Xiążkę moią do druku podaną mam honor pod wielkim zaſzczytem Imienia J.W.W. Pana Dobrodzieia na ſwiat wydać. Niepogardziſz Panie tą ſzczupłą ofiarą przywiązania mego, którą ia na dowod obowiązanego za łaski czynię umyſłu. Wprawdzie, ſam ia poznaię, że to dzieło moie nie może korreſpondować wielkiemu Imieniowi Pańskiemu; [10]wſzakże z tego ſamego powodu biorę ſmiałość ie pod opiekę J. W. W. Pana Dobrodzieia oddać, aby przez ſię błahe, Imieniem Panskim przyozdobione ſzacunek u wſzyſtkich odnioſło. Należyty ten hołd odemnie przyimiy Panie tym ſercem, ktorym ofiaruię go wyznaiący ſię
Łaſkawy moiey CzytelnikuOdy Nim zacznieſz ganić, czytay całą wprzody, Maſz tu w niey doſyć wiele wierſzy gładkich, Maſz kilka mysli wybornych, y rzadkich, Jesli nie wſzyſtkie u Ciebie w eſtymie, Wiedz: że y dobry Homer czaſem drzymie. W naywiękſzym leſie nie iednaka iodła, W pſzenicy piękney znayduie ſię podła, Swiat, zacne dzieło, rzućmy tylko okiem, Nienapełnionyż ludzi złych motłokiem?
W reſzcie: na małey ieſt to u mnie pieczy, Że kto tam rzecze Xiążka nic do rzeczy, Trudniey ieſt zrobić, łatwiey zaś zepſować, Trudniey napiſać, łatwiey krytykować.
Fingere, qui non viſa poteſt, commiſſa tacere Qui nequit, niger eſt, hunc tu Romane caveto.Juven.[3]
Niech Machyawel[4] z zdaniami ſię ſchowa, Ktoremi karmił, lub ſłuſzniey truł ludzi,
Naſzego wieku Polityka nowa Bardziey niewinnych wykrętami trudźi.
Tamtego człeka umieiętność płocha Mniey zła, że ſame pſuła tylko Pany,
Naſza obłuda, ktorą dziś Swiat kocha Szkodliwſza, gorſzy kiedy wſzyſtkie Stany.
Nieznałeś tego przed laty Polaku, Dziś twą nieſzczerość kto zdolnie wymowi?
Nieſpodzieieſz ſię Człecze nieboraku Iak Cię w ſwe ſidła twoy ziomek ułowi.
Iedwabnym ſłowem w oczy ciebie chwali, Toż za oczyma plugawie Cię czerni
Kładąc Cię zawſze w niepoczciwych ſzali, Tak giną ludzi na ſwiecie mizerni.
W przyiazni z tobą wnidzie obowiązki Sekretow ſerca twoiego ſię dowie,
Wyidą Ci bokiem te zdradzieckie związki, Gdy to, co mysliſz przed Swiatem opowie.
Iaſzczurcze plemie, Potomſtwo Dalili Chytrze łudzącey waleczne Samſony.
Tak dziſiay ludzie mocno pomnożyli, Że go ieſt pełno na wſze Swiata ſtrony.
Ci, co ſzczerośći idąc proſtym torem
Obłudą gardzą, y modną nauką
Nazwani od nich fanatyzmu zbiorem Codzień wychodzą w pole mędrkow ſztuką.
Tryumfuy zdrado, dwoiſty ięzyku Poki maſz czaſu ſpoſobnego porę,
Dręcz nieſzczerością niewinnych bez liku, Aż y niewinność wezmie kiedy gorę,
Nadzieia. Bo zle wychodzą oſzusci. Znaydzie ſię, co tę zgładzi brzydką oſę,
Wymiecie ſadze te z ſwiata czeluści Dawne przyſłowie: ſtępi kamień koſę.
Gurnolotnemi darmo ſzczęścia piory Pnieſz ſię, iak orzeł człowiecze do gory, Gdy na Szlachetnym rodzie tobie zbywa. Nie wyda zboża niezaſiana niwa.
Iednych, iak mowią, ſame golą ſzydła,
Drugich y brzytwy nie oſkrobią z mydła,
Wielu ſwą łaſką ſzczęście wprawdzie maca,
U mnie nic ſzczęście ſamo niepopłaca. Nietrwały bardzo przyiaciel fortuna, Nie dotrzyma Ci wiary do całuna, Dziś Cię zaſzczyty wznieſie na powietrze, Toż w iednym punkcie nieſzczęściami zetrze.
Tego obdarza, kto o nic nie proſi,
Kto żebrze łaſki, nad tym ſię komoſi,
Przecie zarowno wſzyſtkim chytrze ſłuży,
Iednych zbogaca, drugich ciężko dłuży. Lecz daymy komu że tak ſzczęścia ſprzyia, Iż nigdy iego progow nie omiia; Niech będzie Oſieł w ſutym konia rzędzie, Rumak rumakiem, Oſieł Oſłem będzie.
Przodkow zaſzczyty, urodzenie, ſława,
Męſtwo, y cnota ta względy nadawa,
Kto ſię zaś ſzczęścia blaſkiem pożyczanym
Chlubi, nie długo będzie zapomnianym. Szczęśliwy, ktory z Szlachetnością rodu Cnoty połącza, bowiem bez zawodu Chociaż nie rychło ſzczęście mu dopiſze Pomyślnie iego żądze ukołyſze.
Nie warta nigdy wybornego wierſza Pycha z wyſtępkow ſzkaradnych naypierſza Nieruzumny kto ią goni. Wſzakże prożna beczka dzwoni.
Nie ma wynioſłych mysli, ani fumu
Człowiek wielkiego na świecie rozumu; U ktorego rozum mały, Ten w hardości leży cały.
Mędrzec, chociaż go na wzor nam Swiat daie,
Że nic nie umie, otwarcie wyznaie, Mądry u mnie wiekopomnie. Bo o ſobie trzyma ſkromnie.
Paneczku! ktory ſkromności nie lubiſz,
Ktory ſię zawſze z twych czynności chlubiſz,
Na pamięci miey to zdanie, Gołyś w chwałę pyſzny Panie.
Trafiać ſię zwykło, źe nadçtanadęta pycha,
Nie winne ſprawy pod ſwe nogi ſpycha, Niewinności iednak wſtaną, Ona ſtłucze ſwe kolano.
Czemu na Pana zaraz oko rzuci,
Od ubogiego obiedwie odwruci, Wſzak człek żaden nie ieſt z złota, Pan y chłopek z tegoż błota.
Jedni Krolewſkich na teatrum Synow,
Drudzy udaią nawet Arlekinow. Ten ma chwały więkſze pole, Ktory lepiey grał ſwą rolę.
Szczęście ſię mowią, kołem zawſze toczy,
Co był na dole, w krotce w gorę ſkoczy, Ten co złotem dziſiay błyſkał, Może rydlem będzie ciſkał.
A kiedy tak ieſt; iakże nierozumnie
Ten człowiek czyni, ktory żyie dumnie, A pychę aż w ten czas kączy, Gdy ſię ciało z ziemią łączy.
Jak wielu ta rzecz dziś na ſwiecie dziwi, Że ſię nurzaią w nieſzczęściach cnotliwi,
Tych, żaden, co brną w wyſtępkach po uſzy Kłopot niewzruſzy.
Czyż raz widziemy ten traf nieużyty,
Że człek niewinny do umoru bity,
A tych, co cnoty z fundamentu walą, Jeſzcze pochwalą.
Krom trwogi wſzelkiey wynieſion do gory
Slepego ſzczęścia przychylnemi piory,
Choć ſwą nauką pſuł berła y Mitry Floreńczyk chytry.
A Moruſowi, że był dobrym człekiem,
Że ſię niewdawał z zepſowanym wiekiem,
Że dobrze radził Krolowi, y ſzczerze, Miecz głowę bierze.
Sokrat gdy radą ſwoich Ziomkow wſpiera,
W uboſtwie żyie, w uboſtwie umiera,
Y mimo tego, że kocha Oyczyznę Piie truciznę.
Nayokrutnieyſzy Sylla z Rzymſkich Panow,
Ktory iak wodę toczył krew Rzymianow,
Kończy beſpiecznie pożycia oſtatki Na łonie Matki.
Jak wiele łotrow z naiezdzania laſow
Zbogaciwſzy ſię, miłych ſobie w czaſow
Używać zwykło, y dobrey ſłodyczy Ze złey zdobyczy.
Patkul[6] zaś nędzny igrzyſkiem fortuny
Przez całe życie będąc, wlazł do truny
Nieubłaganey, y haniebney śmierci Rozſiekan w ćwierci.
Wſzak ſpodziewać ſię nieuchybnie mamy
Przyiścia takiego czaſu, gdzie poznamy
Kogo fortuna bez cnot zbogaciła, Kogo zniżyła.
ODA V.
WSZYSTKIE RZECZY
OMYLNE, OPROCZ CNOTY.
Czyliż dziwna, że ſię zdradzi, Kto na rzeczach tych ſię ſadzi,
Ktore w krotce tak przeminą,
Jako wody ſpieſzno płyną,
Co nas bliſkie ſą w tey chwile
Będą w krotce o trzy mile,
Tak ſię rzeczy ziemſskie ſnuią,
Łatwo od nas odlatuią,
Pieniądz sliſko ſię wytoczy,
Ni go więcey człowiek zoczy.
Uciecha ſię luba ſkączy,
Czas nas od niey wlot rozłączy;
Y przyiaciel Cię porzuci,
Gdy ſię worek twoy zaſmuci,
Odſtąpią cię ludzkie chęci,
Y pogrzebią w niepamięci,
Napełniony znacznym ſmutkiem
Muſiſz ſtanąć ſię odludkiem,
Porzuciwſzy gminną tłuſzczą
Iść na grubą zwierząt puſzczą,
Cnota ſama człeka zdobi,
Y wziętości mu narobi,
Gdy ſię do niey człowiek uda,
Nie zgubi iey zazdrość chuda,
Smierć iey blada niezaſzkodzi,
Nie utonie w wod powodzi,
Ani ogniem ona ſpłonie,
Wiatr nieſzczęścia iey niezwionie,
Złodziey żaden iey nie ſchwyta,
Sama zawſze z ſiebie ſyta,
Nadgrodą ſię nieuwiedzie,
W pomyslności, y przy biedzie,
Jednakowe noſi czoło,
W każdym ſtanie ieſt weſołą,
W kim ſię cnota taka ſwici,
Niech ſię ſłuſznie taki ſzczyci,
Że ſkarb dzierży nieprzebrany
Z żadnym ſkarbem niezrownany.
ODA VI.
PRZYKŁADY
RODZICOW DO DOBREGO ĆWICZENIA DZIECI NAYWIĘCEY POMAGAIĄ
Prożno Młodź naſzą z pracą cwiczemy, Prożno Nauki przed nią chwalemy, Kiedy nietrwałe iey w dobrym slady Pſuiem naſzemi złemi przykłady.
Gdy nieuſtannie Oyciec grą ſzumi,
Czyż dziw, że Synek to także umi;
Chociaż w momencie fortuna zginie,
Stawia na Banki ze złotem ſkrzynie. Gdy Matka wioſki na ſobie dzwiga, Corka ią drogą tąż ſamą ściga, Od ktorey cnoty miała mieć wzory, Uczy ſię perłą zdobić kędziory.
Wiek ten powſzechnie w Rodzicow kroki
Wſtępuiąc, czci ie iako wyroki
Prawa natury; Widzi Katonow,
Bądż też Cetegow, bądź Kuryonow.
Drapieżny w polu ſęp zawſze żyie, Scierwem ſię paſie, y ścierwem tyie, Y młode ſępki teyże natury Rownie na ścierwo oſtrzą pazury.
Tę zdobycz lubi krogulec młody
Ktorą ſię żywił od Oyca wprzody,
Y młode Orły płomienie Feba
W gniezdzie ſię uczą znieść iak potrzeba.
ODA VII.
Z SARBIEWSKIEGO TŁUMACZONA.
Gdy raz przy Iſtrze, ktory wpada w morze Szukaiąc bogactw nayprawdziwſzych w roli,
Tłuſtą Galezus ziemię pługiem porze, Znayduie ſzable, ſzyſzaki powoli.
A gdy y ſłońce po ſwym dziennym biegu Rzucaiąc grube na horyzont cienie,
Do podziemnego bierze ſię noclegu, Wyprzągłſzy wołki takie nuci pienie:
Paście ſię teraz paście wołki moie, Nikt iuż na waſzą zgubę dziś nie dybie,
Uſtały krwawe kiedy Marsa boie Iedna zoſtaie troſkliwość o ſkibie.
