Ze wspomnień dziecinnych (Romanowski, 1904)

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Mieczysław Romanowski
Tytuł Ze wspomnień dziecinnych
Pochodzenie Wybór pism Mieczysława Romanowskiego
Redaktor Tadeusz Pini
Wydawca Towarzystwo nauczycieli szkół wyższych
Data wyd. 1904
Druk Drukarnia „Polonia“ we Lwowie
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały wybór pism
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

ZE WSPOMNIEŃ DZIECINNYCH.
DLA SIOSTRY.

Zrodzon na grobach śród kajdan brzęku,
Śród szmeru wiejskich pacierzy,
Na mej piastunki pieściwem ręku,
Słuchałem życia rycerzy.

A opowiadał mi ojciec stary,
Matka mówiła najwcześniej,
Gdy płaczącego uczyła wiary,
A siostra śpiewała pieśni.

Mówili dziecku prostemi słowy
Lub śpiewem rzewnej tęsknoty,
A nie wiedzieli, że mu do głowy
Już płynie marzeń rój złoty;
Że, kiedy uśnie, śnią mu się męże
Skrzydlaci, niby anieli,
W zbrojach i hełmach, w dłoniach oręże,
Odziani w skrwawionej bieli.

I nie wiedzieli, kiedy zbudzone
Dziecko zapłacze, bywało,
Że mu się śniły bronie wzniesione,
Że padających widziało.
Utula z płaczu matka stroskana,
Cacka podaje do ręki;
Darmo — aż dziecku siostra kochana
Zanuci tęskne piosenki.

I uśnie dziecię, uśnie, jak ptaszę,
Gdy słowik w wieczór zanuci,
Aż mu się przyśnią orły, pałasze,
I na łóżeczku się cuci.
Nad łożem ojca kord wisiał krzywy;
Ku niemu zwraca oczęta,
Na licach uśmiech igra mu żywy —
I klaszcze w drobne rączęta.

O, sny me złote, o siostry pieśni,
Jakże mi tęskno za wami!
Czemuż tak często dziś mi się nie śni,
Że lecę między orłami?
Na mojej ziemi mnożą się groby,
Wróg coraz silniej uciska,
I wieją ciche pieśni żałoby,
A szabla jeszcze nie błyska.

Wywiedli konia z ojca stajenki,
A ojciec wsiadać mi każe:
„Weźno bułanka, chłopcze, do ręki!
Jak się masz trzymać, pokażę.“
A matka z okna: „O, ja się boję;
On spadnie, on taki mały!“
„Trzymaj się, chłopcze, konia we dwoje!
Ha, ha! Patrz, jaki zuchwały!“

Potem mi ręką pogładzi lico,
A mnie tak w duszy gorąco,
Żebym chciał lecieć gdzieś błyskawicą
W dal jakąś dziką, świecącą.
Toż na najwyższą wyskoczę sosnę,
W dali utonę oczyma...
Marzę i płaczę — w marzeniach rosnę
Gdzieś w lecącego olbrzyma.

Przedemną jasny piorun się pali,
Szablicę trzymam we dłoni,
A za mną tłumem wojsko się wali,
I lecim po mogił błoni...
Coraz to dziksze wstają zjawiska,
Coraz groźniejsze postaci,
Już mi tysiące piorunów błyska...
Z marzeń mnie budzi głos braci.

Tam do nauki matka mnie woła!
Gdzie byłem, patrzają niemi,
A ja zeskoczę z smutkiem u czoła,
Z oczyma na pół łzawemi,
I słucham matki, jak opowiada;
A gdy nauka przeminie,
Biegnę do siostry — a ona rada
Nuci piosenkę chłopczynie.

Ogniste mary, senne krainy,
Jakże wy dzisiaj dalekie! —
Czy takto wyście duszę chłopczyny
Przysposabiały na spiekę?

Oh, a ty, tęskna pieśni siostrzana,
Coś łzy chłopięcia koiła,
Czyś ty mi w chwilach mojego rana,
Że będę śpiewał, wróżyła?

Bywajcie zdrowe, wspomnienia moje!
Pieśni siostrzana — bądź zdrowa!
Od bolu wdziałem na serce zbroję,
A tarczą pokryta głowa.
Może was nigdy nie ujrzę więcej,
Pierwsze anioły mego żywota..
Wyście świeciły duszy dziecięcej
Nad głową — jak tęcza złota.

1856.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Mieczysław Romanowski, Tadeusz Pini.