Przejdź do zawartości

Wielki los (de Montépin, 1889)/Część trzecia/VIII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Wielki los
Podtytuł Powieść
Wydawca Piotr Noskowski
Data wyd. 1888–1889
Druk Piotr Noskowski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Le gros lot
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


VIII.

— Klara Gervais?... — O! nie... już jej nie ma od pół godziny!... — odpowiedział dozorca.
— Nie ma?.. — zawołał i zachwiał się znowu Adryan. — A gdzież poszła?...
— Do Saint-Lazare.
— Niepodobna!.. Przecie ją uniewinniono!...
— Tak, ale cofnięcie oskarżenia musi być dokonanem w więzieniu, w którem była umieszczoną!...
Adryan wskoczył do fiakra.
— Do więzienia Saint-Lazare — zawołał do stangreta — tylko co koń wyskoczy!... Dziesięć franków na piwo..«
Fiakr ruszył z kopyta.
Przybywszy na miejsce, młody malarz udał się do nadzorcy, który oświadczył, że Klara Gervais wyszła przed pół godziną.
Adryan zrobił gest rozpaczliwy.
— Wyszła?.. — a jej adres... proszę mi dać jej adres...
— Nie daje się tu żadnych adresów... przepisy na to nie pozwalają...-
— Panie, błagam pana... zmiłuj się pan nademną...
— Przepisy nie pozwalają... — powtórzył nadzorca i popchnąwszy Adryana, zamknął mu drzwi przed nosem.
Nieruchomy, ze spuszczoną głową, bohater nasz stał na ulicy zniechęcony do wszystkiego, nawet do życia, gotów iść nad brzeg Sekwany i rzucić się z mostu do wody. Ale opamiętał się wkrótce, że to nie czas na taką bezpożyteczną rozpacz.
— Dwie są osoby, znające napewno adres i mogące mi go udzielić — pomyślał, — Pani Thouret i adwokat, który ją bronił. Najprzód udam się do magazynu... Teraz nie potrzeba się już niczego obawiać... Klara została uznaną za niewinną... jest wolną i kocha mnie... Dowiodła tego kochana, dzielna dzieweczka, nie chcąc mnie wymienić, z obawy, żeby mnie nie skompromitować!... Jej milczenie mogło jej zaszkodzić, a jednakże nie wahała się wcale!...
Wsiadł do fiakra i kazał jechać do magazynu na ulicę Caumartin.
Pani Thouret, otoczona pracownicami, opowiadała im z wielkiem oburzeniem skandaliczne uniewinnienie złodziejki!...
Można się domyśleć, jakiego przyjęcia doznał nasz malarz, zjawiwszy się właśnie w trakcie tego opowiadania.
Magazynierka kazała mu wynieść się za drzwi, zagroziwszy, że go każe aresztować, jeżeli się jeszcze raz pokaże.
Zrozpaczony i wściekły młody człowiek, powrócił do czekającego fiakra.
— Do sądu!... — zawołał do stangreta.
O tej godzinie w sądzie było już zupełnie spokojnie i pusto. — Adryan musiał czekać do jutra, ażeby się dowiedzieć o mieszkaniu Klary.
Wszedł do apteki, w której go trzeźwiono i zapytał czy razem z nim nie przyniesiono teki z rysunkami i szkicami. Otrzymawszy odpowiedź potakującą, zabrał tekę i trzęsąc się jak w febrze, poszedł na ulicę Malher, gdzie jak wiemy, trzymał jeszcze mieszkanie do czasu zupełnego ulokowania się w nowej swojej posiadłości.
Położył się do łóżka, nie domyślając się wcale, że o kilka kroków dalej, Klara, biedna Klara, płakała ze wstydu pomimo uwolnienia i zadawała sobie pytanie, w jaki sposób potrafi zarabiać na życie...
Nazajutrz rano Couvreur powrócił do sądu i zdobył adres adwokata.
Ale niestety widocznie prześladowało go jakieś nieszczęście!...
Młody adwokat wyjechał wczoraj do Bordeaux, wezwany przez depeszę do chorej matki. Trzeba było czekać i to Bóg wie jak długo.
Z rozpaczą w duszy, Adryan udał się do swej pracowni.


