Przejdź do zawartości

Wiersze z prozą (Krasicki, 1830)/Podróż z Warszawy

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Ignacy Krasicki
Tytuł Wiersze z prozą
Pochodzenie Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym
Wydawca U Barbezata
Data wyd. 1830
Miejsce wyd. Paryż
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron


Podróż z Warszawy. Do xięcia Stanisława Poniatowskiego.

Gdybym obiecał pisać do W. X. Mości z drogi, to co teraz czynię, byłoby dotrzymaniem słowa; nie obiecawszy, gdy piszę, rozumiem iż grzeczność w dwójnasób uznasz : a choćbyś mi w tem i przeczyć chciał, ja jednakże mojego się zdania trzymam, i nie bawiąc dłuższą przedmową, do opisania podróży mojej przystępuję.
Wybrałem się z Warszawy z dość liczną gromadą towarzyszów, a po zwyczajnych przy wyjezdzie zatrudnieniach, porzuciłem to miejsce,

W którem jak zwyczajnie w mieście,
Za dwóch dobrych, łotrów dwieście.

Podziękowawszy więc Panu Bogu, że się bez szwanku i szkody obeszło, a rozmyślając o przyszłych niewygodach, zbliżyłem się nieznacznie ku Ujazdowu[1]:

Gdzie ów zamek zawołany
Mieścił Zygmunty, Stefany,
Teraz smutny i ponury
Pogląda na pana z góry.

Pogląda, jeżeli zamki poglądać mogą, ale ten wyraz przywilejom rymotworstwa darować należy : pogląda więc i zazdrości :

Iż co było do niego przydatkiem,
Śklni się i gustem, śklni się i dostatkiem :

Tak to zwyczajnie ze staremi bywa :
Młodzież ochocza, wesoła i żywa,
Zabiera miejsce, które posiadali,
A dziaduś w kącie dawne czasy chwali.

Ale że dziady do opisu nie należą, jechałem dalej :

Pomiędzy rozkoszne gaje,
Kędy ptasząt liczne zgraje,
Gdzie się wietrzyk z trawką pieści,
Strumyk mruczy, liść szeleści.
Gdzie kunszt z gustem połączony,
Wabi oko z każdej strony,
Gdzie pan wśród miłej zaciszy,
Mniej dworszczyzny kiedy słyszy;
Czując, jak wolność szczęśliwa,
Po kłopotach odpoczywa[2].

Wpadłem więc w rozmaite uwagi, i ledwo nie moralne, nad zwyczajnemi i dworów i dworaków obrotami; wtem postrzegłem wyjechawszy z Łazienek przy drodze pustkę.

Pustkę znaczną blizko mostu,
Ale pustkę nie po prostu.

Umyślnie albowiem, jak mi powiadano, wystawiona była dla ozdoby miejsca.

Bo tak teraz każe moda,
Trzeba pustek do ogroda.

W tym rodzaju architektury rozumiem iż rzadki nas naród przejdzie.

Idąc dalej przez ulicę,
Postrzegłem jakąś świątnicę;
Gust pięknej architektury,
Wieże, baszty, mosty, mury.
Więc się nieco zatrzymałem,
A gdy co to jest? pytałem,
Chociażem pięknie przywitał,
Rozśmiał się ten, com go pytał.

I poniekąd miał sprawiedliwą przyczynę : dowiedziałem się albowiem od niego z niezmiernem mojem podziwieniem, iż zmówiłem pacierz przed kuchnią, a com dla baszty sądził fortecą, było gołębnikiem. Zawstydziłem się mojej prostoty wieśniackiej : a obracając rzecz ku pożytkowi duchownemu, rzekłem do towarzyszów :

Bracia, nie wszystko złoto, co się świéci,
Bije blask często od szychowych nici,
Mylą pozory....

Chciałem dalej rzecz prowadzić, ale chęć ziewania przeniosła się nieznacznie od słuchaczów do mnie, a wtem się zaczęły zdaleka ukazywać,

Owe wspaniałe pięknych gmachów szczyty[3],
Gdzie niegdyś rycerz sławny, znamienity,
Co męztwem swojem narody zdumiéwał
Wielki Jan trzeci pod laury spoczywał.
Tam laty, pracą, troskami znużony,
Słodził w zaciszu niesmaki korony,
Tam pokój znalazł wśród chwili niezręcznych,
Tam świat pożegnał, i ziomków niewdzięcznych.

