Zielona mumia/XII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Fergus Hume
Tytuł Zielona mumia
Wydawca Lwów: Księgarnia Kolejowa H. Altenberga; Nowy Jork: The Polish Book Importing Co.
Data wyd. ok. 1908
Druk Kraków: W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Lwów, Nowy Jork
Tłumacz Anonimowy
Tytuł orygin. The Green Mummy
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XII.
Nowe odkrycie.

Dnie upływały jeden za drugim, a profesor nie spieszył z powrotem. Hidalgo czekał cierpliwie, a tymczasem urozmaicał sobie życie wycieczkami do Pierreside, gdzie zawarł znajomość z inspektorem Date, wypytując go gorliwie o wszystkie szczegóły morderstwa Boltona. Date twierdził, że sprawa ta nie będzie nigdy dostatecznie wyjaśnioną.
Przez ten czas obie młode pary, to jest Łucya z Archibaldem i Donna Inez z Frankiem, przeżywały najpiękniejsze dnie pierwszej miłości pod życzliwym nadzorem pani Jascher. — Gdy dnia jednego Łucya i Archie oczekiwali lada chwila przybycia miłej wdowy, drzwi jadalni otwarły się nagle, a na progu ukazał się profesor.
— Nie spodziewaliśmy się dziś ojca — zawołała Łucya witając go.
— Przyjechałem tu przed trzem a godzinami rannym pociągiem — mówił Bradock, zrzucając płaszcz podróżny. — A to ty Hope, jak się masz?
— A gdzież się ojciec tak długo zatrzymał? — pytała Łucya.
— Wstąpiłem po drodze do pani Jascher. — Czy wiesz Łucyo, że rozważyłem twoją radę i postanowiłem ożenić się z tą kobietą, i oświadczyć się jej, co też uskuteczniłem.
— Ach jak to dobrze, jak się cieszę — wołała Łucya, klaszcząc w dłonie.
— Więc ożenisz się z nią pan dziś jeszcze? — pytał ze śmiechem Archie.
— Cóż ci u dyabła strzeliło do głowy? — mówił Bradock, powracając do dawnego tonu. — Mówię wam przecie nie po chińsku, że oświadczyłem się dziś pani Jascher. — To bardzo miła kobieta, a przytem miałem sposobność przekonać się, że interesuje się archeologią. — Przyjdzie tu jutro na obiad.
— Dziś jeszcze pobiegnę do niej, aby jej złożyć życzenia — wołała Łucya z zapałem. — Ty Archie pójdziesz ze mną, nieprawda?
— I owszem, nie mam nic przeciw temu — a teraz piję na pomyślność twoją i pani Jascher — rzekł Hope, podnosząc szklankę.
— A ja piję za twoje zdrowie i zdrowie profesora — odwzajemniła się Łucya. — Pobierzemy się w styczniu.
— To bardzo dobrze — zgodził się profesor. — Lucy, drogie dziecko, dam ci wspaniały prezent ślubny. — Moja żona jest bogata, odziedziczyła znaczny majątek po bracie. Po ślubie pojedziemy oboje do Egiptu.
— To się wszystko doskonale układa, bo jak się zdaje, Frank Random ożeni się z Donną Inez di Gajangos.
— Z córką tego Peruwiańczyka, który przyjechał tu po mumię? — zaniepokoił się Bradock. — Będę musiał z nim pomówić.
Skończyli wreszcie obiad.
— Pójdziemy teraz złożyć życzenia pani Jascher — oświadczyła Łucya.
Profesor udał się do swego gabinetu w towarzystwie wiernego Kakatoesa, podczas kiedy młoda para dążyła do willi wdowy. Noc była tak piękna, że postanowili się nie spieszyć, aby się nią dosyć nacieszyć.
Doszli jednak wreszcie do willi pani Jascher. Światło przenikające przez różowe firanki salonu dowodziło, że wdowa jeszcze nie spała.
Archibald pchnął drewnianą furtkę i wszedł wraz z Łucyą do ogrodu. Na prawo od wejścia czernił się kłąb splątanych krzaków, których szczyty przypruszył już pierwszy śnieg.
O krzaki te, oparty stał jakiś przedmiot, który zwrócił na siebie odrazu uwagę młodego malarza. Zbliżył się i począł go oglądać uważnie, poczem zawołał głośno:
— Lucy! chodź zobacz!
— Co? co takiego? — wołała biegnąc.
— Patrz — rzekł Archibald, ukazując tajemniczy przedmiot.

Łucya spojrzała, i ku głębokiemu swemu zdumieniu obaczyła — zieloną mumię.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Fergus Hume i tłumacza: anonimowy.