Przejdź do zawartości

Wojna chocimska (Krasicki)/Pieśń II

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Ignacy Krasicki
Tytuł Dzieła Krasickiego
Podtytuł Wojna chocimska
Wydawca U Barbezata
Data wyd. 1830
Miejsce wyd. Paryż
Źródło skany na Commons
Indeks stron
PIEŚŃ II.


Na odgłos idących wojsk bisurmańskich, trwoga rozchodzi się w Polszcze. Król Zygmunt składa radę. Chodkiewicz mianowany wodzem rycerstwa polskiego. Zwołany sejm. Polska czyni przygotowania do odparcia Bisurmanów.


Ta, co się błędnie wzmaga i unosi
Ustawicznemi przeloty po świecie;
Ta, która wieści szeroce roznosi,
I dzieła wieńczy w szacownej zalecie,
Sława, co zwiększa to wszystko, co głosi,
I stu gębami wieści trwożne plecie;
Wzmogła się razem, a zwykłym łoskotem
Ku Polszcze zmierza nieścignionym lotem.

Oracz przelękły rzuca pług na roli.
Rzuca i woły swoje ulubione:
Pasterz odbiegać miłej trzody woli,
Niżeli widzieć kraje spustoszone.
Każdego klęska pospolita boli.
Żegna syn ojca z płaczem, a mąż żonę,
Bieży na domysł zatrwożona tłuszcza,
Unosi życie, a wszystko opuszcza.

Na odgłos straszny zamachów pogańskich,
Opustoszały koronne granice:
Zbliża się coraz tłum wojsk bisurmańskich,
Błyszczą orężem groźnym okolice.
Bieży lud trwożny do przybytków pańskich,
I płaczem rzewnym napełnia świątnice.
Płaczą niewiasty, dzieci, lud się trwoży.
Kapłani w modłach błagają gniew boży.

Wieczna pomocy! ty z ręku zajadłych
Wyrywasz słabość, i choć los dokuczy,
W twojej on mocy. Ty dźwigasz upadłych,
Wyrok twój święty wszak tego nas uczy!
Spójrzyj na postać nędznych i wybladłych;
Komuż się lud twój strapiony poruczy?
Wszakżeś powiedział, że w najgorszej dobie
Jeszcze nie zginął, kto zaufał tobie,

Do ciebie woła lud upokorzony,
Wesprzyj go, Panie! świętą ręką twoją;
W tobie pociechy szuka i obrony:
I choć nad karki srogie miecze stoją,
Spójrzyj, a spełznie Bisurman zhańbiony;
Płacze się nasze i troski ukoją.
Boże zastępów! spójrzyj tylko na nie,
A cień zuchwalców nawet nie zostanie.

Jeszcze się świeża krew mężnych kurzyła,
Którą się Dniestru brzegi sfarbowały,
Jeszcze w Cecorze nie oschła mogiła,
A zwłoki święte o pomstę wołały:
Gdy się o uszy Zygmunta obiła
Wieść smutna. Westchnął monarcha struchlały.
Zapłakał rzewno, oczy w niebo wlepił,
I ducha bożą pomocą zakrzepił.

Owto był Zygmunt, co dziedziczne państwa,
Dla prawej wiary wspaniale porzucił.
Zbudowanego zaszczyt Chrześcijaństwa,
Stratą dla Boga najmniej się nie smucił,
Znalazł pociechę u swego poddaństwa,
Gdy się do Polski, gdzie panował, wrócił.
Kochał on swoich, i rządził powolnie
Temi, co wznieśli na tron dobrowolnie.

Gdzieindziej hazard monarchów użycza,
Nie zna go naród wolny i wspaniały:
Jeśli z pańskiego cieszy się oblicza,
I czci majestat jego okazały;
Nie kazi tej czci podłość niewolnicza,
Wolne są usta, które go obrały,
Wolne jest serce. A wierność niepłocha,
Godnego wielbi, szanuje i kocha.

Takim był Zygmunt, a jak sternik czuły,
Co się wśród burzy mocno rudla trzyma,
Choć się i maszty i żagle zepsuły,
Strasznym łoskotem choć morze się zżyma;
Łódź zapędzoną pomiędzy szkopuły
Zwraca, i żagle dzielną ręką ima.
Drżą trwożne majtki, on siły natęża,
Szturm pracą, męztwem bałwany zwycięża.

Strażniki państwa, i dzielne zakłady,
Idą poważni starcy na pokoje,
Idą na pomoc kraju wierne rady:
A którzy niegdyś przywdziewali zbroje,
Świętej miłości ojczyzny przykłady,
W szacownych bliznach niosą dzieła swoje.
Rzadki włos siwy pokazuje znaki,
Jak go hartowne przytarły szyszaki.

Już w gronie siedli. Wielkie ojców dusze,
Patrzą z weselem na płód nieodrodny.
Widzisz, Tarnowski, że choć w zawierusze,
Jeszcze twój naród w zacne męże płodny:
Widzisz, Zamojski, wielkie animusze,
Widzisz z pociechą, że syn ciebie godny.
Patrzą z weselem na płód znamienity,
Firleje, Fredry, Herburty i Kmity.

Ojcze Jagiełłów ubłogosławiony!
I ty na twego potomka patrzałeś,
Na polskim tronie Zygmunt osadzony,
Krew własną w jego dobroci poznałeś.
Cierpiał: nie bronią od nieszczęścia trony,
Nad jego losem gdy ubolewałeś,
Dał ci Bóg poznać dalsze przeznaczenia,
Dał ci oglądać los twego plemienia.