Z uszanowaniem zastanowiłem się, i patrzałem na miejsce udeptane ślady wielkiego człowieka. Zdaje mi się, widzieć go w cieniu owych rozłożystych jaworów, przechodzącego się z pisarzem anty-Lukrecyusza[4]; rozmawiającego z godnym posiedzenia swojego Lubomirskim[5]; przypominającego z słodyczą dawne dzieła, z Jabłonowskim[6]; słuchającego rytmów poważnych Chrościńskiego[7]. Zdawało mi się widzieć zestarzałych pomocników wielkich dzieł jego, przybliżających się ku niemu z uszanowaniem, całując z rozrzewnieniem tę rękę, którą nieprzyjaciół ojczyzny gromił, orzeźwionych słyszeniem jeszcze głosu tego, który hasłem bywał zwycięztwa. Oderwać mi się przyszło z gwałtem od Wilanowa.

A porzucając te ślady,
Rzekłem : o dzielne przykłady!
O miejsce wiekom szanowne,
Czułym sercom zbyt wymowne!
Wzniecaj do prawej ochoty,
Wzbudź w następcach ojców cnoty.

W uciszeniu i myślach dalszą podróż odprawowałem; i gdy się już przy nader mocnych upałach ku południowi zabierało, stanąłem :

Utrudzony niezmiernie,
W owej sławnej Jeziernie.

Nie wiem, czyli godne zastanowienia miejsce, które raczej osławionem, niżeli sławnem zwać należy.

Tam w niezmiernej cholerze,
Rozjuszeni rycerze,
Dla przymówki, lub flaszki,
Kładą życie za fraszki[8].

Częstokroć i nie kładą, a natychmiast rozlanie krwi, wino zastępuje. Z przeproszeniem rycerzów, ja to wolę.

Wdzięczniejsza zgody, niżli bitew postać,
Lepiej się upić, niż w łeb kulą dostać.

Postępując dalej :

Gdy ciekawość coraz wzrasta,
Postrzegłem coś nakształt miasta[9].

Że to coś, była Góra, kto miejsca świadom, łatwo się domyślić może.

Domki szczupłe, tych niewiele,
A zaś kościół przy kościele.
Zamiast miejsca, gdzie gospoda,
Dóm Piłata, dóm Heroda,
Kaifaszowe piwniczki,
Porozrzucane kapliczki,
Miejsce Piotrowej ucieczki,
Most przez Cedron, a bez rzeczki;
Zgoła wszystko niezamożnie,
Pusto, głodno, lecz pobożnie;
Rozwalone przez połowę.
O miasto wielkopiątkowe!
Życzę ci jak najgoręcej,
Mniej kapliczek, karczem więcej.

Widzieć się dalej dają, ponad Wisłą, wieże zamku niegdyś Czerskiego, znaki smutne dawnej wspaniałości miast naszych, niedaleko ujścia Pilicy do Wisły.

Ta nim swe wody wyleje na morze,
Wspaniałym biegiem żyżne brzegi porze,
Niosąc w zdobyczy krajowe dochody,
Żywiącym plonem podsyca narody.

I Pilica jej dopomaga, którą przebywszy,

Piękny się widok Mniszewa otworzył[10],
Równie się wdzięcznie w Gruszczynie[11]powtórzył.

Minąwszy dość ozdobnie wznoszący się z dawnych pustek Magnuszów[12].

Stanęliśmy w Ryczywole,
O którym zamilczeć wolę.

A jeżeliby się kto koniecznie przyczyny milczenia mojego domagał, ta jest, a nie inna, iż najlepiej tam milczeć, gdzie nie masz co powiedzieć.
Przejechaliśmy przez Kozienice, okoliczną puszczą i łowami monarchów sławne.

Co w tem mieście nie nowina,
Są przechadzki Bernardyna[13];
Chodzi, mówią, czasem do dnia,
W ręku kostur, lub pochodnia,
A za zwyczaj głupich straszy.

Więc się go moi towarzysze nie zlękli; jakoż pełni odwagi, puściliśmy się mrokiem ku miejscu jego przechadzek : postrzegliśmy, prawda, zdaleka światło, ale to było z okien Janikowa, wsi opata Sieciechowskiego.

