Wiejski Żywot

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Jan Andrzej Morsztyn
Tytuł Wiejski Żywot
Pochodzenie Poezye oryginalne i tłomaczone. Poezye liryczne — Kanikuła albo psia gwiazda
Wydawca Nakładem S. Lewentala
Data wyd. 1883
Druk S. Lewental
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały cykl
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Wiejski Żywot.

Chociaż ty, Kasiu, same tylko dwory
I miasta chwalisz, nawiedzić obory
(Wszak się i dworscy przejeżdżają radzi)
Wiejskie nie wadzi.

Nie gardź folwarkiem; tak wielcy panowie
Zbiegali w pole po pokój i zdrowie;
Tak się bawili ludzie przed potopem,
Bydłem a snopem.

Wtenczas, co dały domowe okoły,
Tym się pyszniły niewyniosłe stoły;
Co spłacheć roléj, co szpiklerz domowy
I dojne krowy.

Słodkich im ze Włoch win nie niosły muły;
Nie znali Węgrów, Szymonów, Rywuły;
Pragnienie wodą śmierzyli stokową,
Czaszą bukową.

Albo z jęczmiennym przewarzywszy słodem
I piwnicznym ją wystudziwszy chłodem,
Upracowanym żeńcom koło żniwa
Dawali piwa.

Domowe krosna samodziałkę tkały,
Jedwabiu, złota chałupy nie znały;
Len tylko biały wystawiał strój z pełna,
A z owce wełna.

Co wszytko miła słodziła swoboda;
Nie tknęła się ich przygoda ni szkoda,
Ani gniew panów, ni co bieży wkoło,
Fortuny koło.

Ale i teraz pojzrzy na te kraje,
Które ziemianin własnym pługiem kraje;
Ujzrzysz, że łacniéj o pokój przy zdroju
Niźli w pokoju.


Wierniéj spokojny wczas chałupy strzeże;
Prędzéj na górne bije piorun wieże;
Prędzéj wiatr kruszy zawiłą dębinę,
Niż gibką trzcinę.

Ten piosnki śpiewa i wieśniackie wiersze:
Ten wianki wije, ten z sitowia wiersze;
Ten, przy skaczących po trawie barankach,
Gra na multankach.

Na gospodarskie patrz tylko zabawy[1]:
Ten rybkom kopie sadzawki i stawy;
Ten na nie, chociaż nie pewien, czy będą,
Zachodzi z wędą.

Tamten z konopnéj wywiera psy sforki;
Ten tłuste tłucze kobusem przepiórki;
Ten na lep, albo w powikłane motki,
Łowi czeczotki.

Ten płoty grodzi około rozsady;
Ów szczepi w pniaki; ten obrywa sady,
Ten śliwy leje na powidła w prasy,
Te rwie na lasy.

Ten większym bydłem rznie grzbiet twardéj roli:
Ten zasię w skopiec zbierać mleka woli;
Ten żnie, ow wiąże, ten pożęte snopy
Układa w kopy.

Ten w przetak mannę za porannéj rosy
Zbiera; ten młóci pozwożone kłosy;
Ten wieje, a ten o jasny dzień prosi,
Gdy siano kosi.

Ów syry tworzy; ten ściska twarogi,
Ten kapelusze plecie na szeżogi;
Tamten na skrzypkach, na imię swéj kumy,
Wyrzyna dumy.


A dokończywszy dorocznéj roboty,
Skoczy i w taniec, zrzuciwszy choboty,
I szczerze myśli po dobrym obżynku
O odpoczynku.

Żaden mu rozruch nie rozerwie wczasu;
Przykrego nigdy nie słyszy hałasu,
Prócz szumu z wody, co snowi pomocy
Dodaje w nocy.

Zdrowszy mu owoc, smaczniejsza jarzyna,
Bo ją wykopie rydlem, niż zwierzyna,
Niż chleb podbitą piętą wywierciany,
Stojąc przed pany.

To pałac jego, uklecona chata;
Dworzanów trzyma parobcza zapłata,
Straż się téż wierna na złodzieja sroży:
Kundel w obroży.

Ostatek dworu: baran, ciołek, woły;
Kapela: ptastwa krzyk zrana wesoły;
Piernaty: trawa; namiot pokojowy:
Cień jaworowy.

Szkarłatów niémasz, ni drogiego złota;
Lecz oprócz kwiatków, co rostą u płota,
Słońce mu daje złoto i purpury,
Malując chmury.

Po chlebie nie zna oprócz saméj wody,
W któréj się podczas przegląda z przygody;
Wierne z samsiadów, chociaż niéma wiele,
Ma przyjaciele.

Zdrad dworskich, figlów wolen i obmowy
Zjadłych języków; a jeśli ulowy
Plastr podbierając, żądło mu zaszkodzi,
Miód to nagrodzi.

Tyran tu nie drze, krwią ziemie nie broczy;
Wół tylko bodzem zakłóty poskoczy;
A pan na przyszły pożytek udany,
Strzyże barany[2].


Wojny nie słyszał, ani widział bitwy
Prócz między drobem z lotnemi rybitwy;
Oprócz niekrwawéj, którą zwodzą bycy
Przy jałowicy.

Zazdrość tu w saméj ma miejsce ochocie,
Kiedy się żeńcy ścigają w robocie;
Albo się ptacy pieniem przekrzykują,
Gdy słońce czują.

Na nowy codzień zysk wesoły wstanie;
Sen mu zbyteczne nie przerwie staranie;
Nie dbać o złoto, nie dbać o klejnoty,
To jest wiek złoty.

Przy dobréj myśli, kto ma żyzne pługi;
Może i z dworskiéj przeszydzić wysługi;
Gdzie taka wolność, pokój i zabawa,
Fraszka Warszawa.

Sam mu Kupido zadaje niewczasy,
Sam go na smętne myśli pędzi w lasy,
Ani jest wolen przed Wenerą płochą,
Pod wiejską sochą.

Dlatego i ja ciebie tam prowadzę,
Jago, aza twéj twardości co radzę;
Aza cię w polu, którą wszystko tleje,
Gwiazda zagrzeje.






  1. rkp. Oss. „Patrz tylko pilnie na wiejskie zabawy.“
  2. rkp. Oss. A sam nożyce wziąwszy w ręce chyże,
    Barany strzyże.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jan Andrzej Morsztyn.