Złodziej kolejowy/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Kurt Matull, Matthias Blank
Tytuł Złodziej kolejowy
Wydawca Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o.
Data wyd. 18.11.1937
Druk drukarnia własna, Łódź
Miejsce wyd. Łódź
Tłumacz Anonimowy
Tytuł orygin. Tytuł cyklu:
Lord Lister, genannt Raffles, der grosse Unbekannte
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Rozprawa

Trzy dni minęły od czasu wizyty Tajemniczego Nieznajomego. Bankier Meyer-Wolf, drżący i skurczony ze strachu, zasiadł na ławie oskarżonych. Przestał wierzyć, że Raffles dotrzyma swej obietnicy.
Przewodniczący otworzył posiedzenie sądu. Przewód trwał dość krótko. Z ław, przeznaczonych dla publiczności dochodziły do uszu bankiera nieprzyjazne pomruki.
— Czy w dalszym ciągu utrzymuje oskarżony, że nie jest złodziejem kolejowym? — zapytał przewodniczący.
— Tak — odparł oskarżony cichym głosem.
— Czy ciągle upiera się oskarżony przy tym, że jest bankierem Felixem Meyer-Wolfem z Londynu?
— Tak.
— Radzę się przyznać. Szczere przyznanie będzie poczytywane oskarżonemu za jedyną okoliczność łagodzącą.
Bankier skurczył się jeszcze bardziej.
— Świadek Felix Meyer-Wolf z Londynu, na którego szkodę popełnił oskarżony kradzież!
Woźny wywołał kilkakrotnie nazwisko. Za każdym razem oskarżony miał ochotę odpowiedzieć: Obecny. Po krótkim poszukiwaniu woźny powrócił na salę:
— Świadek nie stawił się — zameldował.
— Czy wezwanie mu doręczono? — zwrócił się przewodniczący do protokulanta.
— Tak jest — otrzymaliśmy z Londynu recepis zwrotny, podpisany przez bankiera.
Na wezwaniu zwrotnym istotnie figurował podpis bankiera, pod pieczątką firmy.
— Oto jeszcze jeden dowód przeciw panu — rzekł przewodniczący, zwracając się do oskarżonego. — Świadek, niestety, nie stawił się przed sądem, lecz przesłał nam podpisany przez niego recepis zwrotny, opatrzony nadto pieczątką firmową.
— To niemożliwe! — wykrzyknął bankier!.
— Oskarżony może się o tym naocznie przekonać.
Obrońca Carosi okazał wezwanie swemu klientowi.
— To nie mój podpis — zawołał — Ja podpisuję zupełnie inaczej.
Publiczność wybuchnęła śmiechem.
— Ach — rzekł przewodniczący — wierzę, że oskarżony podpisuje zupełnie inaczej, niż właściciel Londyńskiego Domu Bankowego. Po raz ostatni wzywam oskarżonego do przyznania się do winy.
Obrońca szepnął coś na ucho swemu klientowi.
— Nie widzę dla siebie innej rady — rzekł bankier głosem, przerywanym przez łkanie, — Sąd skazując mnie, popełni omyłkę sądową. Dla złagodzenia jednak kary przyznaję się do wszystkich zarzucanych mi czynów: to ja jestem złodziejem kolejowym. Nie byłem nigdy Felixem Meyer-Wolfem. Jestem wszystkim tym, czym chcecie. Błagam tylko o jedno: nie skazujcie mnie na długie lata więzienia.
Poważna twarz przewodniczącego przybrała łagodniejszy wyraz. Obrońca stukał palcami w pulpit. Po chwili zabrał głos:
— Panowie Sędziowie!
Zdruzgotany ciężarem dowodów, klient mój wyznał prawdę: Gdy podjąłem się jego obrony, wymogłem na nim, aby kłamstwem nie pogarszał swej sytuacji. Mimo to, znając poprzednie życie mego klienta, ośmielam się prosić sąd o uwzględnienie okoliczności łagodzących. Ojciec jego był nałogowym alkoholikiem. Matka zmarła w szpitalu wariatów, w Rosji. On sam spędził swą młodość w więzieniu za przestępstwa polityczne.
Panowie sędziowie spójrzcie na tego nieszczęśliwego. Oskarżony ten godzien jest tylko waszej litości. Nie każcie mu pokutować za grzechy jego rodziców. Proszę o łagodny wymiar kary.
Głos zabrał prokurator...
Nagle u wejścia wszczął się tumult. Ktoś starał się gwałtem przedostać na salę, odpychając woźnych. Był to konsul angielski.
— Przez wzgląd na naród brytyjski proszę o natychmiastowe przerwanie rozprawy! — rzekł zdyszany. Oskarżony jest niewinny i proszę, aby prawo wzięło go w swoją obronę. Jest to naprawdę bankier Felix Meyer-Wolf z Londynu. Otrzymałem w tej chwili w tej sprawie dwa telegramy: Jeden od inspektora Baxtera ze Scotland Yardu, drugi od ambasadora angielskiego w Rzymie.
Na sali wśród publiczności zapanowało niesłychane zamieszanie. Dopiero interwencja woźnych uspokoiła nieco zaintrygowaną i impulsywną publiczność.
Przewodniczący przejrzał uważnie telegramy, okazał je sędziom i prokuratorowi i po krótkiej naradzie oświadczył:
— Nie ulega wątpliwości, że sąd znajdował się na błędnej drodze. Przed zwolnieniem jednak oskarżonego pragnąłbym mu zadać jedno pytanie: Singor Meyer-Wolf, jak pan mógł przyznać się do tego, że był pan złodziejem kolejowym?
— Nie pozostawało mi nic innego, aby otrzymać łagodniejszy wymiar kary.
Przewodniczący wstał i ogłosił, że posiedzenie zamknięto. Przed Felixem Meyer-Wolfem otworzyły się wreszcie drzwi więzienia. Zbliżył się do niego konsul angielski i przepraszając go za pomyłkę — rzekł:
— Otrzymałem dla pana przekaz pieniężny z Londynu. Oczekują pana niecierpliwie w banku.
— Któż mógł nadać ten przekaz?
— Pański prokurent, który wrócił przed paru dniami z urlopu.
— O ile mi wiadomo, nie mam żadnego prokurenta, — wzruszył ramionami bankier.
— To już do nas nie należy. — odparł konsul, pragnąc jaknajszybciej zakończyć przykrą dlań sprawę. — Wezwanie przyjął w pańskiej nieobecności prawdopodobnie ten sam człowiek, który okradł pana w pociągu.
W tym samym czasie przewodniczącemu sądu, który wraz z sędziami w pokoju narad omawiał jeszcze tę niezwykłą sprawę wręczono telegram następującej treści:

Do
Pana Prezesa Sądu we Florencji.

W sprawie bankiera Felixa Meyera-Wolfa komunikuję, że to ja okradłem go w pociągu.

John C. Raffles
Londyn.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Matthias Blank, Kurt Matull i tłumacza: anonimowy.