Tego opactwa byłeś nominatem[14]
O Kochanowski! przecież być opatem
Nie chciałeś. Kontent z tego, co los niesie,
Osiadłeś w gniezdzie swojem Czarnolesie.
Wybacz o mistrzu! nie znałeś się na tem,
Nie złe to rzeczy zostawać opatem.
Sława, dźwięk próżny; bogactwa istotą :
Laur tylko zdobi; uszczęśliwia złoto.

Zawstydziłem się i wstydzę myśli tak podłej, nie zmażę jednak tego, com napisał : zmarszczy się Naruszewicz, ale Tepper pochwali. Gdyśmy zmierzali już ku Sieciechowu, z drugiej strony Wisły dał się widzieć Gołąb[15].

Gdzie nasz biedny ów król Michał,
Gdy go z tronu prymas spychał,
Podstępom swoich zdradzieckim
Dawał odpór przy Czarnieckim :

Był ci i drugi naówczas podszczuwacz do złego dzieła[16], ale darujmy wielkiemu mężowi przywarę ludzkości :

Nie długo się on przepościł,
Dostał tego co zazdrościł.

I uznał doświadczeniem, iż im wyższy stopień, tym dotkliwsze umartwienia.

Los go ciężki srodze chłostał,
Za pokutę królem został,
A gdy już był równy stanem
Zemścił się Michał nad Janem.

Dość tego o Gołąbiu, i o gołąbskiej konfederacyi; nocą pojechaliśmy do Sieciechowa :

Ten, który na wojnie tchórzył,
Sieciech[17] swój dóm zakapturzył.

I z tchórzów czasem pociecha;
Gdyby nie było Sieciecha,
Państwu, naukom, potrzebne
Nasze ojcy przewielebne,
Nie miałyby tu siedliska.

Postanowiłem je odwiedzić, a tymczasem rozmyślałem na podsieniu :

Wielce strudzony przy głodzie,
O Sieciechowej przygodzie.

Niech wybaczą przewielebni ojcowie, ale kto w ich karczmie nocuje, albo popasa, jeżeli się myślą nie zasili, próżno innego posiłku spodziewać się ma. Przecież sen smaczny wzmógł nas utrudzonych. Nazajutrz, gdy słońce wschodziło, udaliśmy się do opactwa :

Zaraz nam się widzieć dała
Struktura piękna, wspaniała :
W kształtnem rzeźby udawaniu,
Dziwiłem się malowaniu,
Bardziej jednak, niż strukturze,
Iż xiądz opat[18] śpiewał w chórze.

Po nabożeństwie, zaprosił nas do swojego pomieskania, tam dowiedzieliśmy się, iż wkrótce[19] :

Wyznaczone z zwierzchności osoby przybędą,
Aby dzielić opactwem, kaptur z rewerendą,
A opatrzywszy mnichy odzieżą i wiktem,
Pogodzą się Piotr święty z świętym Benedyktem.

Jako najpomyślniejszej ugody życzyłem przewielebnym ojcom; siadając zaś do pojazdu, obróciłem się ku nim, i rzekłem :

Bracia! kiedy się z mocnym słaby dzieli,
Jeden się smuci, a drugi weseli.

Dali znać skłonieniem głów, iż moja maxyma prawdziwa, a z każdego postaci uznałem, iż czuł, kto słabszy. W dalszą się podróż puszczając ku Gniewoszowu, umyślnie z drogi zboczyłem, chcąc odwiedzić Czarnolas[20]. Przebywszy dość złe przeprawy, gdym z gęstego gaju wyjechał; ukazało się owe ulubione ojczyste gniazdo Kochanowskiego.

Darmo szukałem w odmianie wieczystej

Owej rozkosznej lipy rozłożystej[21]
Pod której niegdyś ulubionym cieniem,
Wdzięcznem mąż wielki rozrzewniał się pieniem.

Widziałem miejsca, w których się zabawiał,
Miejsca, gdzie wdzięczne sobótki odprawiał,
Gdzie grzebiąc dzielne przymioty w ukryciu,
W ziemiańskiem szczęście upatrywał życiu.

Wdzięczny strumyku! przy twojej on wodzie,
Swojej się szczupłej przypatrywał trzodzie :
Laurowy oracz z ojczystemi chłopki,
Gromadził w żniwa plenne swoje snopki.

O wy! na żałość rodzicielską czuli,
Płaczcie z nim stratę najmilszej Ursuli[22],
Płaczcie, a siedząc w zaciszy przy źródle,
Rżnijcie pamiątki na ponurej jodle.