∗             ∗

Kiedy Klara wyszła z więzienia Saint-Lazare, z kluczem od mieszkania w kieszeni i zawiniątkiem z trochą bielizny w ręku, zamiast się radować i odetchnąć całą piersią wolnem powietrzem, westchnęła zniechęcona i wolno, krokiem niepewnym, weszła na bulwar Magenta, rada twarz całą zasłonić, bo jej się zdawało, że wszystkie spojrzenia na nią zwrócone.
— Jestem wolna — mówiła sobie — ale wychodzę z więzienia... — Jestem, uniewinnioną, ale pomimo to, nie będą wierzyć, żem nie złodziejka!... — Odepchną mnie ze wzgardą... — A ja nie mam żadnych a żadnych środków do życia!... — Gorączka, jaka mnie trawiła, nie pozwalała myśleć o jedzeniu, ale teraz jeść mi się chce, a nie mam za co kupić kawałka chleba...
„Oczernili mnie, wrzucili do więzienia, zgubili dobrą sławą moję, zamknęli przedemną wszystkie drogi, a teraz uznali żem niewinną i zdaje im się, iż dosyć zrobili, gdy mi wrócili wolność!... — Powiedzieli: — Jesteś wolną... czy wolność, którą ci dajemy, przyczyni się do głodowej śmierci, to nas wcale nie obchodził... Zdeklarowaliśmy, żeś jest niewinną... Idź sobie.. reszta nie do nas należy... To okropne! to podłe!... Samo więzienia mniej okrutne od wolności, której towarzyszą wstyd i nędza.. — Stanę się przedmiotem ogólnych wypytywań i ciekawości ogólnej... — W domu, w którym mam schronienie, wszyscy będą mi się przypatrywać, a na milczących ustach wyczytam z pewnością słowa:
— Wiemy.. wiemy... zkąd powróciłaś!!...
„Zaczekam do nocy, żeby pójść do domu... wejdę po cichutku, ukrywając się jak złoczyńca... Jutro poszukam pracy, a jeżeli jej nie znajdę, jeżeli Pan Bóg żyć mi nie pozwoli, to mi umrzeć przecie pozwoli.
I zaczęła błądzić bez celu po ulicach i bulwarach, siadając na ławkach, gdy nogi odmawiały posłuszeństwa.
Widziała, że zapalają gaz, słyszała jak biły godziny, ale nie miała pojęcia jak czas przechodzi.
Nakoniec trochę przed północą, skierowała się ku ulicy Saint-Paul.
Bramę domu zastała otwartą.
Weszła jak mogła najciszej na schody.
Przechodząc koło mieszkania odźwiernej, słyszała rozmowę kilku osób, słyszała wymawiane swoje nazwisko. — Rozprawiano o jej sprawie i dziwiono się może, że została uznaną za niewinną.
Wszedłszy do swojej izdebki, zamknęła się na klucz, padła na krzesło i zalała gorzkiemi łzami.
Po bezsennej prawie nocy, wstała, ubrała się i zaczęła rozmyślać, jakim by tu sposobem dostać choć parę groszy — boć od wczoraj nic nie jadła. — Trzeba było koniecznie posilić się czemkolwiek!...
Mont de Pieté, było jedyną jej ucieczką, ale na jakiż zastaw jej pożyczą?
Ubranie?
Zniszczone.
Bielizna?
Zostało jej tak mało! — zaledwie to co najkonieczniejsze!
Z głębi szuflady komody wyjęła dwie koszule, zawinęła w chusteczkę i wyszła z domu niepostrzeżona.
Lombard nie był jeszcze otwarty o tak wczesnej godzinie, musiała więc czekać i skierowała się do magazynu, w którym kiedyś miała robotę.
Wczoraj właściciel tego magazynu, sam przyszedł zaświadczyć o jej uczciwości.
Panna sklepowa po zapytaniu czego potrzebuje, poszła powiadomić właściciela — a po chwili powróciła z oznajmieniem, że przyjętą nie będzie.
Dla nieszczęśliwej dziewczyny rozpoczęła się zatem podróż krzyżowa.
Pomimo pierwszego zawodu, poszła szukać do innych drzwi i zastała je również zamkniętemi jak i pierwsze.
Przewidywania jej sprawdziły się w zupełności.
Ci sami co jej bronili, nie chcieli teraz patrzeć na nią wcale.
Powróciła do lombardu.
Na koszule ofiarowano jej franka i pięćdziesiąt centimów.
Umierała z głodu, więc przyjęła.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.