Doſyć boiazni. Potyscie ſię bali Straſzney Bellony zaiadłego żniwa,
Niechay tę woynę dokładniey ogłoſi Ktory z rozumnych wybornemi ſłowy,
Doſyć powieści o tey krwawey woynie, Nadchodzi widzę coraz wieczor ſpory,
Ptaſzki na drzewach iuż ſiedzą ſpokoynie, Spieſzcie ſię y wy wołki do obory.
ZAGADKA
CZEMU
MUZY POETYCKIE PANNAMI ZAWSZE ŻYIĄ.
Dziewięć Panien zamyka Sioſtr Parnaſkich grono,
Pannami zawſze żyią, chociaż nieſkończoną
Maią liczbę Amantow, nikt ich na nieſzczęście
Niechce brać w ſłodkie innym tak bardzo zamęście,
Wiecieſz tego przyczynę: rod ich tak ubogi
Że ſię za mąż wyraić nie mogą niebogi.
Wſzak prawdzi ſię rzecz codzień ta na literacie,
Widzieć go wybladłego częſto w podłey ſzacie,
Choć go wielu wychwala, iego wierſzow ſłucha,
On w kieſzeni chudeuſz z zimna w ręce dmucha.
Doſzedł Rzym naycelnieyſzey w naukach zalety,
Miał Mowcow zachwalonych, wyborne Poety,
Niech dziś wſtaną zpopiołow Rzymſcy Mecenaſi,
Upewniam mądrością ſię y dziś świat okraſi.
Niezg.Zawſze mię prześladuieſz, y naganiaſz ſłowy Skoro Ci dziki humor przybędzie do głowy, Łaieſz mię bez uſtanku y w oczy, y ſkrycie Wſzyſtkie moie u Ciebie kroki na tandycie, Niezapominaſz o mnie iakby Inſpektorka Choć żyie bez twey pracy, y bez twego worka. Iednośc, Co temu bardzo wierzę. Twoie bowiem wioſki Są nieſzczęścia, morderſtwa, y dozgonne troſki, Temi ty odżywiaſz ſię, te ſą twoią paſzą Te Cię chwałą wynoſzą, y ozdobnie kraſzą, Na te ſame uczynki ciebie zawſze ſtanie, W nich maſz korzyść naywiękſzą, y upodobanie. Czym ſię każdy poczciwy człowiek ſłuſznie brzydzi, Czego okrąg roſtropny Swiata nienawidzi, To u ciebie ieſt w guście. Niezg. Złych przeſądow ſiła Do tych Ciebie poſtępkow iuż pounoſiła, Że mało ceniąc wſzyſtkie niepłonne exkuzy, Sproſta mię kalwakuieſz, iak widzę Meduzy Złością ieſzcze przechodziſz. Iednośc. Nieſłuſzne to ſkargi, Bo iż na twe otwieram ſprawy moie wargi, Nikt mi za złe mieć nie ma, wiadome uczynki Wſzyſtkim twoie, ktorych ſą pełne Wſie, Miaſt rynki, Klaſztory choć nayświętſze, ogromne Pałace
Wſzędzie ty przemieſzkiwaſz, maſz twe materace, Wſzędzie niezgody ſieieſz, wſzędzie grube kłutnie Bogata w te towary rozdaieſz rozrzutnie. Niezg. Tego ſię nie zapieram, iż częſtokroć kłucę Y kilku nieoſtrożnych do ſzczętu wywrucę, Lecz czyż ze mnie ieſt wina? kiedy mię nieznaną W tych kraiach, tyle razy ochoczo wzywano, Obeſzłam ſię bez Polſki, miałam czym ſię żywić. W innych ſtronach, na coż ſię teraz na mnie krzywić? Na twoie mieyſce weſzłam, ſkoro narod chętnie Mnie przyimował, a z tobą poſzedł oboiętnie. Iednośc. Kiedyby ſprawiedliwa twa była wymowka, Nie rzekłabym upewniam y iednego ſłowka, Weſzłaś mowiſz do Polſki że nie dobrowolnie, Iakże ſię bardzo chlubiſz, wynoſiſz bezczolnie, Narod ten, ktory kłotnie, y niezgody karał, Tak uſilnie o twoią przyiaźńby ſię ſtarał, Ktory aż do zazdrości chwalił, kochał zgody, Czyż podobna, by y twe lubił korowody Ty ſama, ktora nigdy iedności nie lubiſz, Ktora, gdzie ci nietrzeba nawet, ſiebie wſciubiſz, Weſzłaś do tego kraiu. Niezg. Kiedym niepotrzebna, Czemuż mi nadſkakuie ciżba dzis podchlebna? Czemu w nayokazalſzey Kompanii ſiedzę Żaden mię niewypędza, kogo ia nawiedzę? Iednośc. Bydź to może, że człowiek znayduię ſię taki, Ktory ſwoie w twych zbrodniach nie raz kładzie ſmaki, Że cię iednak ktoś kocha, nie wnioſek że wſzyſcy, Wielu Ciebie nie lubi, choć ci bardzo bliſcy.
Nie raz ciżba zemdlona przez twoie kowadła, Boday mowi niezgoda na wieki przepadła; Ten powraca do domu z wyiechanym pyſkiem, Ten wziął w głowę farfurką, a drugi pułmiſkiem, Ten zęby rozproſzone po podłodze zbiera, Temu za piękne ſprawy do kozy kwatera Zapiſana. Ten dziſiay, rzewnie w kącie płacze, Że wczora zwadziwſzy ſię obili go gracze. Tamten uczęſtowawſzy drugich do ſytości, Na ſwę właſną czuprynę poſprowadzał gości, Ten w ſprosney opiwſzy ſię nad miarę gawiedzi, Czwarty temu iuż tydzień z chorobą ſię biedzi. Te to twoie ſą ſprawki. Z tych ty chwały ſzukaſz.., Niezg. Poſtoy trochę.,. coż to ieſt? za coż na mnie fukaſz? Czy mi kaci zeſłali takowego koſa. Patrzay, mowi przyſłowie: każdy ſwego noſa. Nieumiałas uymować tych Narodow, przeto Kontentuy ſię rozbratem z niemi, y waletą; Ja zaś, ktora poznaię onych Geniuſze, Łaſkami ich wiecznemi zaſzczycać ſię muſzę, Umiem gładko oſzukać, y ułudzić dudkow, Zaczepię, y pokłucę nawet y odludkow, Wkładam na ſpokoynego uzdeczkę, y ſtrzemie, Tego weſprę, a tego uderzę o ziemie, Inaczey żyć nie mogę, to moie rzemioſło, Przez nie wiele chudakow na Panow wyroſło... Iednośc. Dobrze mowiſz. Wiele też Panow torbę nośi, Z twoiey łaſki, y chleba o kawałek proſi; A co więkſza mocnego w kſtałt Merkuryuſza
Kroleſtwa twa niezgoda z fundamentu wzruſza, Te upadłe iuż leżą, a te wkrotce zginą, Gdy na ich zgubę nową nacieraſz ſprężyną. Niezg. Iednością ſię nazywaſz, twoie przecie ſprawy Zdaią ſię ſame ciągnąć do kłutni y wrzawy. Iednośc. Jeżli to ciebie gorſzy; inſzym mowię ſtylem, Coż ztąd przyidze, że zgubę, do kraiu nachylem, Ziednoczmy ſię przyiaznią, a czarne maſzkary Niezgod, niechay panuią pomiędzy Tatary. Niezg. Tak było na początku mowić zemną pięknie, Bo wieſz moia Oſoba Ciebie ſię nie zlęknie, Radę, ktore mi daieſz, na uwage biorę. Rozeydźmy ſię, bo cienie iuż padaią ſpore.
SATYRA
NA
URAŻAIĄCYCH SIĘ SATYRAMI.
Nie maſz gorſzego nic na wielkim świecie,
Częſto ſię to złe daie widzieć przecie;
Że kłamſtwo chwalim, ktore nam pobłaża,
Prawda iak w oku ſol wſzyſtkich uraża.
Kto bakę świeci, y wſzyſtkim ſię liże,
Kto dla podchlebſtwa y goli, y ſtrzyże,
Łatwo dla ſiebie wſzyſtkich ſerca złowi;
Lecz ktory iſtną komu prawdę powi,
Tak go urazi y ſłoweczko iedno,
Jakobyś go tknął w niezgoione ſedno.
Przecie to mnieyſza. Nie tak mię ta dziwi
Tych ludzi prędkośc, ktorzy ſą dotkliwi,
Kiedy im w oczy kto prawdę wyrzecze,
Zwłaſzcza przy drugich, bo boli nie przeczę;
Ale tych gniewy exkuzy nie maią,
Co ſię na wyſzłe Satyry dąſaią,
Bo poſpolicie te wydaią druki
Nie dla iednego, lecz wſzyſtkich nauki.
Spoſob poprawy ludzi ten w zwyczaiu
Był u Rzymianow y dziś kwitnie w kraiu
Każdym Europy. Jakoś ia nie zbłądzę,
Kiedy za mądrych tych ludzi oſądzę,
Co ukrywaiąc przed światem nazwiſko
Złe obyczaie (z ktorych pośmiewiſko
Dla kraiu u tych, co nań zawſze czuią)
Wolnym w Oyczyznie piorem krytykuią.
Nieuważaiąc na zdanie pułgłowka,
Co że do niego oſądzi przymowka,
Ktory rzeczone ſłowo poufale
Na chimeryczne wywinduie ſzale
Swego rozumu. Ledwie ſię nie wſciecze
Mowiąc: że ten mu przymawia, y piecze.
O takim ſłuſznie ſądzić można człeku.
Ktory bodayby nie był w naſzym wieku,
Że o Satyry kiedy tak gniewa ſię,
Do w nich wytkniętych rzeczy poczuwa ſię,
A tak dla niego uroście ohyda.
Wſzak uderzony ſtoł nożyce wyda.
Nigdy Satyry tych końcow nie miały,
By wſzczegulności kogo przegryzały,
Lecz by rozumną naturą bydlęca
Nie kierowała w nas, Satyr zachęca,
By zyſk wypędzić z Polſki zdierſtwa brzydki,
Powściągnąć wſzędzie panuiące zbytki,
Wiedzieć iakiego w tym czaſie, y z wiela
Dobrać do ſerca ſobie przyiaciela,
Jakie ćwiczenie dawać dziatkom, puki
Mogą przyimować z pożytkiem nauki,
Jak przyiaciela y kochać, y bronić,
Od Libertynow iak troſkliwie ſtronić,
Tego wyciąga, tego ſobie życzy
Satyra umyſł od nas przewodniczy. Z tąd wnieść: że komu Satyry nie w guście,
Podoba mu ſię wiek trawić w roſpuście,
O! sliſki pieniądz, y pełny ohydy
Biegać w zawody z łakomemi Żydy,
Nie kochać innych, y nie bydź kochanym,
Bydź w zbytkach po ſwe uſzy zagrzebanym;
Wiek trawić marnie gdzie bez chwały w końcie,
Lub ziemię kraiać lemieſzem na grońcie,
Słowem: oſzaleć, kiedy złość obrzydła
Życia ludzkiego te chce znieść prawidła. Raz przeieżdżaiąc przez wieś do Szlachcica
Wſtąpiłem, dokąd błędna mię ulica
Sama wepchnęła, gdy ſię z nim witałem,
Pyta mię, z kądby, y dokąd iechałem?
Rzekłem: z Warſzawy iadę do Lublina;
Nie uroſłaſz tam rzekł: iaka nowina,
(Bo tam świeżego coś ſię zawſze ziawi)
Czym ſię też teraz iuż Warſzawa bawi?
Czy też wychodzą iakie Xiążki nowe,
Maiące w ſobie ſentymenta zdrowe?
Odpowiedziałem Jegomości na to,
Że Polſka w Xięgi nie była bogatą,
Jako za tego, Krola panowania,
Wſzyſtkich to twierdzą iednogłośnie zdania,
Y na nieſzczęście moie przytoczyłem,
Że y ia kilka Xiążek tłomaczyłem. Tego pragnąłem rzecze: więc Autorem
Waść ieſteś Xiążek, co nas dyzhonorem,
Y Kray naſz karmią: co gdy ſię nie mylę,
Wy Satyrami, my zowiem paſzkwile..