W szczupłem siedlisku nad gmin się unosił,
A gdy mąż wieków bohatyry głosił,
Czuł swoję wielkość, iż czasy potomne,
Ze czcią przyjmując dzieła wiekopomne,
Tam go postawią, gdzie stawać zasłużył.
Los mu zawistny wieku nie przedłużył.
Dość żył dla sławy.....

A moje uwielbienia, ile niedostarczające wielkości jego, niech koniec mają. Dwa już wieki przeszły, miejsce się prawie tylko samo zostało, gdzie mieszkał : ale winna Polska czułości Jabłonowskiego, wojewody Nowogrodzkiego, iż kupiwszy umyślnie tę majętność, ostatki domu wielkiego męża kształtnem mieszkaniem przyozdobił : tak zaś budowlą rozporządził, iż dóm, w którym mieszkał Kochanowski, nienaruszenie zachowany. Wierzyć należy, iż przy coraz bardziej krzewiących się w Polszcze naukach, miejsce to znamienite, uszanowanie zwykłe, winne śladom wielkich ludzi, odbierać będzie.

Dalszej podróży osnowa,
Wiodła nas do Gniewoszowa.
Stamtąd zmierzając ku lasku,
Miejsce cudowne na piasku,
Za nim ów widziany lasek,
A za laskiem znowu piasek.

Zgoła przeciąg takowej podróży, byłby niemiły i przykry, gdyby się zdaleka nie ukazały :

Godne monarchów Puławy[23]
Gdzie syt wieku, szczęścia, sławy,

Młodzież ku cnocie sposobił,
Starzec, co kraj przyozdobił.

W żałobę przybrani słudzy ukazywali nam ogrody i pałac, czułość ich i rozrzewnienie pochwałą były widoczną pana, którego świeżo utracili. Przejeżdżając przez Kurów, postrzegliśmy przy drodze samej kształtny budynek, a że kościoł był blizko, domyśliłem się, iż to mieszkanie proboszcza :

Więc widząc na przysionku piękną kolumnatę,
Pomysliłem, dobrą tu ma Proboszcz intratę,
I zgadłem : Proboszcz kontent, a przestając na tym
Co posiada, rzetelnie zdał mi się bogatym.

Coraz zbliżając się ku Lublinowi, postrzegliśmy na boku ostatki Dąbrowickiego zamku, opuszczonego teraz, sławnego jednak w historyi naszej stąd, iż był gniazdem i siedliskiem familji Firlejów. Winni oni byli wzrost swój zasługom, ale i protekcya królowej Bony, nie pomału do uszczęśliwienia ich pomogła.

Ta, co od nas uciekła, z niezmiernym połowem,
Chytra, chciwa, lubieżna, Włoszka jednem słowem,
Co się przy pańskich dworach dość zwyczajnie dzieje,
Tem, co zdarła od drugich, stroiła Firleje.

Nie daleko tego miejsca Babin[24]

Gdzie Pszonka dobrej myśli chcąc być sprawcą,
Nowego państwa został prawodawcą;
A za tak sławnym idąc przewodnikiem,
Kto głupstwo zrobił, został urzędnikiem.
Gdyby tych indziej używano względów,
Byłby niezmierny nacisk do urzędów.

Zbliżając się ku Lublinowi :

Ja, który z łaski bożej pieniaczem nie jestem,
Bojąc się potkać z pozwem, albo z manifestem :

Stanąłem na Wieniawie, sławnej piwnicami :

A gdym się o nowiny badał u Węgrzyna,
Rzekł : zle się w Polszcze dzieje, już nie chcą pić wina.
Popsuł wszystko obyczaj jakiś nowomodny,
Przedtem winne bywały, dziś trybunał wodny.

Dopomogliśmy przy flaszce wzdychać Węgrzynowi, a uprowidowani na drogę, wjechaliśmy w stołeczne miasto województwa lubelskiego :

Gdzie, jakoby na przemiany,
Pomięszane wszystkie stany,
Wadzą się i gryzą wspołem;
Z strachem ratusz ominąłem.
Tam pod tronem pieniactw jędza,
Ziemianina, kupca, xiędza,
Gdy się jadem wzdęta zżyma,
U nóg swoich w pętach trzyma.
Wśród wrzasków, jęczeń, lamentów,
Wpośród stosów dokumentów,
Chciwość na zysk zdradnie czuwa,
Zjadłość nędzarzów podszczuwa.
Godne bożyszcza kapłany,
Podstęp czynią naprzemiany,
Możne pieniactwa okupem,
Panoszą się nędznych łupem.

