Melvill, za pięć minut powróciny.
Poczem skinął na Partridge.
Obaj wujowie pozostali na ostatecznej granicy wyspy, dokąd żadną miarą nie mogły dostać się płynące gwałtownie fale, gdy tymczasem Olivier Sinclair wraz z Partridge wrócili się z największą szybkością do Clam-Shell.
Była godzina ósma wieczorem.
W pięć minut później młodzieniec i stary sługa powrócili, ciągnąc za sobą wzdłuż drogi małe czółenko, pozostawione przez okręt Clorinda.
Olivier Sinclair postanowił dostać się po miss Campbell morzem, gdy droga była w inny sposób zatamowana.
Tak jest, postanowił popróbować tego środka. Nie mogło być inaczej. Wiedział dobrze, jak się ma obchodzić z czółnem.
— Pójdę z panem, odezwał się Partridge.
— Nie, mój kochany, odpowiedział Olivier. Nie można narażać się dwóm ludziom od razu. Jeżeli miss Campbell jest przy życiu, ja sam dam jej radę.
— Olivierze! wołali obaj bracia, nie mogąc powstrzymać się od łez.
Młodzieniec uścisnął ich ręce, potem wskoczywszy do czółna, usiadł na ławeczce pochwycił oba wiosła i zaczął płynąć z całą siłą ku wejściu do groty Fingala.
Czółenko zboczyło, ale Olivier siłą uderzenia wioseł utrzymał je w równowadze; wpłynąwszy zaś w sam środek prądu zaczął lawirować.
W pierwszej chwili fale podniosły czółno do wysokości sklepienia, zdawało się wszystkim, że ta drobna łupinka zostanie skruszona o boki skały, lecz fale cofając się przeniosły go znowu w dawne miejsce.
Trzy razy w podobny sposób było rzucane czółno, oscyllowało ono na wysokości równającej się powierzchni wyspy i nakoniec Olivier Sinclair został pochwycony i siłą wparty w otchłań, jakby go pochwyciły prądy Niagary.
Krzyk przerażenia wyrwał się z piersi obecnych. Sądzono, że jest bezwarunkowo zgubiony.
Ale niezwykła odwaga młodzieńca i przytomność umysłu dopomogła mu do utrzymania się w czółnie, płynął on z szybkością strzały przez sam środek groty.
Po niejakiej chwili znowu nastąpił napływ wód, zasłaniając zupełnie czółno przed wzrokiem obecnych.
Olivier nie stracił przytomności, położywszy się w czółnie, dał się rzucać w rozmaite strony, chroniąc się od uderzenia o ściany skały.
Po długich wysiłkach, po nadludzkich prawie trudach, czółno znowu doszło do równowagi i bracia Mellvill ujrzeli dzielnego młodzieńca płynącego po wierzchu fal.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Juliusz Verne i tłumacza: Stanisław Miłkowski.