Z ksiąg Ijoba Cierpliwego/VII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Tytuł Z ksiąg Ijoba Cierpliwego
Pochodzenie Poezje
Wydawca Księgarnia H. Altenberga
Data wyd. 1908
Druk Drukarnia Narodowa
Miejsce wyd. Lwów
Tłumacz Jerzy Żuławski
Źródło Skany na Commons
Inne Cała księga
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tom III
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
VII.
R. XXIX. w. 1 — 25.

Ijob, podjąwszy jeszcze swoją gadkę,
przydał też, mówiąc: Kto mi dać to może?
kto ku minionym dniom mi rzuci kładkę,

abych się wrócił i był, jak w tej porze,
gdy mię Wszechmocny strzegł, nie godząc we mnie,
owszem, gdy światło mi świeciło boże

i rozpraszało przed krokiem mym ciemnie:
jakom był za dni swej młodości, gdy to
w namiotach moich mieszkał Bóg tajemnie,

a jam z Nim gadał, otoczony świtą
dziatek mych słodkich; kiedy moje stopy
w maśle brodziły i kamień mi litą

oliwę sączył!... Gdym w miejskie okopy
wchodził, na rynku ławę mi stawiano
pośrodku mężów, — zaś co młodsze chłopy


ze czcią się kryły, a starców kolano
drżąc, prostowało się przed mym widokiem, —
wielmożni milkli i wargę rumianą

cisnęli palcem, — radni, stojąc bokiem,
głos hamowali, zabywszy języka!
Szczęsnym mnie mienił, kto mię uźrzał okiem,

a czyje ucho jeno głos przenika,
sławił mię, iżem był zbawcą chudzinie,
na płacz nie głuchy, i za pomocnika

stawał sierocie, co bez pieczy ginie.
Błogosławieństwo tych, co zmarnieć mieli,
spływało na mnie, i snadź jeszcze ninie

przezemnie serce wdowy się weseli!...
Sprawiedliwością odzian, jak oponą,
chodziłem w szat mych nieskażonej bieli,

a prawy sąd mój był mi jak koroną!
Ślepemu-m okiem był, chromemu nogą,
nędzarzom — ojcem. Jeśli mi mówiono,

czegom nie wiedział: pilniem prostą drogą
zdążał ku prawdzie. Przewrotnika szczęki
kruszyłem, korzyść wydzierając mnogą


ze zębów jego. Mówiłem: przedzięki
w gnieździe swem umrę, lat żywota syty,
jak palma! Woda krzepi siew mej ręki,

żniwo me syci rosy spad obfity!
Łuk w mojej dłoni poprawiać się będzie,
wielmożność moja w nowe iść rozkwity!...

Którzy czekali na moje orędzie
lub wyrok —, milcząc słuchali mej rady,
nie śmiejąc przydać do mych słów, co w pędzie

spływały na nich, jakby wodospady.
Jak dżdżu mię łakli! usta otwarzali,
jako na rosę, co mży w wieczór blady...

Chociam się ośmiał — nie byli zbyt śmiali:
blask mojej twarzy w oczach im nie śniedział!
Jeślim szedł do nich — cześć mi oddawali:

siadałem pierwszy, — a chociam tak siedział
jak król w pośrodku stojących w okrutnym
strachu, znających między nami przedział:

pocieszycielem byłem wszystkim smutnym!




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie tłumacza: Jerzy Żuławski.