Wojna i pokój (Tołstoj, 1894)/Zakończenie/III

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Lew Tołstoj
Tytuł Wojna i pokój
Tom IX
Wydawca J. Czaiński
Data wyd. 1894
Druk J. Czaiński
Miejsce wyd. Gródek
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Война и мир
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom IX
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


III.

Do roku 1820 Nataszka miała już trzy córeczki, a teraz właśnie karmiła sama synka najmłodszego. Przytyła znacznie, i niktby był nie mógł domyśleć się w tej młodej wprawdzie, ale powolnej i tłuściutkiej matronie, owej wiotkiej istoty, owego pustaka, któremu Nastacja Iwanówna (stary trefniś Rostowów), przepowiadał „że porodzi kiedyś same świerszcze i polne koniki“. I twarz jej zaokrągliła się, a nawet rozlała się po trochę. Owa żywość niesłychana, która stanowiła niegdyś jej wdzięk najwyższy, nader rzadko pojawiała się obecnie. Jeszcze tylko czasem unosił ją śpiew, za którym i jej mąż przepadał. Wtedy owiewał ją na chwilę dawny czar, którym serca wszystkich mężczyzn podbijała. Czy teraz lubiła jak dawniej towarzystwo, czy wolała samotność we dwoje, i spokojnie spędzony wieczór w domu przed kominkiem? Na to sama przed sobą nie umiałaby była odpowiedzieć. Stany poważne, później karmienie dzieci własnemi piersiami, zajęcie domem, mężem, dziećmi, tyle jej czasu zabierały, że na światowe obowiązki wcale go już nie miała. Znajomi dziwili się niesłychanie, że Nataszka mogła tak się odmienić. Jedna matka znajdywała to zupełnie naturalnem zjawiskiem. Ona jedna przeczuwała zawsze w Nataszce doskonały materjał na wzorową żonę i matkę. — Tylko — dodawała — posuwa do niedorzeczności to uwielbienie dla męża i dzieci!
Nataszka co do postępywania z mężem, nie trzymała się reguł francuskich romansistów. Nie chciała być jego kochanką, tylko prawdziwą towarzyszką, na dobrą i złą dolę w życiu. Nie starała się go usidlać ani strojem wyszukanym, ani minkami zalotnemi paryskiej kokotki. Czuła ona, że prócz czaru, który upajał niegdyś Piotra zmysły, przykuła męża do siebie i duchowo. Byłaby więc śmiała się pierwsza, pozując przed nim na jakąś damę salonową, na frymuśną, zalotną elegantkę. Oddała mu się szczerze z duszą i z ciałem, nie tając przed nim myśli jednej, choćby dotąd leżała ukryta na samym dnie serca. Ale i ona żądała od męża stanowczo, od pierwszych dni pożycia małżeńskiego, żeby należał wyłącznie do niej, a później do dzieci. Za to też w domu był panem absolutnym. Wszystko i wszyscy, stosowali się do niego. Gdy drzemał w dzień, lub pracował umysłowo w swoim gabinecie, co żyło począwszy od Nataszki, chodziło na palcach i mówiło głosem przyciszonym. Nataszka stała się dobrowolnie męża niewolnicą. Jego pragnienia, życzenia, nawet widzimisia, były dla niej wyrocznią. Starała się myśli jego odgadywać i wszystko według tego w domu układać. Posuwała się w tem tak daleko, że choćby był chciał później mąż odwołać w czem ważnem, zdanie raz wypowiedziane, ona nie byłaby już do tego dopuściła.
Tak się stało po urodzeniu pierwszej córeczki. Dziecko przyszło na świat bardzo wątłe i chorowite. Do tego nie można było dobrać dobrej mamki. Zmieniano je ciągle, co dziecku nie szło wcale na pożytek. Z tej okazji zaczął mąż rozwijać przed nią system Jana Jakóba Rousseau, co do korzyści nadzwyczajnych, gdy matka karmi dziecko własną piersią. Odtąd wszystkie dzieci sama karmiła, i sam mąż nie mógł jej już tego wyperswadować. Czasem posprzeczali się o coś mąż z żoną i Nataszka była zrazu innego zdania. Później jednak Piotr spostrzegł ze zdumieniem, że skoro przyszło to lub owo w życie wprowadzić, Nataszka wypełniała święcie męża życzenie, pomimo, że przedtem broniła zawzięcie swojego zdania. Była zazdrosną o wszystkich, prócz o dzieci własne. Nie wolno było Piotrowi przysiąść się na dłużej do żadnej kobiety, choćby do Soni lub Marji Rostow. Z najbliższą rodziną lubiła żyć pospołu, i u Rostowów przesiadywała chętnie całemi miesiącami. Tu nie potrzebywała żenować cię nikogo. Ubierała się jak jej było najwygodniej, czesała gładziuteńko, i jak boży dzień, zajmywała się wyłącznie mężem i dziećmi. Pozwalała jedynie mężowi na jego prace socjalno-filozoficzne, chociaż ani w ząb nie rozumiała tego co pisał, zresztą skasowała raz na zawsze wszelkie objady i kolacje w klubie i nie pozwalała Piotrowi trwonić tak jak dawniej pieniędzy. Po siedmiu latach pożycia małżeńskiego Piotr zauważył z radością, że w żonie jego odbiło się jak w źwierciedle, to tylko, co w nim było wzniosłem i szlachetnem. A i on ulegając jakiemuś tajemniczemu wpływowi, jakiejś sile niewidzialnej, stawał się coraz lepszym i cnotliwszym.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Lew Tołstoj i tłumacza: anonimowy.