Chciałem coś mowić, ale głowa puſta,
Zamknął mi pyſkiem wyparzonym uſta,
Zdał mię z regeſtru oſtatniego ſłowy,
Nawet y ſpalić mnie by był gotowy,
Nieborakowi by nie brakło laſu,
Takiego w Domu narobił hałaſu,
Że wſzyſcy wyſzli; Ja też znioſłſzy wrzaſki
Zmartwiony wielce wſiadłem do kolaſki.
Przez całą drogę w moiey głowie tkwiła
Wielka zniewaga, ktorą mię zelżyła
Proſtota tego, ktory choć ſtoſuie
Do ſiebie wſzyſtko, ſwych niepoprawuie
Jednak wyſtępkow. Mniemam lepiey czyni;
Ktorego cnota będąc Ochmiſtrzyni
Wzbudza go, aby rowną idąc drogą
Błędną Satyra niezaczepiał nogą.
ODA VIII. DO
POSŁUSZENSTWA, Y ŁASKAWOSCI Z MŁODYCH LAT PRZYZWYCZAIAĆ SIĘ TRZEBA.
Z młodych lat twoich zaſłuż ſobie Janie
Na wiecznotrwałe u ludzi kochanie,
Kto ſtrzeże prawa y ludzkości drogi,
Zayrzą mu ſzczęścia, lecz nie uymą wrogi. Uydzie kłopotow w dalſzym wieku zgrai, Do poſłuſzeńſtwa gdy ſię przyzwyczai Za młodu zaraz, y ludzkością znany Zawſze od drugich będzie poważany.
Nieſie przyſłowie: gdy to w młodym wieku,
Co będzie daley w doyrzałym człowieku,
Teraz poprawiſz, potym iako żywo
Lecz poydzieſz w gorę, iak oſęka krzywo. Kiedy w poſłuſznych teraz rzędzie ſiędzieſz Roſtropnie potym rozkazywać będzieſz, Kto ſię poſłuſznym bydź z młodu nieuczy; Na tego rządy wiele po tym mruczy.
Te dwie cnoty młodzieży ozdoby
By ſię mieściły dziś w tym wieku oby;
Dobrze na ſtarość urzędy poſiada,
Ktorym z młodości poſłuſzeńſtwo włada. Kto ſię w ludzkości za młodu zakocha, Nic mu fortuna niezaſzkodzi płocha. Jak ſol ſmacznieyſze czyni nam potrawy Tak ludzkość zdobi młodzieniaſzka ſprawy.
Miey więc to Janie a zawſze na mysli,
Zachoway prawa wſzelkie iak naysciśli,
Ucz ſię dobroci za młodu, a wſzyſcy
Wielbić Cię będą dalecy, y bliſcy.
ODA IX.
SMUTEK
PO UCIESZE NADCHODZI.
Po dniu weſołym naſtępuie burza, Y po cichych Zefirach Wiatr w bezdennych morz wirach
Beſpiecznych Maytkow częſtokroć zanurza.
My, co płyniemy na tey świata łodzi, Ktorych wały ſwą falą Kiedyżkolwiek przywalą
Poſłońcu iaśnym czekaymy powodzi.
Jaką radością kto wymowić ſproſta,
Twoy ſię unoſi Małżonek Staroſta,
Ktory Cię życia ma ſwego połową, A widzi zdrową.
Cieſzy ſię nie mniey y Syn twoy kochany,
Serce, co wczora odnoſiło rany
Żalu, w radości dziś ſię wodzie myie, Zaledwie żyie
Swym zdrowiem cieſzyſz y miłą czeladkę,
Ktora nie Panią, lecz ma w Tobie Matkę,
Cieſzyſz y tego, co ma ſzczęście pierſze Słać ci ſwe wierſze.
ODA XI.
DO
TEYŻE NA DZIEN IMIENIN.
Z iaką radością Hebe w złote czary Słodkie nalewa dla Bogow Nektary, Kiedy z przyczyny Imienin Junony Brzmią weſołością wſzyſtkie Niebios ſtrony;
Z takim poſpiechem dziſiay Muzy moie
Parnaſſu ſwego rzucaiąc podwoie,
Nieprzynagloną chęcią lecz umyśną
Do Twoich rąk ſię Staroscino cisną. Nie maią ieſzcze tak bogatych ſtroiow, Ktoreby warte były twych pokoiow,
Przecie gdy do Cię z ſercem czyſtym zaydą Wiem że zalety przyzwoite znaydą.
Łaſki twe Pani świadczone rozrzutnie
Wzbudzaią Muzow ſłodko brzmiące lutnie,
Że Cię dziś między twych przyiacioł zgraią
Swych Inſtrumentow dzwiękiem zatrudniaią. Pięknie iaśnieieſz imienia zaſzczyty, Ktore Cię przez wzgląd chwał niepoſpolity
Z nayzacnieyſzemi Damami rownaią,
Y z między takich prym ci ieſzcze daią. Pobożność ſzczerą bez chimer, przyſady Ludzkość naymnieyſzey nie maiącą wady, Rozumu byſtrość, wybor pięknych myśli Moy dziś Apollo z Muzy nieokryśli
Y twoia Pani ſkromność mi zabrania,
Ktora wſzech ludzi godnaś ieſt kochania,
Y woliſz w liczbie cnotliwych ſię mieſcić,
Niż pochwałami płonnemi ſię pieſcic. W wieku zepſutym, kędy cnota rzadka Swieć cnoty twemi, iako dobra Matka, Y żyi naydłużey, bo twe czerſtwe lata Wzorem ſą cnoty, y zaſzczytem świata.
Przedwieczne Nieba wyroki, Rachuiące ludzi kroki To prawo piſzą koniecznie,
Że każdy co ſię człek rodzi W czołno Charonta ugodzi Bo żyć nie może tu wiecznie.
Wſzyſcy więc ludzie pomrzemy, Jaką zaś śmiercią nie wiemy, Wſzakże nam obrać należy:
Lub z Alexandrem na placu, Lub z Sardanaplem w Pałacu Nim czas po temu ubieży.
Ja z tobą trzymam Wirgili: Że poledz w woynie naymili Za całość zwłaſzcza Oyczyzny,
Powſzechne Swiata kroniki Sami nawet przeciwniki Wielbią pochwałą te bliźny.
Sława każdego piecucha, Jak w każdym czaſie ieſt głucha Tak y po śmierci bez dzwięku,
Y imienia nie okraſi Y ſwe życie marnie ſkwaſi Wieczności minie zaś ręku.
Więc ſkoro włożon do truny Daleki Swiątyń fortuny Z ciałem y imie ſwe zgnoi,
Niepowetuie tey ſtraty Y naydłużſzemi choć laty W uſtach ludzi niepoſtoi.
Smierć naypięknieyſza przez rany Oyczyzny bronić kochany Choćby y życie ſwe łożyć,
Że prędko życia ſzafarki Dni twych popſuią zegarki Nie potrzeba ſię tym trwożyć.
Nie każdy wielki co żyie, Ziarno nie ginie, choć gniie Lecz więkſzy wyda pożytek
Tak ty gdy umrzeſz tak pięknie, Choć ſię z zazdrości rozpęknie Szczęście, odda ci dank wſzytek.
Y tak zmarłego w tym ſtanie Więkſza połowa zoſtanie Niż tego co mrze w purpurze,
Choć mu kloto[9] krew wiciśnie, W pamięci ludzkiey zabłyśnie Jakbyś go wyrył w Marmurze.
ODA XIII. NA DZIEN
IMIENIN ADAMA NARUSZEWICZA POETY LAUREM Y MEDALEM OD KROLA STANISŁAWA AUGUSTA UDAROWANEGO. Piſana ta Oda ze wſi do Warſzawy Roku 1773.
Wielki Poeto! ktorego iuż ſkronie Jaśnieią Polſzcze w lawrowey koronie, W dzień, co Imieniem twoim pięknie znaczyſz, Na pieśń mey Muzy wieyſkiey weyrzeć raczyſz.
Wſzak wieſz Poeto, że naywyżſze Bogi
Pomnieyſzych Bogow nawiedzali progi,
A moia Muza, że mnieyſza, umysnie
Pod twoiey Muzy opiekę ſię cisnie. Nie ieden zbłądzi mniemaiąc zapewne Że wziąwſzy ſkrzydła Pegaza powiewne, Chwały Twe, ktore Parnaſſu Opoki Głoſzą, nieść pragnę pod gorne obłoki.
Już ie wybornie Polſzcze odryſował
Apollo Polſki, gdy Cię udarował
Laurem Poéty, by y Polſka ſtrona
W kſztałt Rzymu miała ſwoiego Marona. Ja choć niewierzę w Sympatyą, ktora Nie ma dla ſiebie w cale Protektora, Skorom raz pierwſzy na Cię oczy rzucił Serce do ciebiem z oczami obrucił.
Potym twa ludzkość, przyſtęp, dobroć miła
Zupełniey ieſzcze mię Ci zniewoliła,
Y takim węzłem ziednoczyła ſcisle,
Iż Ciebie wielbić poprzeſtać nie myslę. Ztych względow w dzień ten, w ktorym na Parnaſie Pienia ſię wznoſzą, Muza odzywa ſię Y moia razem, ſądząc, że iey flety Od Cyter twoich nabiorą zalety.
W dzień mowię ſławny Imieniem Adama
Szlę Ci, co ſzczerość dyktuie mi ſama,
Kſztałtnieyſze innych ia wierſze uſłyſzę,
Szczerością wielu upewniam przepiſzę. Chwała Adamie wierz mi twoia znaczna, Nie zgładzi iey los, y zazdrość opaczna, Ani wiek poźny nie będzie ſpytany
Dla czego laur ci od Monarchy dany.
Gdy więc po śmierci będzieſz w Pismach wieczny,
Zyi długo Polſzcze naſzey użyteczny,
Niechay Polſkiego nas Marona uſta
Cieſzą pod rządem Polſkiego Auguſta.
ODA XIV.
NA GRY AZARDOWNE.
Stemmata quid proſunt Si luditur alea pernox.Juven.[10]
Do wielu nieſzczęść, co kray naſz grążą
Gry azardowne paſmem ſię wiążą W nich wſzyſtkie ſmaki Kładą Polaki.
Gra u mnie może bywać uczciwa,
Ktora nie wiele złota przegrywa, Grać dla zabawy Nietraci ſławy.
Ale zbyt drogo ceniona karta
Nie wiele u mnie ſzacunku warta, Kto wiele ſzuſtał, Ten prędko uſtał.
Odmienny widzę wiek naſz od Przodkow,
Maią Rodzice Synow wyrodkow
Idą ich role Na pancerolę.
Faraon w morzu ze ſprzętem tonie
Traci człek ſprzęty dziś w Faraonie Tu ſobie płaci, Co w morzu traci.
Nie nazbyt piękną ia rzeczą ſądzę
Od drugich wygrać znaczne pieniądze Lecz ieſt ſzalony W grze zatopiony.
Prawa dziś nowe ſobie ſtawiamy
W hańbie naywiękſzey chwały ſzukamy A to nas cieſzy, Co zgubić ſpieſzy.
Ten w ſobie pierwſzą zaletę czuie,
Ktorym naybardziey ſzczęscie kieruie Do Maryaſza Wſzyſtkich zapraſza,
Szlachetne tego Narodu ziomki
Walecznych Przodkow sliczne Potomki W kęzie ſię cieſzcie Bo wioſki wreſzcie.
Divitias fine divitum eſſe, tu vero virtutem præfer divitiis, nam ſi voles divitias cum virtute comparare, vix ſatis idoneæ divitiæ videbuntur, quæ virtutis pediſſequæ ſint.Cicero.[11]
O ty! ktora zacnoscią przechodziſz Boginie,
Ktorey wziętość krom ſzwanku wiekopomnie ſłynie,
Ktora ceną przewyżſzaſz brylanty, y złoto,
Jak mało miłośnikow maſz na ſwiecie cnoto!
Wſzyſtkie niemal u ludzi maią rzeczy względy,
Troſkliwie ſtaraią ſię ludzie o urzędy,
W zbiorach, ktore przeminą zatapiaią ſerce,
Sama cnota w oſtatniey u nich poniewierce.
Życie mowią: ieſt morze, a pieniądze wioſło,
Te mieć maſz, by Cię morze błędnie nieunioſło,
Cnota Sternik naylepſzy gdy tym wioſłem rządzi,
Upewniam: żegluiący po morzu niezbłądzi.
