Przejdź do zawartości

Z Moskwy do Irkutska/Cz.2/05

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki


Rozdział IV Z Moskwy do Irkutska • Część II. Rozdział V. • Juliusz Verne Rozdział VI
Rozdział IV Z Moskwy do Irkutska
Część II. Rozdział V.
Juliusz Verne
Rozdział VI

Uwaga! Tekst niniejszy w języku polskim został opublikowany w latach 1876-77.
Stosowane słownictwo i ortografia pochodzą z tej epoki, prosimy nie nanosić poprawek niezgodnych ze źródłem!


Patrz całą siłą twego wzroku, patrz!


Michał z skrępowanemi rękami stał przed obliczem emira.

Matka jego zwyciężona nakoniec tylu torturami fizycznemi nie śmiała patrzeć, nie miała odwagi słuchać nawet.

– Patrz całą siłą twego wzroku, patrz! powiedział Feofar-Han groźnie wyciągając rękę w stronę Michała.

Bezwątpienia Iwan wtajemniczony w obyczaje tatarskie, zrozumiał ważność tych wyrazów, bo usta jego z zadowoleniem wykrzywiły się do uśmiechu. Potem odszedł i stanął obok Feofar-Hana.

Odezwały się trąby na znak rozpoczynającej się uroczystości.

– Otóż i balet, powiedział Alcydes Jolivet do Harrego Blount, ale wbrew zwyczajowi barbarzyńcy ci dają go przed dramatem!

Michałowi rozkazano pozostać, stał więc i patrzył.

Chmura tancerek wpadła na plac. Rozmaite instrumenta: mandolina o długiej rękojeści z drzewa morwowego o dwóch nastrojonych jedwabnych sznurkach, kobza rodzaj wiolonczeli, odkrytej, przyozdobionej końskiem włosiem – „tochibyzga” długi flet trzcinowy, trąby, tamburina w połączeniu z ostrym głosem śpiewaków, dziwną stanowiły harmonię. Należy dodać jeszcze orkiestrę powietrzną złożoną z jelonków na sznurek naciągniętych, które poruszane lekkim powiewem wiatru, wydawały głosy harfy eolskiej.

Niezwłocznie rozpoczęto tańce.

Wszystkie balleriny były pochodzenia perskiego. Te nie były niewolnicami, były to kobiety wolne. Dawniej figurowały one urzędownie na uroczystościach dworskich w Teheranie; ale z chwilą wstąpienia na tron obecnie panującej familii, wypędzono je z królestwa, a tym sposobem zmuszono gdzieindziej szukać fortuny. Nosiły one strój narodowy, przeciążony kosztownościami. Kolczyki w kształcie trójkątów i łańcuchów złotych w uszach ich kołysały się; srebrne opaski otaczały szyje, bransolety z podwójnego rzędu najkosztowniejszych dyamentów opasywały ramiona i nogi; kiście z pereł, turkusów, korali zakończały długie ich warkocze. Pas otaczający kibić kończyła zapinka błyszcząca, kształtem podobna do krzyża europejskiego.

Balleriny że z rzadką zręcznością wykonywały tańce solowe zarówno jak i zbiorowe. Twarze miały odkryte, ale od czasu do czasu zasłaniały je przezroczystą gazą podobną do lekkiego obłoku, przysłaniającego gwiazdy iskrzące. Niektóre nosiły przy boku temblak skórzany, haftowany perłami, zakończony woreczkiem trójkątnego kształtu – z woreczków tych wyciągały długie, wązkie szkarłatne szarfy, noszące napisy z Koranu. Wstążki że połączone razem, tworzyły jeden łańcuch, pod którym przesuwały się inne tancerki i stosownie do wiersza Koranu jedne na twarz padały, inne uciekały jak gdyby biegnąc połączyć się z huryskami Mahometa.

Lecz co zwracało ogólną uwagę i zadziwienie cudzoziemców, a między nimi i Alcydesa Jolivet to, że tancerki że okazywały więcej ociężałości niż zapału. Ognia im brakowało, przez co taniec ich przedstawiał się raczej jak taniec spokojnych i przyzwoitych indyjskich bajaderek, aniżeli namiętny taniec Egiptu.

Po ukończeniu pierwszej części, głos poważny przemówił:

– Patrz całą potęgą wzroku twego, patrz!

Człowiekiem powtarzającym te słowa był wysoki Tatar wykonawca rozkazów emira. Stał on za Michalem, trzymając w ręku szeroką szablę damasceńską.

Przy nim warta postawiła trójnóg z fajerką na której tliło się kilka zarzących węgli. Unosząca się nad nimi lekka para wywołaną była ziołami aromatycznemi, rzucanemi na ich powierzchnię.

Po ballerinach perskich wystąpiły inne tancerki. Michał poznał je natychmiast. Zdaje się że i dwaj dziennikarze poznali je także, bo Harry Blount powiedział do kolegi.

– To cyganki z Niżnego-Nowgorodu!

– Tak to one. Sądzę iż oczy przynoszą im więcej od nóg korzyści, są to bowiem zapewne szpiegi emira!

