Za Drugiego Cesarstwa/Hrabia Brutus

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Gilbert Augustin Thierry
Tytuł Za Drugiego Cesarstwa
Podtytuł Powieść
Wydawca Biesiada Literacka
Data wyd. 1892
Druk Emil Skiwski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Hrabia Brutus.

Nazwisko Besnard stało się sławném już za czasów pierwszego cesarstwa, a hrabia Brutus był rodzonym synem Józefa Besnarda, przyjaciela Sieyésa, stałego gościa w domu pierwszego konsula i głównego aktora w pamiętnym dniu 18 Brumaire’a.
Znaném jest życie publiczne tego znakomitego prawnika, który wraz z Cambacérés’em układał kodeks cywilny w r. 1793; kolejno był członkiem Zgromadzenia Konstytucyjnego, Konwencyi, Rady Pięciuset, Trybunału, Senatu, wreszcie został hrabią cesarstwa; ale mało komu wiadome są szczegóły prywatnego życia i tajemniczéj śmierci tego syna rewolucyi.
W „Monitorze Powszechnym”, z d. 16 cz. 1810 r. czytamy następujący artykuł:
„Dowiadujemy się właśnie o śmierci hrabiego Besnard, członka Senatu, dostojnika dworu cesarskiego, kawalera Legii Honorowéj i kanclerza szóstéj kohorty. Hrabia umarł nagle, na anewryzm serca, a strata jest tém większa, że wiek i silny organizm niezmordowanego pracownika wróżyły mu długie życie. Ktokolwiek umiał ocenić charakter tego wielkiego męża, podzieli żal J. C. M. cesarza i króla, który polecił wyrazić wdowie swoje spółubolewanie. Hrabia Besnard zostawił syna, który zapewne odziedziczy jego cnoty i zdolności.”
A teraz posłuchajmy, co o nim pisze pod datą 1811 r. pamflet „l Indiscret”, redagowany przez rojalistę Fauche-Borel.
„Besnard, Ludwik Józef, zwany hrabią Besnard, dawniéj zaś obywatelem Cnotą, ur. w Amont (Franche-Comté) około r. 1750, zmarł w Paryżu r. 1810. Biografia tego człowieka zajęłaby tomy, a sąd o nim można streścić w jedném słowie: Nędznik!... — Ludwik Józef Besnard był księdzem w dyecezyi Besanęon, kiedy wybuchnęła rewolucya; wysłany przez duchowieństwo jako członek Stanów Generalnych w r. 1789, popierał najgorliwiéj odstępstwo kościoła, zwanego konstytucyjnym. Potém zasiadł w Konwencyi i w tych krwawych dniach mordu i szaleństwa odznaczał się największą przeciw rojalistom zawziętością. Głosował za śmiercią króla, ubóstwiał boginię Rozumu, przemawiał za nieustającą działalnością gilotyny. Przezwano go wtedy obywatelem Cnotą. Dopełnił wreszcie miary swoich zbrodni, gdy zrzuciwszy suknię duchowną, zaślubił znaną śpiewaczkę z teatru Favart, lekkomyślną Florynę.
„W d. 18 Brumaire’a Besnard, członek rady Pięciuset, ofiaruje swoje usługi Bonapartemu. Korsykanin przyjmuje go z otwartemi rękami. Po szczęśliwym zamachu, Besnard w nagrodę zostaje trybunem, a potem senatorem; wreszcie dawny sankiulota dostaje tytuł hrabiowski i przedstawia u dworu żonę, ex-nimfę, Florynę... Ale Opatrzność czuwa!
„D. 15 czerwca 1810 r. rozchodzi się wiadomość o nagłéj śmierci cesarskiego senatora. Besnard, doprowadzony do rozpaczy skandaliczném życiem żony, odebrał sobie życie. Jeszcze jeden jakobin stanął przed sądem Bozkim... Besnard zostawił syna jedynaka; biedne dziecko!”...
Otóż ten syn, nazwany w Monitorze cesarstwa „dziedzicem cnót i zdolności ojcowskich”, a w pamflecie rojalisty „biedném dziecięciem”, był to właśnie hrabia Brutus Besnard, radca stanu i komendant Legii honorowéj.
