Hej, ziemio, rodzinna ty ziemio,
Jak ciężko pierś dysze zbolała,
Choć bory tajemnie twe drzemią,
Choć wieje z nich pokój i chwała.
Gdy promień słoneczny z za boru wychodzi,
Gdy smugi świetlane śle w ziemię —
W mej duszy cień smutku się rodzi,
Słabości mas widzę drżenie.
Hej, chciałbym, by nasze te pługi,
Co zagon ojczysty zaorzą,
Tak lśniły, jak wielkich słońc smugi,
I były jutrzennych dni zorzą.
By wzbudzić te pola, te śpiące,
I serca uciszyć łkające,
I dusze te proste, marzące
Zamienić w pochodnie żarzące.
I wznieść je z padołów — w przedświty.
Trza siły nam — czynu i wiary,
Bo plama krwi jeszcze nie starta, I wielu puściło sztandary, I całość sztandaru podarta, Wydana na ciosy i groty, Lecz bucha zeń wielki żar złoty.
Z przepaści nam wzbić się na szczyty,
Ze słońca jasnością na czole,
Nad poziom tej ziemi biec — w świty.
Hartować nam duszę i wolę,
I mroki rozedrzeć złowrogie,
I skargom człowieczym dać drogę.
Gdzie bólem spieczone lśnią wargi,
Gdzie z piersi wciąż rwie się jęk skargi,
Tam nieśmy i pracę i siłę; My, ducha wyzwolin rycerze. Stać twardo przy doli swej sterze, Rwać pęta...