Z WIRCHÓW SPOGLĄDAM W DAL... PODEMNĄ SIOŁA,
MIASTA I ZAMKI LEGŁY, JAK MROWISKA...
PRZELATAM MYŚLĄ GROMADNE SIEDLISKA,
WIDZĘ — PRZEDEMNĄ ŚWIAT PONIŻYŁ CZOŁA...
SKARLAŁO WSZYSTKO — ZMALAŁO DOKOŁA,
SZAROŚĆ OBSIADŁA POLA, ŁANY, RŻYSKA...
ZIEMIA SPI — BLADO DO SŁOŃCA POŁYSKA
ŚWIAT MARTWY — NIC MIĘ NA CMENTARZ NIE WOŁA,
I ECHO GWARU Z DOŁU NIE DOLATA.
CZUJĘ, JAKGDYBYM ODCHODZIŁ OD ŚWIATA
W KRAJ ORLI, WŁASNY, OD NIŻÓW, OD LUDZI...
I W DUSZY MOJEJ DZIWNY ŻAL SIĘ BUDZI,
ŻEM SŁUCHAŁ KIEDYŚ ICH PUSTYCH WIDOWISK,
ŻEM BYŁ MALEŃKĄ MRÓWKĄ WŚRÓD TYCH MROWISK...