Urodził się podczas rewolucyi, ztąd to imię: Brutus.
Walki życia wcześnie zaczęły się dla niego; w pierwszych latach restauracyi utracił matkę, kobietę lekkomyślną i rozrzutną; ojciec nie zostawił mu majątku a spuścizna imienia zaciężyła jak klątwa na synu królobójcy. Były to czasy reakcyi; stara szlachta odpychała ze wstrętem hrabiego Brutusa Besnarda, zagorzałego bonapartystę, a doznane upokorzenia zaostrzyły charakter młodzieńca. Istniało jednak pole, na którém byliby mogli się porozumieć: syn rewolucyi był szczerym i gorliwym chrześcianinem.
Skończywszy studya prawne, został zapisany na listę adwokatów paryzkich i wkrótce zasłynął z wymowy. W trzydziestym roku życia uważany był na równi z takim Odilon Barrot, lub Chaix d’Estange. Zasady liberalne nie pociągały go jednak, gardził zaburzeniami ulicznemi i rządami motłochu; jedyném bożyszczem jego był Napoleon.
Po rewolucyi 1830 r. został mianowany sędzią, a. w kilka lat późniéj przywdział szkarłatną togę prokuratora. Znakomity prawnik, świetny mówca, człowiek nieposzlakowanego charakteru, był ideałem oskarżyciela publicznego. Nieprzyjaciół Boga uważał za osobistych swoich wrogów i ścigał ich z zawziętością; może chciał w ten sposób odpokutować za bezbożność ojca. Nie znał on, co to litość i pobłażanie dla słabości ludzkich, gdyż sam nie zachwiał się nigdy; serce jego było równie nieubłagane, jak ostrze gilotyny. „Uwolnienie przestępcy jest potępieniem sędziego”, — powtarzał nieraz.
Kiedy nadszedł rok 1848, Besnard był królewskim prokuratorem przy sądzie w Aix i pozostał na tém stanowisku do r. 1851. Zamach stanu był dla niego początkiem nowéj ery, najszczęśliwszym wypadkiem jego życia. Tymczasem na południu wybuchnęło powstanie, w którém wzięli udział rewolucyoniści włoscy. Rząd zgniótł te ruchy i postawił winnych przed tak zwanemi „Komisyami mieszanemi”. Prokurator generalny, Besnard, domagał się najsurowszéj kary; dzięki jego ognistéj wymowie zapełniły się cmentarze, zaludniły bagniste niziny Gujany i Nowéj Kaledonii. Ktokolwiek był wzięty z bronią w ręku, stawał z jego rozkazu przed sądem wojennym. Wielu rozstrzelano, a jeden został nawet rozstrzelony dwukrotnie, gdyż po pierwszym razie podniesiono go żywego. W téj nieszczęsnéj sprawie sam prokurator domagał się powtórnéj kaźni: więc krew Savelli’ego spadła istotnie na głowę Brutusa Besnarda. Zwyciężeni zaprzysięgli mu wieczną nienawiść, a kiedy w dnie uroczyste starzec, w szkarłatnéj todze, udawał się do katedry dla odśpiewania „Te Deum”, lud wskazywał go palcami, szepcząc: „To biały rzeźnik”.
Tyle gorliwości musiało uzyskać nagrodę: w r. 1854, prokurator Besnard został powołany do rady stanu. Ministrowie nowego cesarstwa wyobrażali sobie, że znajdą w nim posłuszne narzędzie, tymczasem przekonali się, że z tym człowiekiem niełatwa sprawa.
Radzie stanu przełożono właśnie ustawę towarzystwa finansowego, bardzo podejrzanéj natury. Jeden z wysokich dygnitarzy dworskich, przekupiony przez towarzystwo, popierał ten interes i wywierał taki nacisk na członków, że miano już zatwierdzić ustawę; wtém podniósł się Besnard.
— Mam już dwadzieścia cztery lata praktyki sądowéj! — zawołał — a jednak dotąd nie wiedziałem jeszcze, co to jest oszustwo publiczne.
— Panie hrabio — przerwał prezes Baroche — w tém zgromadzeniu nigdy jeszcze nie słyszano słów podobnych.
— A więc teraz je usłyszą! — odparł nieulękniony Besnard i nie przerwał swój opozycyi.
