Zemsta za zemstę/Tom czwarty/XXVI

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Zemsta za zemstę
Podtytuł Romans współczesny
Tom czwarty
Część druga
Rozdział XXVI
Wydawca Arnold Fenichl
Data wyd. 1883
Druk Noskowski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz T. Marenicz
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

XXVI.

— Imię i nazwisko pańskie?
— Paskal Lantier.
— Wiek?
— Czterdzieści trzy lat.
— Stan? — Budowniczy-przedsiębierca.
— Zapewne panu wiadomo po co zostałeś wezwany do mego gabinetu?
— Wcale nie, panie sędzio, i przyznaję, że odbierając nakaz stawienia się, napróżno łamałem sobie głowę...
— Znałeś pan hrabiego de Terrys?...
— Leopold się nie mylił — pomyślał Paskal — idzie o hrabiego.
Potem głośno i przybierając melancholiczny wyraz twarzy, odpowiedział:
— Bardzo dobrze go znałem, panie sędzio, i śmierć jego mocno mnie zmartwiła.
— Tak samo jak i aresztowanie jego córki, czy tak?
— Przyznaję, że aresztowanie wprawiło mnie w głębokie osłupienie... Słysząc, jak wydawano rozkaz, aby ciało hrabiego zanieść do Morgi, widząc że nad panną Houoryną unoszą się okropne podejrzenia uczułem się zgnębionym.
— Od jak dawna byłeś pan z hrabią de Terrys w stosunkach?
— Prawie od pięciu lat.
— Czy to były stosunki z interesów?
— Z przyjaźni i z interesów.... Hrabia ulokował znaczne kapitały w moich przedsiębiorstwach.
— W istocie, książki pana de Terrys wykazują pożyczkę miliona franków, którą pan winieneś zaspokoić.
Paskal oczekujący na to zapytanie, okazywał się rzeczywiście silnym i Leopold byłby go podziwiał.
Walka miała się rozpocząć. On czuł się do niej gotowym.
Twarz jego była spokojna. Żadne drgnienie muskułów nie zdradzało jego wewnętrznego wzruszenia.
— Już ją zaspokoiłem — rzekł.
— Zapłaciłeś pan hrabiemu — zawołał sędzia śledczy nie ukrywając zadziwienia.
— Tak, panie.
— Kiedy?
— W dniu 16 zeszłego miesiąca. W tym dniu widziałem pana de Terrys po raz ostatni. W zamian za spłaconą summę hrabia z wrócił mi akt, który mnie czynił jego dłużnikiem.
— Zatem akt ten jest w pańskiem ręku.
— Bez wątpienia.
— I w pańskiej księdza kassowej zapisana jest wypłata miliona?
— Naturalnie.
— To dobrze.
Po chwili milczenia urzędnik zaczął:
— Znając hrabiego od pięciu lat, czyś pan wiedział o jego chorobie?
— Uwadze mojej nie mógł uniknąć stan jego powolnego wyniszczenia.
— Czy on mówił o swoich cierpieniach?
— Czasami, lecz rzadko.
— Czemu je przypisywał?
— Podeszłemu już wiekowi, a nadewszystko wycieńczeniu, będącemu następstwem jego długich podróży.
— Czyś pan podzielał jego mniemanie?
— Nie miałem żadnego powodu być przeciwnego zdania.
— Czy panu wiadomo, aby hrabia objawiał życzenie zasięgnięcia rady lekarza?
Zdawało się, iż przedsiębiorca przed udzielę ciem odpowiedzi waha się i namyśla.
— Nie przypominam sobie, abym go kiedy słyszał o tém mówiącego — rzekł nakoniec — ale. panna de Terrys nieraz w mojej obecności utrzymywała, że ojciec jej dla umiejętności lekarskiej i dla lekarzy, żywił uprzedzenia niemożebne do zwalczenia...
— Panna de Terrys tak utrzymywała?
— Tak, panie...
— Czy panu wiadomo, że śmierć hrabiego nie była naturalną?
— Wiem że odgłos publiczny mówi o otruciu...
— Sekcya dowiodła, — że zbrodnia została popełnioną...
— To okropne, ale nie wierzę, aby panna Honoryna była winną.
— Sprawiedliwość szuka światła i znajdzie je... Jeżeli pierwsze objaśnienia jakie otrzymałem, są rzeczywiste, w pałacu hrabiego mało przyjmowano gości?...
— Bardzo mało... Panna de Terrys bała się wizyt, które męczyły jej ojca.
— Powiadasz pan, że się obawiała aby się nie męczył?
— Tak, panie.
— Czy zwykle okazywała ona dla niego wielkie przywiązanie.
— Rozumie się... o tyle o ile to mogła okazać jej mało wywnętrzająca się natura.
— Co pan myślisz o charakterze tej panienki?
