[84]VII.
R. XXIX. w. 1 — 25.
Ijob, podjąwszy jeszcze swoją gadkę,
przydał też, mówiąc: Kto mi dać to może?
kto ku minionym dniom mi rzuci kładkę,
abych się wrócił i był, jak w tej porze,
gdy mię Wszechmocny strzegł, nie godząc we mnie,
owszem, gdy światło mi świeciło boże
i rozpraszało przed krokiem mym ciemnie:
jakom był za dni swej młodości, gdy to
w namiotach moich mieszkał Bóg tajemnie,
a jam z Nim gadał, otoczony świtą
dziatek mych słodkich; kiedy moje stopy
w maśle brodziły i kamień mi litą
oliwę sączył!... Gdym w miejskie okopy
wchodził, na rynku ławę mi stawiano
pośrodku mężów, — zaś co młodsze chłopy
[85]
ze czcią się kryły, a starców kolano
drżąc, prostowało się przed mym widokiem, —
wielmożni milkli i wargę rumianą
cisnęli palcem, — radni, stojąc bokiem,
głos hamowali, zabywszy języka!
Szczęsnym mnie mienił, kto mię uźrzał okiem,
a czyje ucho jeno głos przenika,
sławił mię, iżem był zbawcą chudzinie,
na płacz nie głuchy, i za pomocnika
stawał sierocie, co bez pieczy ginie.
Błogosławieństwo tych, co zmarnieć mieli,
spływało na mnie, i snadź jeszcze ninie
przezemnie serce wdowy się weseli!...
Sprawiedliwością odzian, jak oponą,
chodziłem w szat mych nieskażonej bieli,
a prawy sąd mój był mi jak koroną!
Ślepemu-m okiem był, chromemu nogą,
nędzarzom — ojcem. Jeśli mi mówiono,
czegom nie wiedział: pilniem prostą drogą
zdążał ku prawdzie. Przewrotnika szczęki
kruszyłem, korzyść wydzierając mnogą
[86]
ze zębów jego. Mówiłem: przedzięki
w gnieździe swem umrę, lat żywota syty,
jak palma! Woda krzepi siew mej ręki,
żniwo me syci rosy spad obfity!
Łuk w mojej dłoni poprawiać się będzie,
wielmożność moja w nowe iść rozkwity!...
Którzy czekali na moje orędzie
lub wyrok —, milcząc słuchali mej rady,
nie śmiejąc przydać do mych słów, co w pędzie
spływały na nich, jakby wodospady.
Jak dżdżu mię łakli! usta otwarzali,
jako na rosę, co mży w wieczór blady...
Chociam się ośmiał — nie byli zbyt śmiali:
blask mojej twarzy w oczach im nie śniedział!
Jeślim szedł do nich — cześć mi oddawali:
siadałem pierwszy, — a chociam tak siedział
jak król w pośrodku stojących w okrutnym
strachu, znających między nami przedział:
pocieszycielem byłem wszystkim smutnym!