Przejdź do zawartości

Wierzyciele swatami/XX

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Wierzyciele swatami
Wydawca Nakładem J. Czaińskiego
Data wyd. 1902
Druk Drukiem J. Czaińskiego
Miejsce wyd. Gródek
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Le Mari de Marguerite
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XX.
Niegodziwość.

Wiemy, że hrabia bardzo rzadko kiedy odwiedzał zamek Montmorency.
Młoda kobieta patrzyła na Rene, jak na przyjaciela pełnego poświęcenia, dawała mu dowody niewątpliwej sympatji i w naiwności prawie anielskiej, nie domyślała się nawet, że może żywić dla niego inne jakie uczucie.
Jakkolwiek hrabia sprawiał jej wiele przykrości swojem postępowaniem, kochała go jak w pierwszych dniach poznania, była więc niezmiernie uradowana, gdy jej oświadczył, że nie powróci więcej do Paryża.
Paweł natychmiast kazał sobie przygotować apartament oddalony od jej pokojów i tego samego wieczora tam się przeniósł.
Nie kocha mnie, szepnęło biedne dziecię. Prędko przestałam się mu podobać. Co to wszystko znaczy? Mam zaledwie lat ośmnaście i żyję jakbym była wdową. Dzięki Bogu, że się przynajmniej zbliżył do mnie. A kto wie, może kiedy, powróci już do runie.
Rene de Nangis przybył równie tego samego wieczoru.
Nazajutrz Paweł wcale nie pokazał się, a ponieważ nie lubił ani książek, ani muzyki, zabijał czas przedłużając śniadania i obiady, paląc zapamiętale cygara w alei lipowej.
Wieczorem rozpoczął rozmowę z Małgorzatą, w przedmiocie zainstalowania mniemanej kuzynki, gdy lokaj przyniósł mu list.
List wyziewał woń znaną dobrze Pawłowi. Zapieczętowany lakiem, nosił na sobie herb barona i wstążkę legii honorowej.
Paweł zerwał kopertę ręką nieco drżącą, przeczytał go i podając Małgorzacie, rzekł: List po części i ciebie dotyczy.
List był tej treści:

„Panie hrabio i kochany kuzynie!

Przypominasz sobie zapewne swoją kuzynkę Blankę, która tak wcześnie poszła za mąż i tak wcześnie została wdową.
Otóż ona przypomina się twojej pamięci.
Po powrocie moim z Włoch, gdzie przepędziłam kilka lat, dowiedziałam się o twojem ożenieniu i mówiono mi, że hrabina de Nancey jest osobą zupełnie pełną przymiotów.
Pragnę serdecznie odnowić z tobą znajomość i poznać się z twoją żoną.
Czyliż mogę zaniepokoić was w waszem uroczem Montmorency? Czy moja kuzynka pozwoli mi przerwać na chwilę wasze sam na sam! Proszę o dwa słowa a natychmiast przybędę.

Twoja kuzyna
Blanka Lizely.