Że zaś rzadko trafia ſię, by bogaty ſzczerze
Z cnotą nierozerwane zawierał przymierze,
Wolałbym bydź bogatym w przymioty na duſzy,
Niż w złoto, ktore częſto y poczciwość kruſzy.
Cnota mowi Potocki: w kim ſię zakorzeni
Slicznie y nieśmiertelnie człeka zarumieni.
Wſzyſtkich u mnie na świecie rzeczy poczet długi
Nikczemny, nie wart bym go do cnot brał poſługi;
Cnota uſpokoienia pewna Rodzicielka,
W cnocie ſkarby naypierwſze, y ozdoba wſzelka.
ODA XVI.
PANSKA ŁASKA NIETRWAŁA.
Bardzo płocho poſtępuie
Ktory Panom nadſkakuie.
Swoie prace maiąc tanie
W Panach kładzie zaufanie.
Pańſka łaſka prędko miia,
Rozgniewa ſię, co ci ſprzyia,
Y w ktorymeś kładł nadzieie,
Zgubi Ciebie, y wyśmieie.
Poki Ciebie potrzebował
Poty tobie applaudował,
Gdy interes ſwoy zakończy,
Prędko ztobą ſię rozłączy.
Wſtań z popiołow dziś Seianie,
Stwierdź w tey mierze moie zdanie,
Byłeś pierwſzym Faworytem,
Niepoſzedłżeś potym z mytem?
Bellizary gromco Swiata
Za ſtrawione ſwoie lata
Tym od Panow ſię bogaciſz,
Że z maiątkiem oczy traciſz,
Do wyſokich względow cnota
Otworzyła tobie wrota,
Zazdrość Ciebie poniżyła,
Pańſka łaſka odſtąpiła,
Ktory Gotow głowy koſiſz
Dziś o ſzeląg na chleb proſiſz;
Ten rozumu mniemam nima:
Kto ſię Panow scisle trzyma,
Owſzem: kto im nad to ſłuży,
Niech nieſzczęście ſobie wruży.
ODA XVII.
Z SARBIEWSKIEGO
TŁOMACZONA DO POLAKOW GDY TATAROWIE PODOLE PUSTOSZYLI
Wieczna ohyda, nieśmiertelna rana Bitny Polaku tobie dziś zadana, Gdy gruby Geta, y dziekciarz z Wołoſzy Twoie Podole bezkarnie puſtoſzy.
Wielkie iuż z kraiu wywiezione łupy
Obmierzły Scyta gromadzi do kupy,
Z ktoremi zażył w rabowaniu ſpułki
Łupy przy Iſtrze rozdziela na pułki. Wſzyſtkie Podola, y trzody, y ſtada Już Tatar dziki łakomie poſiada Y danemi nam od natury darmi Stepy zawala, głodny brzuch ſwoy karmi.
W Jaſſyr zabraną płeć oboią Gety
Niewſtydnym Trakom daią na Tandety.
Reſzta do Scytow za Taurykę idzie
O hańbo kraiu, o Polſki niewſtydzie! Jako rozpryſłe, y lękliwe owce Drapieżne wilki gonią przez manowce. Gdy czuyny kądel na zwierza nie dybie, Y ſtroż leniwy zaſypia na ſkibie.
Tak my dodaiem Barbarzyńcom lecy,
Gdy Scytom ſzybkim podaiemy plecy,
Ktorzy po wſzyſtkich naſzych dobr frymarkach
Spiſzą nam prawa żelazem na karkach. Przerwiy ſen twardy, y miey ſię na pieczy Sławny Sarmato, niech cię nie kaleczy Los ſzczęścia płonny, nie ufay tey Pani, Bowiem nie ieden oſzukał ſię na ni.
Niech ci Tatarczuch dziś obrzydły płaci
Swoią poſoką za krew twoich Braci,
Niechay tę ziemię, ktorą teraz pali
Trupem ſwym na dłuż, y na ſzerz zawali.
Wſtaniemyż? czy nas złote domu ſprzęty
W nierozerwane pouymuią pęty,
Nieſprawiedliwie ten ſię złotem piesci,
Ktorego Przodek żelazem ſzeleści.
Zbytku podniety koſztowne puhary, W ktorych Tokaiu pełniemy nektary Dla woyſka zaraz obroćmy na płatę, Y więkſzą małym zatamuymy ſtratę.
Niech nieprzyiazna Strzała pierwey tarczy
Sięga, niż ſerce ranami obarczy,
Niech na początku Polak Polſki broni.
Zemdlałey ręki puklerz niezaſłoni. Wiele mi wprawdzie to otuchy daie, Że Polſka ſwemi upadkami wſtaie, Lecz y tą także uwagą ſię trwożę, Że iedna klęſka Narod zgubić może.
ODA XVIII.
NIC
NIEMASZ TRWAŁEGO NA SWIECIE.
Nie maſz nic w świecie co zrobiła ręka
Ludzka, trwałego, wſzyſtko wiek ponęka,
Bo coż czegoby potomności ſiły Nieobaliły?
Dziwiące niegdyś Swiat cały ſtruktury,
Pałace Cyra, Babilonu mury,
Koloſſy, co ſię pod Niebioſa pięły Nagle zniknęły.
Byli Troianie, y Troia wſpaniała
Po całym świecie wielkie imie miała,
Lecz ſkoro na nią Mars wydobył gradu, Nie maſz iey sladu.
Bitna Kartago Rzymu przeciwniczka
Nie uſzła czaſu łakomego Stryczka
Po ciężkiey woyny nieznośnym terminie Ulgła w perzynie.
Pogromna Swiata Rzym niekiedy hardy
Nagłemi zbity fortuny oſzkardy,
Tak ſię odmienił, że pytay ſię w Rzymie O Rzymu Imie.
Niech dziſiay ręka gmachy z miedzi kuie,
Niech z twardych Cedrow Pałace buduie,
Lub też z hartowney niech wyſtawia ſtali, Wiek to obali.
Darmo człek w głowie rzeczy trwałe ſtawi,
Bo czas pożerca wſzyſtko chciwie trawi,
Ktoreż początek co ma iaki, dzieło Końca niewzięło.
Jak Miaſt, tak ludzi wſławionych u ſwiata
Pobrały od nas zazdrościwe fata,
Ledwo ich tylko co Xięgi czytaią Dzis Imie znaią.
Więc kiedy wſzyſtko w drobny proch ſię kruſzy,
Skoro ſwę koſę ſrogi Saturn ruſzy,
Wnoś y ty człecze co ſię o wiek kuſiſz, Że umrzeć muſiſz.
Zaſzczyt ma wprawdzie wielki wielka duſza,
Że punkt honoru ią do dzieł poruſza,
A dzieł takowych, ktorych ſława kwitnie,
Choć Saturn koſą, człeka życie wytnie;
Punkt ten honoru, kto znieść z świata pragnie,
Zgubę otwarcie do Oyczyzny nagnie,
Bo y chwalebne Pogan owych czyny
Z tąd ſwych cnot ciągły początek iedyny;
Lecz punkt honoru, ktory dziś ſię wkrada,
Nie raz Oyczyznie zgubne razy zada,
Y zarażaiąc Lechowe Potomki
Z dobrych wſzkodliwe przeformywa Ziomki,
Minęły czaſy, kiedy punkt honory
Oyczyzny ſamey powiękſzały zbiory,
A ci co wielkie wykonali ſprawy,
Nabyciem wieczney ſzczycili ſię ſławy.
Dziś człek tamtego nie doydzie prawidła
Choć ſobie przyda y Dedala ſkrzydła.
Bowiem rzecz ſama iak kwiat z roży ſpada,
Jey tylko poſtać zoſtaie nam sniada.
Honor dziś na tym ſadzi ſię naybardzi,
Że wſzyſtkie prawa nieuważnie gardzi
Tak świat naucza, y modni Kacerze,
Z ktoremi dziſiay z ochotą przymierze
Wielu zawiera. Ten mi przyciął w żarcie,
Na marmurowey to napiſzę karcie,
Poki mu tego z lichwą niezapłacę
Na baſarunek choć naywięcey ſtracę.
O toż honoru rodzay widzim sliczny. Ten dyſtyngwował ſiebie przez rozliczny
Spoſob nauki. Przy nim moia gaśnie
Cnota (przy prawdzie nikczemnieią baśnie)
Od niego wſzyſtkich upewniam odrażę
Podnioſłſzy rozum. Punkt honoru każe. Ten rzekł: że zemnie ieſt tchorzyſko marny,
Same woiować potrafiłbym ſarny,
Niepoprzeſtanę poki mey ſzablicy
W puſtey pułgłowka nie utopie łbicy Ten mię uprzedził pierwſzą parą w tańcu,
Choćbym miał życie me łożyć naſzańcu,
Za tak ſzarpiący moy honor uczynek
Wyzwę natychmiaſt go na poiedynek. Ten, com mu wydarł dawniey iego włości,
Kiedy pozywa do ſprawiedliwości
Mię ſądu. Chociaż zgubię wſzyſtkie groſze,
Jako krogulca przecie go unoſzę.
Chociaż zaſtawię na lat trzy folwarki,
Jednym Patronom złote dam zegarki,
Drugich ſerduſzka dyamentem kopnę,
Aż też co my’slę nieodwłocznie dopnę. Inny mi śmiał rzec, że nie zdam ſię na nic,
Chociaż prawdziwy ieſtem Kaſztelanic,
Oſoba moia niezda ſię do krzeſła, Ani moy rozum do Muzow rzemieſła,
Moia Rodzina z Korabiu niewyſzła,
Lecz tylko z Lechem do tych kraiow przyſzła,
Zawſze coś o mnie prawi nie do rzeczy,
Żem Szlachcic ieſzcze od Adama przeczy;
Że moy Prapradziad był Baron Bareńſki,
Pradziad Podczaſzy y Łowczy Wendeńſki,
Dziad kreowany Parnaſkim Czeſnikiem
Co Pontum ſpalił Euxinum pewnikiem,
(Bo dobrze moia pamięć nie pamięta)
Oyca powaga mego w krzeſło wzięta,
Gdy taką potwarz na imie me kładzie,
Muſzę go zgładzić, co mi na zawadzie
Jeſt do honorow. Parę iutro rano
Szlę mu ładunkow, ſkoro ludzie wſtaną,
Y bym pokazał że ſmierć mu przyſunę,
Upewnię: niechay każe robić trunę. Punktem honoru takim Polak ſławny,
Jeſt że to honor? mamy dowod iawny. Przytrafiła ſię raz mi Awantura,
Gdym znaydował ſię na obiedzie, ktura
Informowała mię o pyſzę płochy
Tych ludzi, co te ſmieſzne czynią fochy,
Byłem u tego zaś, ktory w Senacie
Nie po iednym ſwym ſiedzi Antenacie,
Siadłem do ſtołu, gdzie było trzydzieści
Oſob dobranych, gdy rożne powiesci
Formuiem, Chciwość honoru nie ſyta
W Panu ſię dała widzieć, gdy mię pyta;
Czy iadłem obiad tak ſmaczny, y ſtary
Taki czy piłem likwor, złote czary,
Y rowne czyli widziałem kredenſa,
Na ktorych ſmaczne walaią ſię mięſa.
Ponieważ człowiek nie ieſt w ciemie bity,
Domniemałem ſię, pochwały ſowity
Że Panek żąda. Zatym grubo kłamie,
Że iako tylko Lwow, Warſzawa zna mię,
Y nie widziałem takiey ſrebra kwoty,
Y tak miſterney złotnika roboty.
Gdy tak moy ięzyk w chwałach Pana brodzi,
W tym iego ſługa do pokoiu wchodzi,
Y na reieſtrze wſkazuie piſane,
Jakie od tego konie kupowane,
Ten płacił tanio karyolki modne,
Ow dwie karety zapłacił wygodne,
Tamten iedwabny ſzor, a ſrebrem tkany,
Drugi wolancik kupił pozłacany.
Wierci ſię w krzesle, ledwie ſię nie pęka
Z zazdrości, łaie na ſługę, y ſtęka,
Że niezapłacił tego iak naydroży,
Co iego honor, y powagę mnoży,
Y iak na ſtopniu tym wziętości ſadzi,
Tak pod grobowiec w krotce zaprowadzi,
Co po wyſokim mowi mi urzędzie,
Gdy mię celować lada ſzuia będzie?
Tu ſkończył dyſkurs. Ja wziąłem naukę:
Jako ſzczęśliwſzy, co ſwą orząć włukę
Nikomu wyżſzey rangi niezazdrości,
Maiąc dla ſiebie chleba do ſytości.