Widziałeś, jako Władysław waleczny,
Szczęśliwie państwa ojczyste sprawował;
Jako potomek Wazów ostateczny,
Kazimierz w troskach dni smutne rachował;
Jak bunt poddaństwa złego niebezpieczny,
Zgubę i jemu, i ojczyźnie knował.
Walczył on z losem, lecz gdy się zbyt srożył,
Zrzekł się niewdzięcznych, i koronę złożył,

Wznieci się światło, tlejące w iskierce,
Nowy się Zygmunt na tronie objawi:
Będzie Jagiełłów miał umysł i serce,
I choć się ojcem dobrotliwym stawi,
Przecież oburzy na siebie mordercę;
Lecz go najwyższa Opatrzność wybawi.
Bóg go uchowa, złe chwile się skrócą;
Znowu się dzieci do ojca powrócą.

Różne są zdania, jak zabieżeć złemu,
Jak, jeśli przyjdzie, zmniejszać i uśmierzać,
Jak tyranowi dać odpór hardemu,
I do obrony pospolitej zmierzać.
Gdy przyszło na to, wodzowi jakiemu
Losy ojczyzny oddać i powierzać;
Który obradom dzielności użycza,
Powszechny odgłos żądał Chodkiewicza.

Tento był hetman, co nieprzyjacioły
Niezwyciężoną szablą swoją liczył;
Wśród wstępnych bojów śmiały i wesoły,
Cnotę i męztwo z pradziadów dziedziczył.
Z nie jednej polor brał rycerskiej szkoły,
I tak się w dziełach wojennych wyćwiczył,
Iż w całym świecie rycerz zawołany,
Równał dzielnością najpierwsze hetmany.

Na straszne hasło walecznego męża,
Pierzchał Moskwicin niegdyś porażony,
Nie czekał ciosów dzielnego oręża:
A gdzie wieczyste okiści i śrony,
Gdzie gruba ciemność dzień słaby zwycięża,
Krył się w śnieżystych jamach przestraszony:
I tam go ścigał mocarz boju chciwy,
I tam go raził oręż zapalczywy.

Skoro go podniósł rycerz doświadczony,
Natychmiast nowe zwycięztw żniwo zyskał;
Nie raz pohaniec zdrętwiał przelękniony,
Kiedy mu w oczach przerażonych błyskał;
I Sudermańczyk dumą najeżony,
Zdradny posiadacz tronu tyle zyskał,
Że ledwo uszedł do swego Sztokolmu,
Gdy go do szczętu zgnębił u Kircholmu.

Takiemu mężu wszystkie swoje losy
Pyszna tym płodem ojczyzna oddała;
Poszły natychmiast wesołe odgłosy,
Hasłem zwycięzkiem kraina zabrzmiała.
Zmarniały w oczach Bisurmańskie ciosy;
A gdy te wieści sława powtarzała,
Lud niegdyś trwożny, co stracił nadzieję,
Pełen ufności z przegróżek się śmieje.

Tak, kiedy huczne zbliżają się grzmoty
Na bujne łąki i role obfite,
Przeraża chmura groźnemi łoskoty,
Biegną rolniki z pola pracowite;
Wtem wiatr grom spędza, słońce promień złoty
Spuszcza na niwy plennością okryte,
Wraca się oracz wesoły do żniwa,
Dziękuje Bogu, pracuje i śpiéwa.

Już są od rady posły wyprawione,
Aby obwieścić wodzowi obranie,
Jak ma opatrzyć krajowi obronę,
I stawić siły państwa w dobrym stanie;
Już na zjazd walny listy ułożone,
Co poprzedzają wolne zgromadzanie.
Te gdy o wojnie tak wielkiej wieść niosły,
Obrani na sejm gromadzą się posły.

Naród monarsze choć władzy powierzył,
Wraz z nim na tronie wolność odpoczywa:
Tą blask rażący łagodnie uśmierzył.
Żeby zaś zbytkiem nie była szkodliwa,
Prawem tak wspólne granice wymierzył,
Że tron go zdobi, a wolność okrywa.
Król wolnych kocha, naród siebie godny,
Swój wybór w królu szanuje swobodny.

Z trzech stanów całość powszechna się składa,
Wszystkie trzy wzajem silą się i ważą :
Król pierwsze miejsce na tronie osiada,
Senat swobody ma kraju pod strażą.
Rycerstwo równie losem kraju włada;
Wszystkie trzy, kiedy uradzą i każą.
Co każą razem, król, bracia, starszyzna,
To każe naród, to mówi ojczyzna.

Przed każdem dziełem oczy w niebo wznosić,
Prawego zwyczaj święty Chrześcijaństwa.
Cóż mdli bez wsparcia? O nie trzeba prosić,
To twierdza kraju, to obrona państwa.
Nie zaniechali pasterze ogłosić
Święte modlitwy do swego kapłaństwa.
Ci zgromadzają ludne okolice,
Pobożnem pieniem brzmią pańskie świątnice.

Idzie z śpiewaniem lud upokorzony,
I prawą skruchą zemstę bożą błaga,
Niewiast i dzieci tłum nieprzeliczony,
Świętych obrządków wiernie dopomaga:
Lud ich gorliwej pieczy poruczony,
Kapłanów przykład zachęca i wzmaga.
W Bogu zaufan naród wierny, prawy,
Rozpoczął zatem wojenne wyprawy.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Ignacy Krasicki.