Takie zwykły bywać siedliska pieniactw, a że niemasz, jak mówią, reguł bez excepcyi, przykładność sędziów, których zastałem, pewną rękojmią, iż się do nich ten opis nie stosuje.
Późno w noc wyjechaliśmy z Lublina, stanęliśmy na nocleg we wsi, a że i potoczne okoliczności wypisać nie zawadzi, zastaliśmy w karczmie wesele chłopskie.

Miły to widok, kto ma czułe serce,
Gdy rodzaj ludzi, miany w poniewierce,
Rodzaj szacowny prostej kmiotków rzeszy,
Po dziennej pracy wieczorem się cieszy.
Tam radość szczera, uprzejma, prawdziwa,
To, co jest w sercu, na widok odkrywa;
Nie masz obłudy, zazdrości i plotek,
Śpiewa piosneczkę pośród tańca kmiotek.
Niefrasobliwe o przyszłe dorobki,
Skaczą wesoło ochocze parobki;
Fałszywym tonem skrzypiciel rzępoli,
A młodzież wiejska wśród płochej swawoli,
Skoczne hołupce wybijając pięty,
Tańcuje żywo z raźnemi dziewczęty.

Miły to wprawdzie widok, przejeżdżającym jednak i snem zmorzonym nie najpożądańszy, zwłaszcza, iż się ochota przez całą noc przewlekła.

Więc wdzięk skrzypków w uszach mając,
Jechaliśmy poziewając.

I stanęliśmy w Wysokiem[25].

Gdzie wdowa, a niemodna, z zgorszeniem Warszawy;
Zamiast gotowalnianej istotnej zabawy;
Podłą się pracą bawi, śmie myślić o roli.
I wpośród kmieci swoich bardziej mieszkać woli
Niż błyszczeć w wielkim świecie...

Zgorszył mnie takowy sposób myślenia i postępowania : będąc zatem w jej domu, zaraz to sobie w myśli ułożyłem, iż ją przed wielkim światem (tak albowiem teraz z francuzka stołeczne miasta zowią), oskarżę.

Dobrzeto było niegdyś, gdy prababki nasze
Wiedziały, kiedy bydło szło z obór na paszę.
Inszy wiek, insze prawo; za wdziękiem i modą,
Damy, zwyczaj płci pięknej przyzwoitszy wiodą.
Mogą dumać o trzodzie, lecz co Filis pędzi,
A wsparte na wygodnej kanapy krawędzi,
Rozmyślać o pasterzach, o rolach, zagonach,
Lecz pasterzach, oraczach, Dafnisach, Damonach.

Jeżeliby na tem mogło poniekąd szkodować gospodarstwo wewnętrzne domów, podłośćby to była równać takową szkodę z oczywistym zarobkiem, wsparciem i rozkrzewieniem dobrego gustu.
Trakt dalszy na Goraj.

Kraj górzysty i niepłodny,
Nocleg, popas, niewygodny,
Przewodniki bałamutne,
Droga ciemna, lasy smutne.

Taka była przeprawa nasza do miasteczka Biłgoraja.

Zaszczyt jego wieloraki :
Sławne w sita i przetaki.

A co większa i w jubilery niepoślednie :

Jakoż wyborne klejnoty,
Po talaru pierścień złoty,
Dyamenty wielkiej wagi,
Za dwa gorsze trzy smaragi.

Zgoła dziwić się trzeba obfitości towarów i dobroci przedawaczów.
Że dalej jechać przyszło na nocleg, nie wiele mogliśmy na galanteryach zyskać; mając zaś na sercu niegodziwe przeprawy, rzekłem :

Bodaj się człowiek dobry w tych stronach nie gniezdził!
Bodaj tylko wygnaniec temi ścieżki jezdził,
Bodaj ludzi nie kryły te dzikie szałasze :
A gdy chłopi na targi, albo na kiermasze
Do tych miejsc jezdzić będą, pielgrzymując wzajem,
Niech klną tak, jak ja dzisiaj, Goraj z Biłgorajem.