Bydź Swiatu znany, y znać świat cały, Rzecz godna chwały.
Bo na to na Swiat człek ieſt wydany, Aby był znany.
Gdyby ſię ludzi chronił, w tey mierze Żyłby iak zwierze.
Trzeba koniecznie z ludźmi wſpołkować, Drugich ratować.
Złym nam zapłacą z powiaſtką ſtarą Złą także miarą.
Lecz ſiebie dawać całego światu, Chwały nie ma tu.
Nim ludziom ſłużyc zacznieſz w potrzebie, Znay wprzody ſiebie.
Gdy błędne ganiſz bliźniego drogi, Rzuć twe nałogi.
Wielu dziś ludzi na tym przeſtali, Że świat poznali [13] Wſzakże Biaſa swiadczy nauka: Że więkſza ſztuka
Walenſie ſrogi Wleź między Bogi, Y tam maſz wrogi.
Nerona ręka, Gdy Narod nęka, Y ſnu ſię lęka.
Rozumie człeczy Te miey na pieczy Prawdziwe rzeczy,
Nie miey ochoty Do wſzey niecnoty Uydzieſz z gryzoty.
SIELANKA
PASTUSZEK
OPŁAKUIE SMIERĆ MATKI.
Zycia ludzkiego nieſłuſzne ſzafarki
Zbyt nakręcacie porywczo zegarki,
Gdy śmiercią ſtraſzną w ſamym wieku kwiecie
Moią iedyną pociechę bierzecie Ach po tey ſtracie w ciepłych łzach powieki Moie moknące nieoſchną na wieki.
Matko naymilſza! na toże’s mię dała
Swiatu, abyś mię prędko porzucała,
Ledwom cię zaczął miłować, alisci,
Z żalem odſtąpić muſzę tey korzysci.
Ach po tey ſtracie w ciepłych łzach powieki Moie moknące nie oſchną na wieki.
Czylim rozgniewał Zodyaka iazdę,
Że ſzczęściu memu ſzle zazdrośną gwiazdę,
Lecz czyliż może bydź takowa wina,
Jaką mi karę ta nieſie godzina Ach po tey ſtracie w ciepłych łzach powieki Moie moknące nie oſchną na wieki.
Y czemużem Cię Matko nieuprzedził,
Czemum pol owych pierwey nienawiedził,
Abym przez ſmutne lamenta y łkanie
Mogł ci uproſić miłe pomieſzkanie Ach po tey ſtracie w ciepłych łzach powieki Moie moknące nie oſchną na wieki.
Ktoremiż ſłowy żal moy ia opiſzę,
Ktora pociecha ſerce ukołyſzę?
Żadna podobno. W dzień, y w nocy będę
Płakać, aż życia y ia niepozbędę Ach po tey ſtracie w ciepłych łzach powieki Moie moknące nie oſchną na wieki.
O opłakany moy w świecie przypadku
Czegoż odemnie żądaſz na oſtatku
Po tylu troſkach. Pewnie ſamey śmierci,
Wiem od niey żaden człek ſię niewywierci. Ach po tey ſtracie w ciepłych łzach powieki Moie moknące nie oſchną na wieki.
Nieſzczęsny Synu! bodayby mogiła
Twoia uroſła, a Twa Matka żyła,
Bodayby ciebie poźny wiek ztąd chwalił,
Ześ życiem twoim Matczynę ocalił Ach po tey ſtracie w ciepłych łzach powieki Moie moknące nie oſchną na wieki.
Lecz kiedy wola naywyżſzego Pana,
By opusciła mię Matka kochana,
Zgadzam ſię ia znią, przecie łez ſtrumienie
Muſzę wylewać na oney wſpomnienie. Ach po tey ſtracie w ciepłych łzach powieki Moie moknące nie oſchną na wieki.
Nayukochańſza! naymileyſza Matko!
Ktoraś kochała mnie miłością rzadką,
W nayżałośnieyſzych ſłow innych gromadzie
Te Ci Syn ſłowa za nadgrobek kładzie: Że po twey ſtracie w ciepłych łzach powieki Jego moknące nie oſchną na wieki.
ODA XXI.
NA KŁAMCOW.
Szpetny kłamſtwa wyſtępek chociaż ludziom ſzkodzi, Przecie go kocha Dziś liczba płocha,
Y właſnie ſobie w nim znacznie ſłodzi.
Kłamca za kłamſtwa zaraz ſłuſzne nieſie kary, Że na fałſz, czyli Prawdę ſię ſili Nie daie nigdy wielu mu wiary.
Ale ludzie na świecie coż tak złego ſnuią W ſwych proſzę ſprawach, Albo zabawach, Że Kłamcy codzień ich oſzukuią.
Szkoda, że tych na świecie Boſkie dzwiga ramie, Co narod hydzą, Prawdą ſię brzydzą, Podłych ſzalbierzow dzwigaiąc znamie.
ROZMOWA
MIĘDZY
NIEWINNOSCIĄ y SPRAWIEDLIWOSCIĄ
Niew.Samo mię Imie bydź niewinną zowie,
Przecie ciężary moie kto opowie?
W codziennym płaczu rozrzewniona chodzę,
Tak ſię nademną ludzie paſtwią ſrodze. Spr. Mogąż być ludzie w tym iuż niecnot kroku,
Ażeby iak woſk nie miękli z widoku
Tego, gdy z Twoiey rozczochraney koſy
Bielſze od śniegu rwieſz, y miotaſz włoſy?
Coż ta za roſpacz? maſz mię przyiaciołkę.
Pozwol niech ia mam w żalu z tobą wſpołkę. Niew. Ponieważ każeſz. Powiem ci rzecz iedną,
Co mię ſpotkała ach Panienkę biedną
Onegday pono. Niewinnego człeka.
Przebog... omdlewam.. mysl ſię z żalu wſcieka...
Spr. Pewnie zabito... Niew. - - - - - - dzikie okrucieńſtwo
Jezeli kiedy, onegday zwycięſtwo
Nademną wzięło, człeka w wieku kwiecie
Sprzątnęło z świata... Spr. - - - - - - - za coż proſzę przecie? Niew. Kawaler młody na tortury wzięty
O podeyrzane zaboyſtwo, przeięty
Wſkroś będąc bolem, przyznał ſię, y w cwierci
Żywcem rąbany, w dzień po iego śmierci
Pokazali ſię, za ktorych zabicie
Sądem nieſłuſznym nędzne łożył życie.
Nie mamże przyznay przyiaciołko! pewnie
Słuſzney przyczyny płakać na to rzewnie?
Od Magiſtratow te ponoſząc plagi? Spr. Płacz twoy ieſt ſłuſzny, ieſt y wielkiey wagi,
Na okrucieńſtwo natura ſię wzruſza,
Kogoż niewinność do łez nie przymuſza
W biedzie będąca? Lecz y mnie to tyka
Bez naymnieyſzego świadectwa promyka
Cwiertować człeka- Coż to ſię iuż dzieie,
Już mną świat gardzi, iuż ſię ze mnie śmieie,
Wſzakże ſzalonym za zaboyſtwo głowy
Nie mamy ścinać, mogłże rozum zdrowy
Tego katować, ktory przez mąk ſkutek
Sam na ſię ściągnął śmierć, a dla mnie ſmutek.
Toż iuż każdego bez kradzieży lica
Bolem zdiętego czeka ſzubienica?
Z gruntu beſpieczność wſzyſtkich ludzi niknie,
Gdy ludzi gubić tak urząd przywyknie.
Karać za zbrodnie zwierzchnośći powinny,
Ktorymże prawem ma ginąć niewinny? Niew. Ta śmierć zarowno nas obiedwie boli.
Cóż czynić kiedy ieſteśmy w niewoli?
Wymyſł przeięty od Tygryſow dziki
Wziąwſzy nieſłuſzność, y złość w przewodniki
Nowe ſtanowi dla ludzi męczarnie.
Ja ſądzę: lepiey, że zbrodnia bezkarnie
Poydzie, gdy ſkryta; niż niewinnych dręczyć,
Na co natura nie przeſtaie ięczyć. Spr. Prawdę powiadaſz, na wſzyſtko ſię piſzę.
Cokolwiek od Cię przyiaciołko ſłyſzę:
Mowią: tortury dla poznania prawdy
Są używane, lecz przez nie, nie zawdy
Upewniaią ſię, ſłaby bowiem prawi
Czego nie zrobił, mocny nie wyiawi
Choć go w torturach przypieczeſz y ſzyną. Niew. Niewytrzymałość ſamaż będzie winą,
Że człek śmierć połknie. Szczęśliwſzego nima
Nad Łotra w świecie, bo bole wytrzyma..
Bodayby nigdy na świat ſię nie rodził,
Kto pierwſzy kſztałtem tym na ludzi godził.
Tyranni Swiata, co poddanych mysli
Przeciwko ſobie karali nayſcisli,
Wymyslnych tortur na ludzi nie chwalą,
Gdy w wołach z miedzi wynalazcow palą. Spr. W ten czas to było, kiedy świat złe ſprawy
Karał ſurowie; na dobre łaſkawy,
Dziś to nie w modzie, prawo paięczyna,
Bąk ſię przebiie, a na muzſzkę wina,
Słuſzność uſtąpić muſi intereſom
Częſtokroć nawet złotem pełnym kieſom
Niewinność w ten czas nie będzie męczona,
Kiedy mocnego mieć będzie Patrona. Niew. Mam wielką ufność, że ſię nam wiek wruci,
Ktory tę dzikość tortur przecz odrzuci,
Ktory nie miłe iuż życie, oſłodzi
Ludziom, y przeſzłe katownie nadgrodzi. Spr. Jeżli co mowiſz, wiek ktory uczyni,
Będzieſz mieć u mnie imie Prorokini,
Ja trzymam: będąc iuż rozpaczy na dnie,
Że to nie będzie, chociaż świat przepadnie.
SATYRA
NA GADUŁOW.
Czy ſię gdzieś okręt rozbił z gadułami,
Czy też gaduły iuż rodzą ſię ſami,
Że gdzie ciekawe rzucę tylko oczy,
Zawſze gaduła z motłoku wyſkoczy
Ludzi przedemnie. Darmo ſiebie chronię
Od tych Ichmościow, bo na każdey ſtronie
Widzę gromadę. Choć ſię na nich gniwam,
Choć nie iednemu pod noſem nakiwam,
Czaſem, przyznam ſię, ręka kiiem ſkropi
Gadułę złego. Obracam ſię, tropi
Za mną ten Panicz. Krzyżę nawet czynię
Sto razy na dzień, alboż mię ominie
Mowiąc gaduła. Y ta rzecz nie nada,
Uciekam z domu, ſiedzę u Sąſiada,
Kryię ſię przebog ledwie nie pod łuſzko,
Zatykam uſzy iuż głuche poduſzką,
Nic nie pomoże. Nie bywam y w Mieście,
Bydż na redutach zarzekam ſię w reſzcie,
Zagradzam nawet do moich wrot drogę,
Przecie gadułow uſtrzedz ſię nie mogę,
Jak wiele razy złorzeczę na ziemie,
Że tak dla świata ciężkie noſi brzemie,
Ktore nie maiac w gębie ſwoiey miarki,
Spokoyność pſuie, y na wſzyſtkich barki
Kładzie ciężary. Gadam co w ſekrecie
Z drugim.. ten wchodzi.. mrugam, proſzę.. przecie
On hałaſuie,[14] Mam interes z krawcem,
Jegomość wpada... o iakbym latawcem
Chciał z Domu uciec. Zaczynam pacierze
Z pościeli wſtawſzy.. złość mię nagła bierze,
Gdy co raz nowi wchodzą gadułowie,
Dzień dobry życząc, troſkliwie o zdrowie
Mnie pytaią ſię. Lecz na coż krew pſuię
Sobie daremnie. Nikt nie wynicuie
Ich iak ſą warci. O dziewiątey z rana
Szedłem do Miaſta, mysl moia ſtroſkana
Była, ze umknął Kredytor mi z ręki
Choć wielu brało go w ſwoie poręki.
W Bramie Halickiey widzę mi zachodzi
Jakiś y mowi: niech ſię ſpytać godzi,
Czy nie WMć Pan to, ktorego tak ſłynie
Sława po Polſzcze, w Paryżu, w Berlinie?
Zdumiały na to, ſpozieram nań zoka,
Nałbie u niego magierka wyſoka,
Szabla u boku od rdzy napoł ziadła,
Wąſy za ucho, a cera wybladła.