— Panna Honory na zawsze mi się wydawała zimną, dumną, chciwą niepodległości, ale według mnie, ona posiada wielkie przymioty...
— Jakaż była o niej opinia osób otaczających?
— Ta, jaką wyraziłem...
— Czy hrabianka otaczała ojca bacznem staraniem?
— Nie wiem.
— Czy ona przygotowywała mu napój?
— Nie wiem.
— Czy pan to znasz?
Zadając to pytanie, urzędnik pokazywał Paskalowi tackę z karafką, łyżeczkę i szklankę zabrane z gabinetu hrabiego i stojące na biurku, pod ręką.
Przedsiębierca przyjrzał się tym przedmiotom.
Pan de Terrys używał ich w jego obecności w dniu ostatniego widzenia się między niemi.
— Znam te przedmioty — odpowiedział.
— Gdzieś je pan zauważył?
— W gabinecie mego nieszczęśliwego przyjaciela... Na szklance znajduje się wyryta jego cyfra, a łyżeczka jest z jego herbem i koroną hrabiowską o dziewięciu gałkach.
— To prawda... Czy z podczas odwiedzin nie a uważałeś pan, aby do tej szklanki nalewano jaki płyn lub co innego i przygotowywano napój.
Paskal nieznacznie zadrżał.
Lekki dreszcz niepokoju przebiegi ma po skórze...
Jednakże potrafił zapanować nad swojem pomieszaniem i odpowiedział:
— Nigdy, panie!
— Czyś pannie widział, żeby panna de Terrys podawała tę szklankę hrabiemu:
— Jedyny raz. — Przypominam sobie doskonale... Siedziałem raz zrana przy chorym, któremu przyniosłem pieniądze... Panna Honoryna weszła trzymając tę szklankę pełną i podała ją hrabiemu.
— Czy pan jesteś tego pewny?
— Najzupełniej...
— Czy pan sobie przypominasz kolor napoju?
— Nie pamiętam...
— Szukaj pan dobrze...
— To napróżno. Nie mogłem przywiązywać do tego szczegółu, żadnej wagi.
— Czy panna de Terrys przynosząc napój dla ojca wiedziała, że pan jesteś u niego?
— Nie musiała wiedzieć, bo mnie służący wprost wprowadził...
— Czy spostrzegając pana wydawała się dotkniętą, przestraszoną?
— Dotkniętą że przerywa rozmowę o interessach, to być może, ale niesieni tego zapewniać.
— Jednakże podała napój ojcu?
— Podała.
— I pan de Terrys wypił?
— Do ostatniej kropli.
— Czy panna Honory na wychodząc, zabrała 2 sobą szklankę?
— Nie przypominam sobie.
— Jakież jest fańskie osobiste zdanie co do otrucia hrabiego.
— Ja nie mogę pojąć tej zbrodni, która według pańskiego zdania tutaj istnieje.
— Powtarzam panu, że mamy w rękach dowody.
— Szukam komu by śmierć pana de Terrys mogła przynieść pożytek i nie znajduję.
Sędzia śledczy przerwał rozmowę i przez kilka sekund zdawał się pogrążonym w rozmyślaniu.
Paskal przyglądał mu się utkwionym w niego wzrokiem.
Nagle urzędnik podniósł głowę i znienacka zapytał:
— Czyś pan wiedział, że pan de Terrys miał drugie dziecko?
Słysząc to niespodziewane zapytanie przedsiębiorca nie miał potrzeby udawać zadziwienia.
Zdumienie malujące się na jego twarzy było jak najrzeczywistszem.
— Drugie dziecko! — zawołał. — Hrabia miał drugie dziecko?
— Tak jest, córkę...
— Pierwszy raz słyszę O tem, panie sędzio, nią domyślałem się niczego podobnego. Zawsze sądziłem, że panna Honory na jest jedyną córką pana de Terrys...
— Prawą córką jedyną, prawda, ale tu idzie o dziecię zrodzone w nieprawem związku i w około którego naumyślnie zgęszczono ciemności.
— W istocie zgęszczono je dobrze, bo nikt w świecie nie domyśla się tego, o czem mi pan mówisz.
— Hrabia mógł, nie zwierzając się zupełnie, wspominać panu o dziecku, za opiekuna którego uchodził i które kazał wychowywać w zakładzie naukowym na prowincyi, u pewnej pani Lhermitte, przełożonej pensyi w Troyes...
Nie mamy potrzeby zapewniać, że Paskal słuchał urzędnika z wielką uwagą.
Ani drgnął na wspomnienie pensyi pani Lhermitte w Troyes, ale jego oczy utkwione w sędziego, nadmiernie się powiększyły.
Największe osłupienie, pómięszane z nieokreślonym niepokojem, ogarnęło jego duszę.
Znajdował się W położeniu człowieka, który na jawie marzył najdziwaczniej.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: T. Marenicz.