Ulżyłem sobie nieco tem przeklęctwem a gdym ku Tarnogrodowi zmierzał, postrzegłem przy drodze za mostem słup; co na nim było, nie wyrażam, westchnąłem przejeżdżając[26]. Zatrzymała mnie jednak ciekawość przy owej karczmie, gdzie, jak powiadają, między Biłgorajem a Tarnogrodem, Kozak jakowąś xięgę znalazł.

Pytałem gospodarza, skąd wieść poszła taka?
Rzekł z przysięgą : i xięgi nie znam i Kozaka :
Chciałem więc reszty szukać, a gdym Żyda zfukał,
Znalazłem, ale wcale nie tę, którejm szukał.

Rejestra były akcyzy od towarów i kupców przejeżdżających. Rodzaj xiąg takowych pożyteczny, ale niezabawny. Jechaliśmy do Tarnogroda.

W tem miejscu Ledóchowski próżnej pracy użył, Zaszkodził on niewinnie, bo mniemał, iż służył,
Godzien jednak wspomnienia, pragnąc dobrze czynić.

Zeszłoby do wiersza : kogo? jak? dlaczego winić? ale to do historyi, nie do listu należy.
Sieniawa była na drodze, siedlisko już zeszłego, a zasłużonego w kraju domu. Następował Jarosław.

Sławny panami, w których ręku bywał,
Tam dziedzic z Sprowy zacny odpoczywał :
Tam które ciągła potomność pamięta,
Miały siedlisko Ostrogskie xiążęta;
W buncie niewiernych, co szukał pomocy,
Tam przytulenie chciał znaleźć Rakocy.
Z wiekiem i zwykłą wiekowi odmianą,
Brały w dziedzictwo ziemię pożądaną
Domy najpierwsze. Miasto okazałe,
Gmachy poważne, świątnice wspaniałe,
Ale czas zwykłe zdziałał alternaty,
W świątnicy nauk dziś stoją warstaty.

I tu był wstęp ku uwagom. Ruszyłem się dalej, a gdym ku pobliższemu lasowi zmierzał :

Niebo zaczęło się chmurzyć,
Wiatry wzmagać, świstać, burzyć,
Deszcz rzęsisty wskroś nas zmoczył,
Blask piorunów oczy mroczył.
Szukający przytulenia,
Mniej czuli na utrudzenia,
Między topolą a jodłą,
Znaleźliśmy chatkę podłą.

Schroniliśmy się do niej, a widok ostatniej nędzy gospodarza, przyczynił nam jeszcze dotkliwego uczucia :

O potrzebo odpocznienia!
Wśród tak nędznego schronienia,
Dałaś uczuć, jak sen smaczny :
Na wygody zbyt dziwaczny,
Choć w najprzykrzejszej postawie,
Znalazłem wdzięk śpiąc na ławie.

Nie długo trwał, trzask piorunów obudził mnie; gdy się burza uspokoiła, jechałem do wsi blizkiej, a stamtąd :

Przebywszy góry, brody, rzeki, piaski,
Przebywszy bory, puszcze, krzaki, laski,
Przebywszy miasta, miasteczka i wioski,
Upały, burze, niepogody, troski,
Po zbyt trudzących pracach odpocząłem,
W ojczystem gniezdzie z radością stanąłem.