W lot pomysliłem: zginąłem zaiſte,
Wpadłem w nieſzczęście dziſiay oczywiſte,
Mroż był nie lada. Więc rzeknę: otwarcie:
Znam ſię Moſpanie na Wacpana żarcie,
Gdyż co powiadaſz, nie do mnie to ſłuży,
Francya... Berlin... nie mogę ſię dłuży
Bawić z Wacpanem; à Dieu moy Panie.
Ten mię o krotkie proſi poczekanie,
Zatrzymuię ſię. Zaczyna mi ſłowy
Paryż wychwalać, y w Berlinie nowy
Pałac Krolewſki... prawi mi androny.
Rzycam oczyma na obydwie ſtrony,
Chciałbym wynaleść iakowego człeka
Temu do wſpołki, co mi tak dopika
Swoim dyſkurſem. Siągam do kieſzeni,
Dobywam worka.. mowię: wiem uczeni,
Tacy, iak Wacpan, zoſtawaią w nędzy,
Rozkażeſz ſłużyć, dam ci co z pieniędzy;
Ja zaś dla ſiebie obiecuię ſzkodę,
Tak długi dyſkurs że z Wacpanem wiodę.
W prawdzie, rzecze mi, nie ieſtem w potrzebie,
Lecz, że chleb maiąc na iutro o chlebie
Mysleć, rzecz dobra, z wſzelaką ochotą,
Przyiąć gotowem Holenderſkie złoto.
Abym ſię pozbył kładę mu na ręce
Siedem Holendrow, mowiąc: koniec męce
Już moiey będzie. Nieprawda. Bo zacznie
Dopiero mowić: o iakże opacznie
Mnie udawano WMćPana, żmindakiem
Go nazywano, ia byłem proſtakiem
W tey mierze, wyznam, ale teraz widzę
Hoyną w Waćpanu duſzę, więc ſię brzydzę
Dawnym mniemaniem; prawdziwie w Madrycie
Prowadzić zacne mogłbyś Wacpań[15] życie,
Tak będąc ſzczodrym. Mnie, ktory nie proſzę
Szafować złote ieſt to Pańſka, groſze,
Niewychwalę cię Panie nigdy w mowie,
Y twoiey łaſki. Zawrot cierpię w głowie
Jego ſłuchając, drę na ſobie ſuknie,
Chcę ſię wysliznąć, aż gaduła fuknie:
Poczekay WMćPan, wſzakże czekam długo,
Czegoż chceſz po mnie, czyżem twoim ſługą,
Piiawko krwiſta puść mię; gdy to prawie
Kączę, nadchodzi rąd żołnierzy, żwawie
Poczyna krzyczeć: A tuś zdrayco! doſić
Już nabroiłeś.. nikt ciebie wyproſić
Od nas nie zdoła; za twoie narowy
Przywitaſz Bracie żelazne okowy.
Ucieſzyłem ſię nie tak z cudzey biedy,
Jako, że wolnym nie byłem, aż w tedy
Gdy iego wzięto. Że zaś czas upłynął
W mieście ſprawunku, by ſię nienawinął
Drugi gaduła, niedbaiąc na zdrowie
Tak prędko wracam, że na Łyczakowie
W pięć minut byłem, od owego czaſu
Przecie gadułow nie czuię hałaſu,
Nie wiem na długo. To ſzczerze wyznaię,
Że mi ſię pokoy bez nich raiem zdaie.
Częſto iuż Xiążkę bez przerwania czytam,
W czym powątpiewam, rozumnieyſzych pytam,
Zgoła w Parnaſkich Sioſtr ieſtem opiece;
Nikt mi nad głową kiedy nieſzczebiece.
Gdyby do kozy brano myslę ſobie
Wſzystkich gadułow, pewniebym w żałobie
Nie chodził przez to. A wſzyſcyby żyli
Spokoynie, y wiek ſwoy mile pędzili.
ODA XXII.
DOBROCZYNNOŚĆ POTRZEBNA NA SWIECIE.
Łaſkawością ludzie żyią, W tych ſię progach paſmem wiią, Gdzie nie ſkąpią ſwych pieniędzy Na poparcie biednych w nędzy.
Ja takiego (wiem nie błądzę)
Godnym wiekow długich ſądzę,
Co łaſkawe oczy zwraca
Na tych, ktorych nędza maca. Nie ieden dziś ſługa pewnie Na ſwych Panow płacze rzewnie, Drugi, gdy mi głod dogrzewa Tę codziennie piosnkę ſpiewa,
Dokąd chleba z żyta było
Póty ſię Panu ſłużyło,
Dziś, że nie maſz chleba z żyta,
To też Panie z zaſług kwita. Dla ſiebie ſię Pan nierodzi, Sobie żyć mu ſię niegodzi, Kiedy niechce bydż Szafarzem, Będzie karan z złym włodarzem
Ubogiego niech Pan wſpiera,
Broni, żywi, nie odziera,
Gdy odarty będzie nagi
Dwoiſte Pan wezmie plagi, Niech to Panu będzie zyſkiem, By iſtotą, y nazwiſkiem W Protektorow ludzkich grono Jego imię policzono.
Moia przed takim co ſtroi ſię pięknie
Duſza człowiekiem nigdy nie uklęknie.
Wſzyſtkie, co tylko ma Arab odory
Gaſzek ſprowadza do ſwoiey komory,
Pełne ich włoſy, ubiory y chuſtki,
Szkoda: że w głowie ſamey wielkie puſtki.
Coż daley czyni? o to nawet ruże
Na przyodzianie twarzy ſwoiey ſtruże;
Niezważaiąc ta w męſkim ſtroiu Ninfa,
Że iego będzie twarz koſztować tynfa.
Wreſzcie, nic do mnie ta rzecz nienależy,
Kto ſię fryzuie, kto w iakiey odzieży;
Albowiem w ſamey zatopion nauce,
Nie znam ſię dobrze na Galantow ſztuce.
ODA XXIV.
NA ZEMSTĘ.
Rzecz dziwnie miła, Kiedy kto ſiła
Na krzywdzących ſię dobrodzieyſtw zlewa, To właśnie robi, Co człeka zdobi,
Y zkąd mu chwała wieczna przybywa.
MARCYANNY ZBIERZCHOWSKI PODKO- MORZANKI RAWSKIEY Y ADAMA KICINSKIEGO WOYSKIEGO CZERSKIEGO GENERAŁA WOYSK. KOR. Roku 1773.
Pięknie zaczyna, y pomyslnie kączy,
Kto wielki rozum z cnotą znaczną łączy,
Nuż kiedy z temi Imie zacne ſprzęże,
Żaden go ięzyk wielbić nie doſięże.
Twóy to dobrana Paro obraz żywy,
Twoich przymiotow ten wyraz prawdziwy,
Że iak każde z Was ieſt cnot wſzelkich zbiorem,
Tak dziś Małżonkow ſtaiecie ſię wzorem.
Niewiodą Cypru Bogini was żądze,
Nie na okrągłe łakomſtwo pieniądze,
Nie nierozmyslny iakowi trafunek,
Ani wyżſzości w ktorym z was ſzacunek.
Aby z was iedno dla drugiego było,
Y w dalſzym życiu nic was nie rożniło,
Natura Matka chcąc was wydać światu
Rownego w wſzyſtkim użyła warſtatu.
Rowne Wam z Matką dała wyſſać cnoty,
Rownemi ciała okryła przymioty,
Rownym Imieniem y rozumem klei,
Pewna zaſzczytu dla Polſki nadziei.
Tak, że gdy wyznać będzie można śmiele,
Skarżyć ſię muſi na naturę wiele,
Że taż natura, która was wydała
Dla was ſię Matką, im Macochą ſtała.
Zepſutych czaſow w Was nienawiść harda,
Deiſtkich maxym odważna pogarda,
Pobozność ſzczera, bez chimer przyſady,
Zachęcaiące ſkutecznie przykłady.
Ludzkość umyſłu, y chęci otwarta
Naywiękſzych znakow poważenia warta
Zaległa cale ſerc waſzych podwoie.
Gdy w nich mieſzkanie założyła ſwoie.
Dobroć natury, ſtateczny grunt ſerca,
Ktorych nieſzczerni naywiękſzy oſzczerca,
W tak rowney u was ułożone mierze,
Iż wątpić można, ktore z was prym bierze.
Powolnośc, przyſtęp, uczynki bez winy,
Spoſob ſkarbienia ſerc ludzkich iedyny,
Y w wiecznotrwałe was kładzie pamięci,
Y wſzech wam czyni hołduiące chęci.
Do tych zaſzczytow Paro sliczna właſnych
Przyłączaſz chwały Imion ſwoich kraſnych,
Ktore iak ziemia ſłuży Panu żyźnie
Uźytecznemi ſwey były Oyczyznie.
Zacne Kicińſkich w Polſzcze naſzey Imie
Nieuſtąpiło żadnemu w eſtymie,
Rownie w pokoiu, y na woynie ſławne,
Jak nas kroniki nauczaią dawne.
Niemnieyſzą korzyść y Zbierzchowſkich plemie
Na Polſkę naſzą wylewało ziemię
Ozdobę, zaſzczyt, y pożytek taki,
Iż y dziś w mężach widzim tego znaki.
Te sliczne Domy Hymen weſel Xiąże
W nierozerwane dziś ogniwa wiąże,
Kiedy Zbierzchowskich Domu zaſzczyt Dama
Staie ſię Panią ſerca dziś Adama-
Równie ogrodnik parę płonek w gaiu
Znalazłſzy, ſadzi w ogrod, a te w maiu
Liſt buyny nioſą z kwiatem, potym w lecie
Smaczny dzwigaią Panu frukt na grzbiecie.
Tak na gołąbkow pary śnieżney ſzyie
Kładzie iedwabne Cyterea ſzliie,
Cieſzy ſię rowną tey Parki urodą
Pieścidłem mieni, y ſwoią ſwobodą,
Tak pilny kmiotek ſwey pracowney doli
Zaprzęga wołki zgodliwe do roli,
Ktoremi Pana powiękſza doſtałki[16],
Wykarmia ſwoie, y odziwa dziatki.
Tak ulubionych Synogarlic dwoie
Lepią gniazdeczko, y mieſzkanie ſwoie,
Żadna ich paſtwa nigdy nic rozdwaia,
Bo miłość rowna one w parę ſpaia.
Tak milſzy odgłos dwa ſzpinety zgodne
Daią, y zapach dwa kwiaty ogrodne,
Tak ſtroż przy drugim w kompanii śmielſzy
Bluſzcz ſię przy tyczy wynoſi wéſelſzy.
Tak dwie pochodnie widniey zawſze świecą
Y dwa kanarki donośniey ſzczebiecą,
Tak droga perła z ſzmaragdem ſię pieści,
Tak ſię karbunkuł w czyſtym złocie mieści.
Tak ſię ty łączyſz Paro dziś dobrana,
Slicznie Imieniem, sliczniey cnotą znana,
Ta Cię iednoczy, y w ſwe iarzmo ſprzęga
Scisley, niżeli Małżonkow przyſięga.
Cnoty prawidłem ziednoczone łoże
Jakież pożytki Polſzcze wydać może?
Albo kto ſłuſzniey to pytanie przyda,
Ktorych zaſzczytow dla Polſki nie wyda?
Twa cnota, ktora dziſiay ſłynie wſzędzie
W twych Paro Synach rozkrzewiać ſię będzie,
W wieku, gdzie polor kwitnie naybardzi
Wielu niezważnie polorem gardzi,
Gdy cudze kraie otwarcie łaie,
Y na nie pełną gębą powſtaie. Wſzak z iedney rzeczy od wſzyſłkich[17] ſądzić Nie może, ktory nie pragnie błądzić; Że w cudzych kraiach kto ſię zepſował, Czyż każdy będzie go naśladował?
Nayrozumnieyſze Oſoby w świecie
Woiaż roſtropny maią w zalecie,
Ci, ktorzy pierwſzym w głowie nie rowni,
Na te podroże ſą wielomowni. Naypierwſi ganią woiaż żmindaki By ochronili ſwoie ſzoſtaki, Wiedzą to bowiem, że trzeba ſtracić, Kto chce przez woiaż rozum bogacić. Drudzy co ganią to, ſą nieuki, Ktorzy z młodości pilnuią włuki, Na tym ſię ſadzi onych mysl Pańſka, Że zboże pławią co rok do Gdańſka. Inni też widząc złe obyczaie W Polſzcze, ſierdzą ſię na cudze kraie, Choć Polſka wiele zamyka takich, Kray obcy niema w roſpuście iakich. Nie woiaż ludzi upewniam pſuie, Złe wychowanie dzieci ſprawuie, Że nieprawioną do cnoty nogą Torowną idą wyſtępkow drogą. Przyſłowie mowi: że y w Paryżu Z hreczaney kaſzy nie zrobią ryżu; Kto zaś gruntownie chwycił ſię cnoty, Nieſtraci do niey nigdzie ochoty. Oddalmy przeto naſze przeſądy Że cudze kraie na ludzi prądy Są niebeſpieczne, bo zdaie mnie ſię Że ſzkody żadney woiaż nie nieſie.