Jak wiemy Alcydes Jolivet w przypuszczeniu swojem nie mylił się.

W pierwszym zaraz rzędzie występowała Sangarra. Bogaty i malowniczy strój podwyższał jeszcze jej wdzięki.

Sangarra nie tańczyła, stała tylko w pośrodku tancerek których tańce fantastyczne przypominały Europę, Czechy, Egipt, Włochy i Hiszpanię. Cymbały, tamburina, kastaniety podniecały jeszcze szalone skoki tancerek.

Teraz zbliżył się może zaledwo piętnastoletni cygan i akompaniując sobie na dutarze, śpiewał. W czasie śpiewu zwrotki dziwacznego rytmu, jedna z tancerek stawała przy młodzieńcu nieruchomie, lecz skoro tylko rozpoczynał część drugą, rozpoczynała taniec dzwoniąc przy niem kastanietami.

Po każdej strofce inne balleriny otaczały tancerkę jak gdyby żywym wieńcem.

W tej chwili deszcz zloty wypadł z rąk emira i jego sprzymierzonych, z rąk oficerów wszystkich stopni, a dźwięk złota pomięszał się z dzwoniącemi jeszcze cymbałami i tamburinami.

– Hojny jak prawdziwy rabuś! szepnął do ucha towarzysza Alcydes Jolivet.

I w istocie pieniądze hojnie rzucane były, lub musiały to być pieniądze kradzione, bo obok cekinów tatarskich padały dukaty i ruble rossyjskie.

Po chwili milczenia głos wykonawcy wyroku mającego się spełnić na osobie Michała poważnie i złowrogo powtórzył:

– Patrz całą potęgą wzroku twego, patrz!

Tym razem Alcydes Jolivet zauważył, że wykonawca już nie miał szabli w ręku.

A jednak słońce miało się już ku zachodowi. Cedry i jodły już niknęły w cieniu, wody Tomu traciły swą przejrzystość. Za chwilę miała zapaść noc.

Po chwili weszło na plac kilkuset niewolników z płonącemi pochodniami. Cyganki z Sangarrą na czele powróciły przed tron emira. Instrumenta orkiestry tatarskiej dziwną i dziką zabrzmiały melodyą, towarzyszył im śpiew równie złowrogi. Światła zwiększono jeszcze zapaleniem różnobarwnych latarni zawieszonych między drzewami.

Potem szwadron Tatarów w umundurowaniu wojennem zmięszał się z tancerzami. Wśród wzrastającego zapału dziwnie fantastyczny przedstawił się widok.

Żołnierze uzbrojeni w nagie szable i długie pistolety, strzelali, a strzały że zlewały się z odgłosem bębnów, trąb, tamburin i piszczałek. Broń na sposób chiński różnokolorowym prochem z ingrediencyi metalicznych nabijana, rzucała długie smugi ogni czerwonych, zielonych i niebieskich, tak że wydawało się iż wszyscy poruszają się w ogniu sztucznym. Pod niektóremi względami taniec ten przypominał pewien wojowniczy taniec starożytnych, gdzie koryfejki snuły się pomiędzy końcami szpad i puginałów; być może iż tradycya dostała się ludom Azyi środkowej; ale taniec tatarski o wiele był piękniejszym, o wiele więcej urozmaiconym, w skutek sztucznych kolorowych ogni, wijących się nad głowami tancerek. Tworzyło to kalejdoskop błyskawic, zmieniających bezustannie kształty odpowiednio do ruchów tancerek.

Jakkolwiek Alcydes Jolivet widział dużo pięknych rzeczy i nic go już nie zadziwiało, jednak kiwał głową od czasu do czasu, a ruch ten można było sobie tłomaczyć wyrazem: „Nieźle! Nieźle!”

Nagle jak gdyby czarem wszystko zagasło, balleriny zniknęły. Uroczystość była skończoną i tylko pochodnie oświetlały środek placu przed chwilą tak ludnego i jasnego.

Na znak emira wyprowadzono Michała na środek placu.

– Blount, odezwał się Alcydes Jolivet do towarzysza, czy ciekawym jesteś zakończenia tej sceny?

– Bynajmniej, odparł Blount.

– Sądzę iż twoi czytelnicy Daily-Telegraph, nie są zupełnie ciekawi egzekucyi na sposób tatarski?

– Ani też twoja kuzynka.

– Biedny chłopiec! dodał Alcydes Jolivet patrząc na Michała. Taki jak on waleczny żołnierz powinien paść na polu bitwy tylko!

– Czyż możemy go ocalić?

– Nie, to przechodzi nasze siły.

Dziennikarze zapamiętali wspaniały postępek Michała, teraz dopiero dowiedzieli się na jakie próby był narażony, jakim był niewolnikiem swego obowiązku, a oni w niczem mu pomódz nie mogli.

Pragnąc uniknąć widoku tortury nieszczęśliwego powrócili do miasta.

