Zabawki poetyckie rozmaitym wierszem polskim napisane/Satyra na gadułów

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Onufry Rutkowski
Tytuł Zabawki poetyckie rozmaitym wierszem polskim napisane
Data wyd. 1775
Druk Antoni Piller
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

SATYRA

NA GADUŁOW.

Czy ſię gdzieś okręt rozbił z gadułami,
Czy też gaduły iuż rodzą ſię ſami,
Że gdzie ciekawe rzucę tylko oczy,
Zawſze gaduła z motłoku wyſkoczy
Ludzi przedemnie. Darmo ſiebie chronię
Od tych Ichmościow, bo na każdey ſtronie
Widzę gromadę. Choć ſię na nich gniwam,
Choć nie iednemu pod noſem nakiwam,
Czaſem, przyznam ſię, ręka kiiem ſkropi
Gadułę złego. Obracam ſię, tropi

Za mną ten Panicz. Krzyżę nawet czynię
Sto razy na dzień, alboż mię ominie
Mowiąc gaduła. Y ta rzecz nie nada,
Uciekam z domu, ſiedzę u Sąſiada,
Kryię ſię przebog ledwie nie pod łuſzko,
Zatykam uſzy iuż głuche poduſzką,
Nic nie pomoże. Nie bywam y w Mieście,
Bydż na redutach zarzekam ſię w reſzcie,
Zagradzam nawet do moich wrot drogę,
Przecie gadułow uſtrzedz ſię nie mogę,
Jak wiele razy złorzeczę na ziemie,
Że tak dla świata ciężkie noſi brzemie,
Ktore nie maiac w gębie ſwoiey miarki,
Spokoyność pſuie, y na wſzyſtkich barki
Kładzie ciężary. Gadam co w ſekrecie
Z drugim.. ten wchodzi.. mrugam, proſzę.. przecie
On hałaſuie,[1] Mam interes z krawcem,
Jegomość wpada... o iakbym latawcem
Chciał z Domu uciec. Zaczynam pacierze
Z pościeli wſtawſzy.. złość mię nagła bierze,
Gdy co raz nowi wchodzą gadułowie,
Dzień dobry życząc, troſkliwie o zdrowie
Mnie pytaią ſię. Lecz na coż krew pſuię
Sobie daremnie. Nikt nie wynicuie
Ich iak ſą warci. O dziewiątey z rana
Szedłem do Miaſta, mysl moia ſtroſkana
Była, ze umknął Kredytor mi z ręki
Choć wielu brało go w ſwoie poręki.
W Bramie Halickiey widzę mi zachodzi

Jakiś y mowi: niech ſię ſpytać godzi,
Czy nie WMć Pan to, ktorego tak ſłynie
Sława po Polſzcze, w Paryżu, w Berlinie?
Zdumiały na to, ſpozieram nań zoka,
Nałbie u niego magierka wyſoka,
Szabla u boku od rdzy napoł ziadła,
Wąſy za ucho, a cera wybladła.
W lot pomysliłem: zginąłem zaiſte,
Wpadłem w nieſzczęście dziſiay oczywiſte,
Mroż był nie lada. Więc rzeknę: otwarcie:
Znam ſię Moſpanie na Wacpana żarcie,
Gdyż co powiadaſz, nie do mnie to ſłuży,
Francya... Berlin... nie mogę ſię dłuży
Bawić z Wacpanem; à Dieu moy Panie.
Ten mię o krotkie proſi poczekanie,
Zatrzymuię ſię. Zaczyna mi ſłowy
Paryż wychwalać, y w Berlinie nowy
Pałac Krolewſki... prawi mi androny.
Rzycam oczyma na obydwie ſtrony,
Chciałbym wynaleść iakowego człeka
Temu do wſpołki, co mi tak dopika
Swoim dyſkurſem. Siągam do kieſzeni,
Dobywam worka.. mowię: wiem uczeni,
Tacy, iak Wacpan, zoſtawaią w nędzy,
Rozkażeſz ſłużyć, dam ci co z pieniędzy;
Ja zaś dla ſiebie obiecuię ſzkodę,
Tak długi dyſkurs że z Wacpanem wiodę.
W prawdzie, rzecze mi, nie ieſtem w potrzebie,
Lecz, że chleb maiąc na iutro o chlebie

Mysleć, rzecz dobra, z wſzelaką ochotą,
Przyiąć gotowem Holenderſkie złoto.
Abym ſię pozbył kładę mu na ręce
Siedem Holendrow, mowiąc: koniec męce
Już moiey będzie. Nieprawda. Bo zacznie
Dopiero mowić: o iakże opacznie
Mnie udawano WMćPana, żmindakiem
Go nazywano, ia byłem proſtakiem
W tey mierze, wyznam, ale teraz widzę
Hoyną w Waćpanu duſzę, więc ſię brzydzę
Dawnym mniemaniem; prawdziwie w Madrycie
Prowadzić zacne mogłbyś Wacpań[2] życie,
Tak będąc ſzczodrym. Mnie, ktory nie proſzę
Szafować złote ieſt to Pańſka, groſze,
Niewychwalę cię Panie nigdy w mowie,
Y twoiey łaſki. Zawrot cierpię w głowie
Jego ſłuchając, drę na ſobie ſuknie,
Chcę ſię wysliznąć, aż gaduła fuknie:
Poczekay WMćPan, wſzakże czekam długo,
Czegoż chceſz po mnie, czyżem twoim ſługą,
Piiawko krwiſta puść mię; gdy to prawie
Kączę, nadchodzi rąd żołnierzy, żwawie
Poczyna krzyczeć: A tuś zdrayco! doſić
Już nabroiłeś.. nikt ciebie wyproſić
Od nas nie zdoła; za twoie narowy
Przywitaſz Bracie żelazne okowy.
Ucieſzyłem ſię nie tak z cudzey biedy,
Jako, że wolnym nie byłem, aż w tedy
Gdy iego wzięto. Że zaś czas upłynął

W mieście ſprawunku, by ſię nienawinął
Drugi gaduła, niedbaiąc na zdrowie
Tak prędko wracam, że na Łyczakowie
W pięć minut byłem, od owego czaſu
Przecie gadułow nie czuię hałaſu,
Nie wiem na długo. To ſzczerze wyznaię,
Że mi ſię pokoy bez nich raiem zdaie.
Częſto iuż Xiążkę bez przerwania czytam,
W czym powątpiewam, rozumnieyſzych pytam,
Zgoła w Parnaſkich Sioſtr ieſtem opiece;
Nikt mi nad głową kiedy nieſzczebiece.
Gdyby do kozy brano myslę ſobie
Wſzystkich gadułow, pewniebym w żałobie
Nie chodził przez to. A wſzyſcyby żyli
Spokoynie, y wiek ſwoy mile pędzili.






  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; zamiast przecinka powinna być kropka.
  2. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – Waćpan.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Onufry Rutkowski.