Tyt.Coż ci ſię to takiego moy Dameto ſtało? Rok cały moie oko ciebie nie widziało, Rozumiałem zapewne, ześ iuż umarł, przecie Jeſzcze do mnie przychodziſz, Bogu dzięki, że Cię W dobrym zdrowiu zachował.Dam. Nie dziw ſię Tytyrze Żem dawno Cię nawiedzał.. Trzodę ktorą zwirze Rozegnało mi w leſie, wypłacałem w takach Panu, poznaſz po moich to na ręku znakach, Rok temu ongi minął, iak mię wzięto w dyby... Tyt. W domu ieſtem. Nie darmo w ow czas pomnę ſkiby Paliły ſię z wieczora, ſmutne wſzyſtkie owce Tu y owdzie biegały przez dzikie manowce, Jeść właśnie nie chcąć[18] zdziebła; a toś ty przyczyna Moy Dameto ſerdeczny, pociecho iedyna.. Żal mi Cię przyiacielu! Lecz opowiedz śmiało Jak ci ſię przytrafiła tę rzecz proſzę całą. Dam. Wieſz Bracie iak częſtokroć czeladka leniwa U naylepiey płacących goſpodarzow bywa, Miałem y ia wyroſtka. Nie mogąc ſam w pole
Iść za trzodą, poſłałem iego, gdy na rolę Puscił moie baranki, nakrywſzy ſię frokiem Zasnął ſobie ſzczęsliwie, y nie wſtał, aż mrokiem, To wilki poſłyſzawſzy z manowcow wypadły Wſzyſtką trzodę rozgnały, y kilkoro ziadły, Pan, ktory miłoſierdzia niema y fenika, W kiy mię związać rozkazał, wrzucić do kurnika, A potym w dyby zabić. Darmo Koryl w mowie Rozumny proſił za mną. On ſam to opowie, Bo widzę idzie do nas.Kor. Jak ſię Bracia macie! Piękną rzecz wam opowiem, gdy mię poſłuchacie. Tyt. Mow prędko moy Korylku..Dam. Proſim Ciebie oba. Tyt. Lecz powiedz prawdę iſtną, bo twa młoda doba Częſto z nami figluie.Kor. Żebym was nie bawił, Powiem wam, po com ſię tu dziś przed wami ſtawił, Pan ow naſz pożądany, Pan nieprzepłacony W naſze niedawno przybył na mieſzkanie ſtrony. Tyt. Pan naſz do nas zbliżył ſię; ah ieżli do prawdy To powiadaſz, prawdziwym nazowię cię zawdy. Dam. Z oczu twoich miarkuię.. żartuieſz Korylu, Na reſzcie, y to myslę, oſzukałeś tylu. Kor. Prawdziwie wam powiadam, iż Pan iuż ieſt w Mieście Gotuycie ſię go witać, y podaki nieście. Tyt. Kiedy tak, to wierzemy; Ale czy nie hardy, Żeby miaſto wdzięczności nie pokazał wzgardy, Gdy my go powitamy.Dam. Bywa to u Panow, Że nie puſzczą do ſiebie ludzi z podłych ſtanow. Kor. Co za to, moie gardło, owſzem wſzyſtko ſtawię, Ze was wſtydu, y wzgardy dziſiay nie nabawię,
Pan ieſt dobry, iako Woſk, zobaczył mię wczora Gdym przyſzedł po owieczkę z błąkaną do Dwora, Zawołał mię łaſkawie, pogłaſkał po głowie, Mowiąc: iak ſię tu macie kochani Chłopkowie, Jam plackiem przed nim upadł, całuiąc mu ſtopy... Dam. Kiedy tak ieſt Pan grzeczny, opatrzywſzy ſzopy, Aby wilk niezakradł ſię, lub chciwość człowieka, Co to pory gdy niemaſz goſpodarza czeka, Zbierzemy pomocnikow z okolicy razem, Y łaſkawcę powitać poydziemy obłazem. Tyt. Mam między owieczkami iednę iak śnieg białą. Wielu iey ſię iuż u mnie dawno napierało, Tę ia wezmę dla Pana.Dam. Ja koziołka kuca, Na ktorym Srokacinka gdzie niegdzie ſię rzuca, Ponioſę także Panu.Kor. Ja będąc u Matki W opiece ieſzcze sciſłey, na takie podatki, Jak wy, niezdobędę ſię; dwa wędzone w dymie Syrki mu ofiaruię, iezli tylko przymię; Idźmyż iuż, na co czekać.Tyt. Idźmy, lecz gdy goście Będą u Pana - więc w przod czy wolno wniść, proscie. Dam. Ty Tytyrze w nayſtarſzym między nami ſtanie, Pierwszy twoie zaczynay Pana powitanie. Tyt. Nie maſz czaſu kłocić ſię. Więc zaczynam: Złoty Panie naſz, nie przychodzim twoie wielbić cnoty, Bo to chociaż poznaie naſza w tobie duſza, Niepotrafi wyrazić wymowa Paſtuſza. Idziem ciebie przywitać, iak naſzą ucieczkę, Niegardź Panie, racz przyiąć tę białą owieczkę: Dam. Nieuczyłem ſię w Szkole, wiem tylko, poddany
Że ſzanować powinien ſwoie zawſze Pany, Z tego przeto powodu o twoim przybyciu Upewniony, w ktorego moie życie, życiu, Spieſzę Ciebie powitać, witay moy Łaſkawco! Moy Panie, drogi ſkarbie, moy ty Chlebodawco, Nieodwracay upraſzam miluchnego czołka Od mego ſtrokatego, coś nioſę, koziołka. Kor. Matka moia pognała owieczki na roſę. Przeto ubogi Koryl parę Syrkow nioſę Dla ciebie naygodnieyſze y łaſkawe Panie, Każ ie ſługom odebrać, y oczy rzuć na nie. Niech to będzie dowodem, że Cię naſzym znamy Panem, y z całey duſzy, iak trzeba kochamy. Lecz że Tytyr z Dametą tak ſą opieſzali, Iż nowego winſzować roku omieſzkali, Ja zaczynam perorę, chociaż ieſzcze młody, Poki wſzyſykich Paſtuſzkow ſtanie w świecie trzody, Poki świecić na Niebie nie przeſtanie ſłońce, Poki niepoprzeſtaną ſpiewać żołte dzwońce, Poty żyi, poty niech ci miłe ſprzyia zdrowie Tyt. Ile mrowek zamyka w ſobie wielkie mrowie, Ile liścia na drzewie, kwiatow w polach płowych, Tyle życzę ci zdrowia, pomyslności nowych. Dam. Poki wſzyſtkie mieć będą wody do rzek scieki Poki wſzyſtkie do morza będą wpadać rzeki, Poki Wiosna naſtąpi bez ſprzeczki po zimie, Poty niechay głoſi ſię twoie Panie imie. Kor. Ile kropel nawałne zawieraią deſzcze, Tyle tobie lat życzę, lub co więcey ieſzcze
Mogę znaleść.Tyt. Żyi Panie wiek nam nieprzeżyty
Aż poki chwały będąc w okolicy ſyty,
Sam zechceſz. Od Paſtuſzkow te przyiąwſzy chęci
Racz niemi nie pogardzać; a mieć ie w pamięci.
ODA XXVII.
NA DESZCZ LETNI.
Czyli z Niebianow iednoſtayney rady,
Czyli z ſwey woli płaczliwe Pleiady
Rzęſiſtą rosę na horyzont toczą,
Ktoremi kmiotkow pracowitość moczą. Lub nieoſtrożny Ganimedes ſwoie, Ktore podaie Bożętom napoie Rozlał po Niebie, tak że przez obłoki Leiąc ſię, z ſuchych mieysc czynią potoki.
Lub Charon przewoz maiący w opiece
Duſz na inny świat, a małą na rzece
Widzący wodę, na poſpiech ſwey łodzi,
Te u Jowiſza uproſił powodzi, Albo Cytera na Dykteyſkiey Idzie Po ulubionym płacząc Adonidzie Z towarzyſzkami (o żalu dość rzadki) Łzy ſzle ſwe do nas iako ſmutku swiadki.
Albo rzucaiąc Tantal piekła cienie
Tu ſwoie gaſić chce deſzczem pragnienie;
Lub Danaydy bezdenne Antały
Z Erebu na Swiat powyprowadzały. Lub przez te nagle ſpadaiące deſzcze, Jowiſz ſię ſpuſzcza do Danae ieſzcze; Albo Apolla mądre Sioſtry płaczą, Że dziś w Skępcow mało bardzo znaczą.
Lub na Cererę rozgniewane Bogi
Tym kſztałtem na nią ſwoy gniew leią ſrogi,
By iey zardzewić ſierp, y ſtalną koſę
Soczyſtą na świat wylewaią roſę. Lub Tetys w wodzie prowadząca życie Nie może wody utrzymać w korycie. Lub Bachus ſiedząc na Antałka grzbiecie Swoie likwory roztacza po świecie.
Albo że każdy człowiek ſłuſzniey wyzna,
Gdy to ſamemu Stworcy rzeczy przyzna,
Ktory, y karze człowieka, y cieſzy,
Jak w płacz rozrzewni, tak znowu rozſmieſzy.
ODA XXVIII.
NA POGODĘ LETNIĄ.
Skoro Tytan z brudnych fal złotobiodre cugi
Wyprowadzać zamysla żądany czas długi, Jutrzenka ſrebro po roſie ſieie, Wſzyſtko ſię cieſzy, wſzyſtko ſię śmieie.
Toż kiedy iuż na złotym ſiedzący rydwanie
Przeziera ſię z wyſoka w ſzklannym Oceanie, Morfea z gruntu rozpędza cienie Przez blaſkobitne ſwoie promienie.
Ziemia wczora nawałnym Boreo przeſzyta,
Y deſzczem nieſpodzianym zupełnie nakryta, Wita z umizgiem nowotne ſłońce Wciągaiąc ciepłe w ſię Feba gońce.
Ptaſzęta ſame ktore pod dachy ſię kryły
Przed ſłotą, Feba promień zobaczywſzy miły Po rozłożyſtych y buynych śmiele Rozwodzą laſach miłą kapelę.
Owczarz z koſzar wypędza na paſtwiſko trzodę.
Goſpodarz zle znoſzący wczora niepogodę Ludzi roboczych w pole wyprawia, W weſołey myśli pożytki ſtawia.
Jedni ſierpami żytko doſtałe zrzynaią,
Ci ſtalną koſą młode murawy scinaią, Zboża użęte krępuią w ſnopki. Siano pakuią w ſtogi parobki.
Czuły koło ſwoiego Ogrodnik Ogrodka
By mu gruſzka doyzrzała, y winna iagodka Drzewka fruktowe za wczaſu ſzczepi Macice ſchnące Tetydą krzepi,
Łowami bawiący ſię wyprowadza gończe
Pſy w knieie, biie dziki, wilki, ſarny rącze Na promenadę ten udaie ſię, Y w ſzmaragdowym bawi ſię leſie.
KTORZY ZAKOPUIĄ TALENTA SWOIE PRZEZ PRYWATNE ZYCIE.
Ganię ia wcale to Stoikow zdanie
Mądry że w ſobie ukontentowanie
Zamyka ſamym; u mnie rowny plewie,
Kiedy o iego nikt mądrości nie wie. Nieużyteczna zamknięta Xięgarnia, Nie świeci, ſkoro ukryta latarnia, Jakże człek mądrym nazywać ſię może Ktory nauką drugich niewſpomoże?
Wprawdzie z każdey ſię rzeczy ſwoiey chlubić
Jeſt to prawdziwey pochwały nielubić;
Lecz też z mądroscią kryć ſię między lochy,
Poſtępek własnie zazdrośny lub płochy. Dla towarzyſtwa człek na świat ſię rodzi, Z ludzmi ſpołeczność życie ludzkie ſłodzi, Nie można zaś bydź drugim towarzyſkim, Kiedy kto ludzi niechce bywać bliſkim.