Ustawę odrzucono.
Prezes, rozjątrzony skandalem, poskarżył się cesarzowi, który wezwał do siebie niepodległego mówcę.
— Najjaśniejszy Panie — rzekł krótko Besnard — przypuszczam, że zostałem powołany do rady stanu na to, żeby radzić, nie zaś, żeby przyklaskiwać wszystkiemu.
W ciągu rozmowy dodał jeszcze:
— Bóg wtedy tylko rozgrzesza polityczne zbrodnie, jeżeli one są niezbędne dla bezpieczeństwa państwa, inaczéj godne są podwójnéj kary.
Może miał na myśli zamach stanu z drugiego grudnia, a może sprawę Savelli’ego. Napoleon III uśmiechnął się, pokręcił wąsa i skinieniem głowy przyznał mu słuszność.
Odtąd hrabia Brutus Besnard był w wielkich łaskach u cesarza, zato ministrowie znienawidzili go za surową lekcyą, jaką im dał publicznie.
W r. 1856 był to już starzec siwy i zgarbiony, z przepyszną głową, jakby z kości słoniowéj wykutą, z oczyma pełnemi ognia i wyrazu. Wdowiec od lat kilkunastu, mieszkał, wraz z córką i synem, w małym pałacyku przy alei Breteuil.
Pensyą radcy stanu rozdzielał corocznie na trzy części: jednę oddawał stowarzyszeniu Św. Wicentego à, Paulo, do którego należał; drugą potajemnie przesyłał rodzicom przestępców, którzy na jego żądanie zostali skazani na śmierć lub wygnanie; trzecią zaś, wynoszącą zaledwie ośm tysięcy franków, przeznaczał na własne potrzeby. Oddawszy dzieciom cały majątek po matce, nie chciał nawet zajmować pierwszego piętra w pałacyku, który żona mu dała w posagu, i wyniósł się na górę. Zajmował tam dwa pokoje: sypialnię na poddaszu, podobną do celi zakonnéj, z żelazném łóżkiem, wyplatanemi krzesłami i klęcznikiem, oraz skromny salon, stanowiący zarazem bibliotekę. Prócz Chrystusa na krzyżu nie było tam żadnego obrazu; pod ścianą stały szafy z książkami, pod drugą fortepian, na którym córka jego grywała wieczorami. Dla umartwienia ciała, lub wskutek pobożnego ślubu, żył w dobrowolném ubóstwie; kiedy jego syn, „wicehrabia”, żył jak panicz, trzymał konie i lokaja, hrabia Brutus miał tylko jednę sługę, starą Filomenę.
Pomimo podeszłego wieku, pracował z młodzieńczą wytrwałością. Zimą i latem wstawał o piątéj i zasiadał nad papierami, o siódméj szedł na prymaryą do kaplicy Św. Walerego, zakupioną na „pewną intencyą”, i modlił się długo w pobożnéj ekstazie. Wróciwszy do domu, zabierał się znowu do pracy, schodząc na dół na śniadanie, które jadał razem z dziećmi. Po krótkiéj rozmowie z Maryą-Anną i z Marcelim, szedł na posiedzenie rady stanu.
Surowy dla siebie, nieubłagany dla innych, był niewolnikiem obowiązku. Koledzy go nie lubili ale szanowali; zachwycano się jego wymową i najczęściéj przychylano się do jego zdania. W salonach urzędowych nigdy nie bywał, choć zawsze otrzymywał zaproszenie na wszystkie bale i koncerty; ukazywał się czasem z obowiązku na obiadach ministeryalnych, zwykle zaś spędzał wieczory w towarzystwie swojéj córki kaleki, „Ty, moja pieszczotko, zastępujesz mi operę” — mawiał i, zasiadłszy w fotelu, słuchał uroczego jéj głosu, dopóki sen go nie ukołysał.
Odludne, niemal zakonne jego życie, było nieraz przedmiotem żartów Paryża; nazywano go poprostu „Panem Brutusem” i układano na niego różne epigramaty.
W ten sposób hrabia Besnard pędził pracowity swój żywot, zbliżając się do grobu. Śmierć nie przejmowała go trwogą, czekał na nią spokojny.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Gilbert Augustin Thierry i tłumacza: anonimowy.