W godzinę potem pędzili już drogą do Irkutska, pragnąc jak najprędzej dostać się pomiędzy Rossyan.

Jednak Michał stał, wyniośle patrząc na emira, z pogardą na Iwana. Oczekiwał śmierci i nie lękał się jej wcale.

Widzowie stojący po bokach placu, sztab Feofar-Hana czekali z upragnieniem wykonania wyroku. Zaspokoiwszy ciekawość cała, ta dzika horda pobiegnie oddać się z zapałem pijaństwu.

Emir dał znak. Warta popchnęła Michała na środek terassu, a Feofar w że słowa przemówił:

– Przybyłeś aby widzieć szpiegu rossyjski. Widziałeś poraz ostatni. Za chwilę oczy twoje już nigdy nie ujrzą światła!

Nie na śmierć lecz na oślepienie skazano Michała. Strata wzroku o wiele okropniejszą jest od utraty życia! Nieszczęśliwy na wieczną noc był skazany.

A jednak usłyszawszy te słowa emira, Michał nie drgnął nawet. Stał nieruchomie z szeroko rozwartemi oczami, jak gdyby chciał w tem ostatniem spojrzeniu cały świat ogarnąć. Błaganie takich dzikich łotrów, było zarówno bezużytecznem jak niegodnem. Nawet nie pomyślał o tem. Myśl jego skupioną była na niespełnionem poselstwie, matce i Nadi, których nie zobaczy już nigdy, lecz najbaczniejsze oko nie dostrzegłoby najlżejszego wzruszenia w jego twarzy.

Nakoniec nie będąc panem swej mściwości, odwrócił się do Iwana.

– Iwanie, przemówił głosem groźnym, Iwanie zdrajco, ostatnia groźba moich oczu, będzie dla ciebie.

Iwan wzruszył ramionami.

Ale Michał omylił się, nie na Iwanie miało spocząć ostatnie jego spojrzenie.

Marfa stanęła przed nim.

– Matka moja wykrzyknął rozdzierającym głosem, Tak! tak! tobie matko moja winienem moje wejrzenie, nie temu nędznikowi! Stój tak, tam przedemną. Niech widzę twą twarz ukochaną! Niech moje oczy zamknę na wieki patrząc w twoje oblicze!…

Stara Syberyjka zbliżała się w milczeniu.

– Wypędzić tę kobietę, powiedział Iwan.

Dwaj żołnierze odepchnęli Marfę. Ona cofnęła się, lecz stała o kilka kroków od syna.

Ukazał się wykonawca, Teraz znów miał szablę w ręku, lecz szabla ta była rozpalona do białości, wydostał ją z fajerki z pomiędzy węgli łączących się pachnidłami. Michał miał być oślepionym przesunięciem pałającej szabli przed oczyma – taki był zwyczaj tatarski.

Michał nie opierał się. On nic nie widział – on widział tylko matkę swoją, w niej teraz cały świat jego się mieścił. Było to jego ostatnie widzenie!

Marfa z rozszerzoną źrenicą, z wyciągniętem ramieniem stała przed nim!

Zabójcza szabla przemknęła przed oczami Michała.

Krzyk rozpaczy, okrzyk przerażenia rozległ się na placu! Marfa padła nieżywa.

Michał był ślepy.

Po wykonaniu wyroku emir poszedł do domu. N a placu pozostał tylko Iwan i ludzie z pochodniami.

Iwan podszedł zwolna do Michała, wydostał z kieszeni list wodza otworzył i kładąc go przed jego oczami powiedział ironicznie:

– Czytaj teraz Michale Strogoff i opowiedz w Irkutsku co przeczytałeś! Prawdziwym kuryerem cesarskim jestem teraz ja, Iwan!

To powiedziawszy zdrajca schował list i z resztą ludzi plac opuścił.

Michał pozostał sam o kilka kroków od matki nie dającej znaku życia, umarłej może.

W oddaleniu słychać było krzyki i wrzawę pijanego tłumu. Tomsk uilluminowany wyglądał uroczyście.

Michał słuchał. Plac byt pusty i cichy.

Macając dowlókł się do miejsca gdzie matka jego upadła. Znalazł ją, nachylił się, twarz swoją przybliżył do jej twarzy, słuchał bicia jej serca. Potem sądzićby można iż mówił z nią pocichu.

Czyżby stara Marfa żyła jeszcze i słyszała słowa syna? Nie wiemy, nie poruszyła się wcale.

Michał ucałował jej czoło i siwe włosy. Potem powstał i suwając nogami z wyciągniętą ręką doszedł prawie na drugi koniec placu.

Nagle ukazała się Nadia. Szła do swego towarzysza. Sztyletem rozcięła więzy krępujące Michała.

Ten niewidomy, nie wiedział kto go uwalniał, bo Nadia nie przemówiła ani słowa. Rozwiązawszy go dopiero powiedziała:

– Bracie!

– Nadia! szepnął Michał, Nadia!

– Pójdź bracie. Jesteś niewidomym. Moje oczy będą twoim wzrokiem, ja cię zaprowadzę do Irkutska!