Gdy za iednego talentu ſzafunek
Sciſły od człeka wyciągną rachunek
Wnieśmy: że komu talentow nie ſkąpią,
Scisley w rachunkach z takowym poſtąpią.
Jak rzecz chwalebna, y ładna, Za rozumem zawſze chodzić,
Tak bardziey ieſzcze ſzkaradna Bydląt ſię chucią uwodzić. Daremnie człeka nazwiſko Noſi człek, ktorym chuć rządzi, Bo z ſiebie czyni igrzyſko, A w ſprawach zawſze pobłądzi.
Ten, ktory za złe złym płaci Krzywdzącemu ſię bez braku,
Z zwierzem ſię dzikim wſpołbraci Ludzkości nie ma y znaku. Okrutny w ſprawach lwem trąci, Mſzczący ſię krzywdy tygryſem, Obłudny, ludzkie co mąci Sprawy, zdradzieckim ieſt liſem.
Ze wſzyſtkich iednak tych rzeczy, Ktore dziś wierſz moy wytyka,
Zemſta naybardziey kaleczy, Y na wſkroś ludzkość przenika. Gdzie indziey wymiar ieſt z chwałą Rządzony zwłaſzcza rozumem, W zemście ma hańbę nie małą, Że z zwierząt rowna nas tłumem.
Idąc rozumem Poganie Daią nam piękne przykłady,
Focyon pierwſzy niech ſtanie A nas pociągnie w ſwe ślady. Niewinnie bowiem udany O zdradę ſwoiey Oyczyzny, Y na śmierć rychłą ſkazany Godny dał znak ſwey ſiwizny.
Gdy teſtamentem legował, By Syn niepomniał urazy,
Zaboycom życie darował, Wſtrzymał ſię zemſty od ſkazy. Ten za rozumu prawidłem Idąc człek życie gdy ſnuie Dla nas bodzącym ieſt ſzydłem Ktorym Chrzeſt, wiara panuie.
Niech nas Poganie nie wſtydzą Od ktorych zemſta daleka,
Złością ſię zwierząt niech brzydzą Mysli, y ſprawy człowieka.
Jabłonowſki napiſał: kto mowi, że umie
Wſzyſtko, we wſzyſtkim błazen, y nic nie rozumie.
Prawdziwie mędrkow ſięga dziſieyſzych to zdanie,
Y tych, co ſię udali na krytykowanie
Uſtawiczne ſpraw cudzych. Wſzyſtko nie do ſmaku
Przypadnie im, co robiſz, człecze nieboraku!
choćbyś torbę cnot noſił, maniery gromadę,
Wynaydzie w tobie Ale, y rażącą wadę,
On ſam modny, cnotliwy, zabawny, y grzeczny,
Ty iemu zły zdaieſz ſię, y nieużyteczny;
On ſam na każdey rzeczy wyśmienicie zna ſię,
Sam z Muzami na gornym ſwawoli Parnaſſie,
A od nich nabywaiąc muzolubney weny,
Czerpa czyſtą naukę z zrzodła Hipokreny,
Sławę też ſwą rozgłaſza, y ſprawy obrotne,
Y przez uſta ſwe właſne, y Pegazy lotne. Poeta z niego gładki, umie kłamać gładko,
Y w potocznym dyſkurſie mowi prawdę rzadko,
Wie Bogow wiele, każdy urodził ſię kędy,
Zwłaſzcza Wenus y Bachus iakie ma urzędy. Retor też wyśmienity. Swoie ſztukę głoſi,
Gdy z prawdy fałſz, a z fałſzu prawdę częſto wnoſi,
Umie wſzyſtkie precepta, a co dziwi człeka,
Głowa Iego, iak żywa ieſt Biblioteka.
Orator ſłodkopłynny. Bo iak zacznie pływać,
Potrzeba mu w dyſkurſie wſzyſtko potakiwać,
Inaczeybyś nie wyrzekł, y iednego ſłowa,
Tak ſtłumi, y zagłuſzy wſzyſtkich iego mowa. Filozof drugi Newton, albo Wolf głęboki,
Lecz mylę ſię. Nie miał mu rownego ſzeroki
Swiat dotąd. Tamci bowiem początkiem ſtanowią,
Gdy że rzecz bydź y nie bydź wraz nie może, mowią,
Ten nie przyimuie tych zdań iako złych, y gminnych,
Bo ieſt mądry u ſiebie choć głupi u innych. Fizyk też doświadczeniem pierwſzy pono w świecie,
Wſzyſtko dociekł, y umie iak Alfabet dziecie. Aſtronom tak wyborny, że między zwierzęta
Gdy wnidzie Zodiaka ziemi niepamięta,
Y biegaiąc przez drogi obłędne, y gęſte,
W ſwoim cierpi rozumie Ekliptyki częſte. Hiſtoryk iak ſzczęśliwy! z wielkim to honorem
Jego, że ſię zwać może Hiſtoryi zbiorem,
Jak Alexander Wielki z odważnemi Turki
Godził hartowną ſtalą zachodzące ſpurki,
Pędząc ich aż do Tybru ſamego, a zatym
Tyſiąc onych utopił w morzu lodowatym. Toż iaki ieſt Geograf? iakiego ni wprzody,
Ni teraz świat niewidział, chyba Antypody,
Lokalną on pamięcią liczy wſzyſtkie Miaſta,
Na innym mieyſcu codzien u niego wyraſta
Kray indziey położony. Więc u Wartogłowa
Takiego codzień ziemia odkrywa ſię nowa,
Y ieżeli (co day Bog) chociaż z rok pożyie
Podobno ieſzcze piątą część świata odkryie,
Bo on ſam tak powiada. U niego to fraſzki
Y marſowe z drugiemi odprawiać igraſzki,
Rycerz nieuſtraszony, potrafiłby z placu
Nie leiąc krwi niewinney uciec do Pałacu
Naypierwſzy. Umieiący tak wiele ięzykiem,
Komuż nienarazi ſię odważnym przytykiem,
Każdy u niego podły, y lekki iak plewa,
Ktorą wiatr burzogromny bez braku rozwiewa,
W naylepſzych ſprawach drugich znaydzie błędy przecie,
Tak iak paiąk iad bierze w miodonośnym kwiecie.
Każdego cenzuruie, każdego dotyka
Mędrka tego codzienna y głupia krytyka:
„Ten ma wiele rozumu. Ale w mozgownicy,
„Roſtropności mu braknie, iak koniom woznicy,
Czemuż tak o nim ſądziſz? „Bo mię zawſze tłumi
„W kompanii, y mowi, że więcey rozumi
„Ten ma wſzelką roztropność; ale za to mało
„Nauki, oświecenia. Ten duſzę wſpaniałą
„Bydź w ſobie pokazuie; lecz to czyni z dumy,
„Y hardości. Ten cnoty pokazuie Numy,
„Ale to powierzchownie. U tamtego gbura
„Z pod Atłaſu wygląda rzecze duſza bura.
„Ow w dyſtyngowaney ſię kompanii mieści,
„Dopomaga gry w karty, y złotem ſzelesci,
„Choć nie dawny karmazyn, bo iego nie żyła
„Familia, gdy Wanda Rytygiera zbiła
„Tamten zawſze ſzczebioce, y rozmawia wiele
„Co mu slina przynieſie, iak młyn, ktory miele
„Co do niego przywiozą. Ow miło, lecz zdradnie
„Z drugiemi poſtępuie. Ten ſtroi ſię ładnie,
„Lecz koł nieocieſany, położyſz go leży,
„Poſadziſz, ſiedzi krzywo, a popędziſz bieży,
„Ten nie z Paryzka kicha, y nie modnie ziewa,
„Ten iak Arlekin biega, w kompanii ſpiewa,
„Palcami nie rozmawia, z Partytur nie chodzi,
„Nikogo iako Stoik w rozrywce nie ſłodzi;
„Krotſzą ma iednę nogę, iak cieslice zęby
„Uſtawicznie mu z iego wyglądaią gęby,
„Stroyno ſię tamten noſi, lecz pono na długi
„W krotce trzeba wyprzedać ſkibokrayne pługi,
„Ten ſam chodzi po mieście z laſeczką bez człeka,
„Albo mysli oſzukać głupiego zdaleka,
„Lub też ufryzowany, w ſzaty ubran ſtroyne
„Ma chęć iść incognito gdzie na nieprzyſtoyne
„Mieyſce. Tamten uſtawnie złoto w karty trawi,
„Ten ſię po Balach włoczy, y z Damami bawi. Lecz prędzey mi papieru, y czaſu nie ſtanie
Niżbym o każdey rzeczy tego mędrka zdanie
Wyraził doſkonale. Wſzyſtko w iego oczy
Chciwość krytykowania nieſłychana tłoczy,
Y chociaż te wyſtępki wſzyſtkie w ſobie miewa
Na innego z nich hańcę, y ohydę zlewa.
Takiemy napełniony kray naſz dziſiay cały,
Co uſty krytykuią y ſwemi ſzpargały
Wſzyſtkie Oſoby w Polſzcze. Lecz tym końcem właśnie,
By o każdym zle mowiąc rozſiewali baśnie;
Każdego ieſt powinność naſzey Matki Syna,
Aby tych, od ktorych ieſt zguby naſzey wina,
W powſzechnośći poprawiać. Nigdy niebramować
Cudzey ſławy przed drugim. W ſekrecie zachować,
Co w nim upatrzym złego. Nie dobrego Męża,
Dobywać z uſt na cudze poſtępki oręża,
Takim ſię poprzedniczy wiek nas zawſze brzydził,
Takiego y Rzymianin bitny nienawidził,
Przyſłowie w Rzymie było, gdy ci ſię nawinie
Taki człowiek, ieſt czarny, ſtrzeż ſię Rzymianinie.
Przypisy
↑Carmina quam tribuunt... (łac.) — przekł. Sława, którą dają pieśni, będzie wieczna; fragment Miłostek (łac. Amores) Owidiusza, ks. I, 10, w. 62.
↑Carmen amat... (łac.) — fragment wstępu do ks. III, w. 6, panegiryku O konsulacie Stilichona (łac. De consulatu Stilichonis) Klaudiana Klaudiusza.
↑ Cytat błędnie przypisany Juwenalisowi, w rzeczywistości autorstwa Horacego; pochodzi z Satyr (ks. I, 4); w przekładzie: Kto potrafi zmyślać rzeczy niewidziane, a nie zdoła sobie powierzonych [tajemnic] przemilczeć, ten jest niebezpieczny, tego ty, Rzymianinie, się strzeż.
↑Machyawel wydał Xiążkę polityczną ale tak ſzkodliwą, że w liczbie zakazanych miesci ſię.
↑ Cytat z Eneidy Wergiliusza (ks. III, w. 2-3); w przekładzie: Runęła pyszna Troja (Ilion).
↑Patkul ktory przedtym w uſłgach Krola Szwedzkiego znaydował ſię, potym do Auguſta II. przenioſł ſię, a gdy y temu był niewierny dysgracyowany doſtał ſię do rąk Krola Szwecyi Karola XII.
↑Pulchramque petunt... (łac.) — fragment autorstwa Publiusza Wergiliusza Marona użyty dwukrotnie: 1. w Georgikach (łac. Georgikon), ks. IV, w. 218; 2. powtórzony w Eneidzie (łac. Aeneis), ks. XI, w. 647; w przekładzie Zygmunta Kubiaka (z Eneidy): Chlubnej śmierci śród ciosów szukają.
↑Stemmata quid prosunt... (łac.) — spreparowane zdanie, powstałe ze złączenia fragmentów dwóch zupełnie odrębnych zdań, o innym znaczeniu; pierwotnie autorstwa Juwenalisa, z jego VIII satyry (w. 1 i 10); w przekładzie: Jaki pożytek przynosi szlachectwo / Gdy uprawia się całonocny hazard.
↑Divitias fine divitum esse... (łac.) — fragment ks. IV Rhetorica ad Herennium (XIV, 20), dzieła przypisywanego dawniej Cyceronowi; w przekładzie: Zostaw bogactwa bogaczom, ty jednak przedkładaj cnotę nad bogactwa, bowiem, jeśli porównasz bogactwa z cnotą, bogactwa nie dość wydadzą ci się warte, by były służącymi cnoty.
↑[Illi mors gravis incubat,] Qui notus... (łac.) — fragment eseju Of Great Place Francisa Bacona; w przekładzie: [Ciężka śmierć rozciąga się przed tym,] który umiera zbyt znany wszystkim, nie znając samego siebie.