Darujesz W. X. Mość zwyczajnej przywarze pielgrzymujących, nadto może obszerne miejsc i rzeczy opisanie, gdy w chęci opisującego uznasz szacunek i przyjaźń, z którą zostaję.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Ignacy Krasicki.
  1. Jazdów albo Ujazdów wieś, w niej zamek za czasów Zygmunta starego, czyli Augusta, jak niesie tradycya, wystawiony, skąd widok piękny na Warszawę i jej okolice : Iż w niej Stefan Batory, król polski, przemieszkiwał, dowodem reprezentacya na teatrum tam wystawionym dzieła dramatycznego : Wyprawa posłów Greckich roku 1578 dnia 12 stycznia, jako się to pokazuje z listu Jana Kochanowskiego, do Jana Zamojskiego, który położony w dziełach tegoż Kochanowskiego.
  2. Łazienki gmach piękny w zwierzyńcu Ujazdowskim, od Stanisława Lubomirskiego marszałka W. K. zbudowany, od Augusta II, króla polskiego ozdobiony, nierównie wspanialej od Stanisława Augusta.
  3. Wilanów upodobane miejsce spoczynku Jana III. króla; tam on włoskim kształtem dóm ozdobny wymurował, ogród przy nim założył. Tamże i życia dokonał roku 1696. August II, rozszerzył to mieszkanie, i wiele mu ozdoby przydał : do tej zaś pory, w której teraz jest, przyprowadził August Czartoryski wojewoda Ruski.
  4. Pisarz anty-Lukrecyusza wierszem wybornym łacińskim kardynał de Pulignac, naówczas poseł francuzki w Polszcze.
  5. Stanisław Lubomirski, marszałek wielki koronny, o którym wyżej była wzmianka, mąż wielce uczony, jako to znać z pism jego na świat wyszłych.
  6. Stanisław Jabłonowski kasztelan krakowski, hetman wielki koronny, godny wspólnik dzieł wielkich Jana III, przyjaźnią ścisłą i powinowactwem z nim złączony.
  7. Chrościński, sekretarz króla Jana III, poeta w czasach swoich znakomity. Między innemi dziełami jest Farsalia Lukana od niego na wiersz polski przełożona, którą Janowi III przypisał.
  8. W Jeziernie zwykle odbywały się pojedynki za Stanisława Augusta.
  9. Góra, miasteczko rozmaitych panów i zgromadzeń duchownych, dziedziczne niegdyś Wierzbowskiego, biskupa poznańskiego, który tam kalwaryą i stacye z podobnym wymiarem, jak są święte miejsca Jerozolimy, założył.
  10. Mniszew, majętność niegdyś Sapiehy, kanclerza W. litewskiego, i w niej ozdobny pałac.
  11. Gruszczyn, majętność zacnego ministra Stanisława Lubomirskiego, marszałka wielkiego koronnego, a w niej kształtna rezydencya, którą z gruntu wymurował.
  12. Miasteczko niegdyś dziedziczne Potockich, potem Jędrzeja Zamojskiego, który szlachetnie wzgardził wielkiem kanclerstwem. Jeszcze to był godny potomek wielkiego Zamojskiego.
  13. Z okazyi meteorów, w nocy niekiedy tam się pokazujących, bajka ta urosła między pospólstwem.
  14. W życiu Jana Kochanowskiego, przez Starowolskiego pisanem, jest wzmianka o tej nominacyi, i sam to zdaje się utwierdzać w rytmie swoim, między fraszkami położonym :
    Do gór i lasów
    .

    Dziś żak spokojny, jutro przypasany
    Do miecza rycerz : dziś między dworzany
    W pańskim pałacu, jutro zasie cichy
    Xiądz w kapitule, tylko że nie z mnichy,
    W szarej kapicy, a z dwojakim płatem;
    I to czemu nie? jeśliże opatem.

  15. W roku 1672 przeciw Prażmowskiemu i partyzantom jego, stanęła sławna konfederacya Gołąbska, pod dyrekcyą Czarnieckiego, pisarza polnego koronnego, reassumowana na sejmie warszawskim w następującym roku.
  16. Tym podszczuwaczem był Jan Sobieski, później król; wówczas naczelnik fakcyi przeciwnej Michałowi.
  17. Jest wieść, iż opactwo Sieciechowskie Benedyktynów, fundowane od Bolesława Wielkiego, i od Sieciecha Toporczyka uposażone, miało później za Bolesława Krzywoustego zyskać część konfiskacyi Sieciecha, wojewody krakowskiego, który z bitwy sromotnie uciekł. Ale Bielski twierdzi, iż nazwisko tego wojewody umyślnie zataiły dawne kroniki dla oszczędzenia potomków. To jednak pewna że nazwisk familijnych niebyło wtedy w Polszcze, równie jak herbów.
  18. Leonard Prokopowicz.
  19. Wkrótce nastąpić miała exdywizya dóbr opactwa między kommendataryuszem, opatem klasztornym, i zgromadzeniem.
  20. Czarnolas o milę od Sieciechowa, wieś niegdyś dziedziczna Jana Kochanowskiego, czego dowodem napis, który się w dziełach jego znajduje :
    Na dóm w Czarnolesie

    Panie, to moja praca, a zdarzenie twoje,
    Raczysz błogosławieństwo dać do końca swoje;
    Insi niechaj pałace marmurowe mają,
    I szczerym złotogłoweni ściany obijają,
    Ja, Panie, niechaj mieszkam w tem gniaździe ojczystem,
    A ty mnie zdrowiem opatrz i sumieniem czystem;
    Pożywieniem uczciwem, ludzką życzliwością,
    Obyczajmi znośnemi, nieprzykrą starością.