— Cóż to za kuzynka? zapytała Małgorzata oddając list.
— Bardzo miła i powabna kobieta, jeżeli nie zmieiła się od tylu lat...
— Czy młoda?
— Jeżeli się nie mylę, ma 24 lub 25 lat.
— Nie mówiłeś nigdy o niej.
— Rodzina moja jest tak liczna, że niepodobna o wszystkich pamiętać... Cóż mam odpowiedzieć?
— Ty najlepiej ocenisz to mój drogi. Dodam tylko, że z mojej strony niech rachuje na najlepsze przyjęcie. Jako kuzyna ma prawo do mojej sympatji.
Paweł dotknął ustami czoła żony, której twarz rozpromieniła się.
— Jesteś prawdziwym aniołem, moja droga. Pojadę sam jutro z odpowiedzią, będzie to daleko lepiej. Zatrzymasz ją na obiad, jeżeli ci się podoba. W przeciwnym razie, można będzie zerwać stosunki, bo nie chciałbym aby ci to sprawiło przykrość.
Wyrazy te niewypowiedzianą sprawiły jej radość, szepnęła z cicha:
— Wraca do mnie! Nazajutrz pan de Nancey wyjechał.
Blanka postanowiła zdobyć hrabinę i rzeczywiście powiodło się jej nadspodziewanie.
W ciągu godziny Małgorzata pozostawała pod wpływem czarów. Kiedy następnie oddaliła się, zapytał małżonkę.
— Cóż mój aniołku, jakże ci się podobała kuzynka.
— Nie wiem co mam myśleć. Ale od pierwszej chwili zakochałam się w niej. Jaka szkoda ze Ville d’Avray tak daleko od Montmorency. Gdyby Blanka mieszkała bliżej, widywałabym ją codzień, co godzinę. Nie rozstawałybyśmy się nigdy ze sobą.
— Strzeż się, moja droga.
— Dla czego?...
— Mógłbym być zazdrosnym o tę przyjaźń tak niespodzianą.
Małgorzata rzuciła się na szyję mężowi, wołając:
— Zazdrosny! Ty! Wiesz przecie, że ja cię kocham nad życie... ty wiesz że cię ubóstwiam.
Hrabia umilkł.
Małgorzata była tak młoda, tak piękna, tak urocza.
Niestety, między ich dwoje wcisnęła się postać Blanki.
Pan de Nancey ucałował żonę w czoło jak brat i wyszedł z salonu.
Małgorzata obrażona tą obojętnością, rzekła do siebie.
— Byłam nierozsądną, mając nadzieję... On mnie nie lubi, odpycha... nie kocha, nigdy mię kochać nie będzie.
Tego wieczoru Małgorzata nieustannie płakała.
We dwa dni później hrabia zawiózł małżonkę do Ville d’Avray.
Blanka przyjęła hrabinę nie posiadając się z radości, zatrzymała gości aż do wieczora i przyrzekła z końcem tygodnia odwiedzić swoją małą przyjaciółkę.
Dotrzymała przyrzeczenia.
W ciągu dwóch tygodni wizyty przemieniały się kilka razy.
— Kochane dziecko, rzekł jednego dnia hrabia, zdaje mi się, że się wkrótce staniecie nierozłączonemi przyjaciółkami. Czy się nie mylę.
— Nie, nie mylisz się wcale, im więcej ją poznaję, tem więcej kocham.
— Otóż przychodzi mi do głowy jeden projekt.
— Jaki? zapytała hrabina.
— Jesień dopiero się zaczyna i zdaje się będzie bardzo piękna. Do Paryża wyjedziemy później. Nic zatem nie przeszkadza zaprosić na wieś Blankę.
— Ale czy się zgodzi?
— Jeżeli ją poprosisz, sądzę że nie odmówi wcale.
— Ach jakże będę szczęśliwą i jakże będę wdzięczną tobie.
Tego samego dnia Blanka jakby uprzedzona o niecierpliwości swojej przyjaciółki, przybyła niespodzianie do Montmorency.
Hrabina jakby obawiając się odmowy, z najmilszym uśmiechem zaprosiła Blankę aby przez jakiś czas zabawiła w Montmorency.
— Nie mów nie, moja droga, twoje tak, uszczęśliwi mię prawdziwie.
— Drogi aniele, odpowiedziała panna Lizely, całując swoją rywalkę, byłabym własną swoją nieprzyjaciół gdybym samowolnie wyrzekła się tego szczęścia.
— A więc przyjmujesz?
— Z całego serca.
Małgorzata równie ucałowała Blankę klaszcząc w ręce jak dziecię.
— Ach jakże jesteś szlachetną i dobrą. Od dzisiaj pozostaniesz z nami. Nie wrócisz już do Ville d’Avray, wszak tak?
— Owszem z ochotą. Radabym nie rozstawać się nigdy z tobą. Napiszę natychmiast do mojej pokojowej aby mi przywiozła niezbędne rzeczy, bo jakkolwiek jesteśmy na wsi, potrzeba ubrać się jak należy.
Małgorzata poprowadziła Blankę do pawilonu wiejskiego, podawszy wszystko co było potrzebne do pisania.
Kiedy panna Lizely pięknym charakterem stylizuje list, wyliczając potrzebne przedmioty do garderoby, hrabina pobiegła do hrabiego, aby go uprzedzić o pomyślnej nowinie i żeby się naradzić z nim jaki wybrać apartament dla przyjaciółki.
Paweł zadrżał.
— Kochane dziecko, rzekł, kwestja o której mi mówisz już dawno została rozstrzygnięta. Pawilon z pranej strony będzie dla niej najwygodniejszy.
— Masz słuszność, odpowiedziała Małgorzata, zaraz każę go uporządkować!
Tym sposobem pan de Nancey osiągnął czego pragnął, drogą podstępu i kłamstwa.
Jego tryumf był zupełnym.
Miał naprzód kochankę zanim pojął żonę, następnie ożeniwszy się, tę samą kochankę wprowadza pod dach gdzie mieszka jego prawa małżonka.
Niemoralność nie potrzebuje zbyt wiele zachodów, dość dla niej wsi, lub oddalonego w mieście domku i schodów prowadzących na ulicę.
Nic prostszego i nic łatwiejszego, jak to czytelnik mógł zauważyć czytając ten rozdział.
Pan de Nancey jako małżonek użył tu w całej rozciągłości prawa pana i właściciela.
Był mężem, więc robił co mu się podobało, był panem, nikt mu zatem nie był w stanie uczynić jakiejkolwiek uwagi.
Jako mąż był przedstawicielem wzorowym obecnego społeczeństwa, jako człowiek zatracił zupełnie wstyd i honor.
Zdawałoby się, że hrabiowska mitra jest tylko zabawką dla głupców.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.