  21. Jest w fraszkach Kochanowskiego wiersz powtórzony do lipy. W jednym tak mówi :
    Uczony gościu, jeśli sprawą mego cienia
    Uchodzisz gorącego letnich dni promienia,
    Jeślić lutnia na łonie, i dzban w zimnej wodzie,
    Tym wdzięczniejszy, że siedzisz i sam przy nim w chłodzie,
    Ani mnie za to winem, ani pój oliwą,
    Bujne drzewa najlepiej dżdżem niebieskim żywą;
    Coby zazdrość uczynić mógł nie tylko płonym,
    Ale i płodnym wierszom, a nie mów : co lipie
    Do wierszów? skaczą lasy, gdy Orfeusz skrzypie.
  22. Treny Jana Kochanowskiego, na śmierć córki swojej Urszuli.
  23. Puławy majętność, niegdyś dziedzictwo Lubomirskich od Opalińskich przeszłe, przyozdobione pałacem wspaniałym i ogrodami, przez Czartoryskiego, wojewodę Ruskiego, który tam często przemieszkiwał.
  24. O tym Babinie Sarnicki w dziejach swoich, pod rokiem 1560, takową czyni wzmiankę : « W tymże samym czasie (to
    jest w roku 1560), rzecz ucieszna i bardzo przyjemna od
    « niektórych obywatelów w województwie lubelskiem, wy-
    « myślona była. Ustanowili oni niejakie społeczeństwo, lub
    « zgromadzenie, które Rzecząpospolitą Babińską nazwali, dla
    « tego, iż jej wynalazcą był Pszonka, dziedzic wsi Babina; i
    « tak to miejsce przejeżdżającym przez wspomnienie na to, co
    « się w niem działo niegdyś, bywa przyczyną rozweselenia.
    « Ludzie żartobliwego humoru, umyślili towarzystwo swoje
    « nazwiskiem Rzeczypospolitej upoważnić, a dla większej
    « okazałości, na wzor innych państw, mieli senatorów, mi-
    « nistrów i urzędników. Sposób wybierania na takowe sto-
    « pnie był takowy : ktokolwiek nad innych, czyli w publicz-
    « nem czyli prywatnem posiedzeniu chciał się wynosić, kładli
    « go na czele. Rozszerzał się kto zbytnie w mowie nad rzecza-
    « mi jego stanowi mniej przyzwoitemi, pewen był miejsca
    « w senacie babińskim; kto się z prawdą ominął, albo przy-
    « najmniej co mniej podobnego do wiary powiedział, tego
    « posłem, albo urzędnikiem stanowili; kto się niewcześnie z
    « waleczności chełpił, tego rotmistrzem, lub pułkownikiem
    « wojsk Rzeczypospolitej babińskiej kreowali. Dla czego do
    « naprawy obyczajów, mówienia roztropnego, nauczania
    « obyczajnej wstrzemięźliwości, żart ten był bardzo poży-
    « teczny. » Dodaje dalej Sarnicki, iż to zgromadzenie z śmiercią Pszonki, który był starostą, i Kaszowskiego kanclerza, ustało.
    O Kaszowskim, wspomina tenże pisarz, iż żył jeszcze za jego czasów, i był sędzią ziemskim lubelskim. Zacny nasz Zygmunt August lubił często słuchać powieści o tej rzeczypospolitej. Otoczony raz osobami które do niej należały, zapytał Pszonki czyli ta rzeczpospolita ma także i króla? « Nie,
    « najjaśniejszy panie, odpowiedział Pszonka, za twego życia
    « nie obierzemy króla; panuj i w Polszcze i w Babinie. » Światły monarcha nie tylko się nieobraził tą odpowiedzią, ale owszem pochwalił ją, i tym sposobem zawstydził tych którzy za winy swoje pootrzymywali patenta na urzędników babińskich.
    Rzeczpospolita ta po śmierci swego założyciela utraciła świetność, trwała jednak do końca prawie XVII wieku; a biblioteka Puławska posiada dzienniki jej posiedzeń od roku 1601 do 1677.
  25. Wysokie miasteczko, dziedzictwo Jabłonowskich, pod dożywociem z Sapiehów Jabłonowskiej, wojewodziny bracławskiej.
  26. Był to dwugłówny orzeł Rakuzki.