Widzenie pustelnika

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Ludwik Kondratowicz
Tytuł Widzenie pustelnika
Pochodzenie Poezye Ludwika Kondratowicza/Tom III
Wydawca Wydawnictwo Karola Miarki
Data wyd. 1908
Miejsce wyd. Mikołów-Warszawa
Źródło skany na commons
Indeks stron
WIDZENIE PUSTELNIKA.

LEGENDA.


I.

Kiedyś przed laty pustelnik stary
Wrócił wieczorem do swej pieczary;
Wykrzesał ognia, zatlił pochodnię,
Kląkł na kamieniu mówić pacierze;
A płomień lampy z modlitwą zgodnie
Wprost ku Niebiosom kierunek bierze.
Gdy pergaminu wolumen szasta,
Gdy się przewraca karta Psałterza,
Płomień się chysta, zwęża, rozszerza,
I ludzka postać z knota wyrasta.
A wosk i smoła w knocie się skwarzą,
Że zda się słyszysz jęki czyścowe;
Knot wśród płomienia wziął kształty nowe,
Z ludzką postacią i z ludzką twarzą:
Łuk ma przez plecy, sokoła w dłoni,
Mowę schyloną, plecy barczyste,
A trąbka zda się na łowy dzwoni:
O miserere! o salve, Christe!

II.

Święty pustelnik zgadnął te dziwy,
Że jęczy w czyścu jakiś myśliwy.
Może nie bacząc klątwy kościelnej,

Ufny, że nic się złego nie stanie,
W dzień uroczysty, lub w dzień Niedzielny
Ruszył do lasu na polowanie;
A ceniąc rozkosz jednogodzinną,
Cały zajęty własną uciechą,
Rozbudził z drzemki borowe echo,
Coby w Niedzielę milczeć powinno.
Dla wybawienia biednej istoty
Pustelnik ślubów poczynił wiele:
O chlebie z wodą suszyć soboty
I leżeć krzyżem w każdą Niedzielę.
Lecz postać strzelca z knotu nie znika,
Wiją się przy niej kłęby ogniste,
Skwierczy i jęczy muzyka dzika:
O miserere! o salve, Christe!

III.

Może zabywszy myśliwskie prawa,
Sięgnął na własność cudzego mienia,
Gdy go zawzięta gnała obława,
W puszczy królewskiej zabił jelenia.
Może gdzie spotkał dziewicę młodą
Wśród gęstej puszczy i samą jedną;
Nieskromne oczy tak ją przebodą,
Że zarumienił wieśniaczkę biedną.
Może gdy w polu strzelec się błąka,
Pusta go chętka morderstwa bierze:
Puścił sokoła w lot na skowronka,
Kiedy ten Panu śpiewał pacierze.
Więc nowe śluby — goręcej, godniej,
Czyni pobożny duch pustelnika;
Ale nie trafił na rodzaj zbrodni,
Bo postać strzelca z knota nie znika.
Wciąż się w płomieniu widmo unosi,
Wiją się przy niem obłoczki mgliste,
A pisk bolesny ratunku prosi:
O miserere! o salve, Christe!

IV.

Czy w nierozmyślnym zapale może
Końmi i psiarnią — zwyczajnie młodzież —
Tratował biednych rolników zboże,
Lny, z których kmiotek miałby swą odzież?...
Knot się pochylił, — pustelnik rzecze:
— Dosyć ci, dosyć cierpieć tak srodze!
Przebacz, o Boże! winy człowiecze,
A szkodę, pozwól, ja wynagrodzę!
Z wioski do wioski, z młyna do młyna,
Pójdę żebrować po garstce żyta,
By co rok jedna wdowia rodzina
Czarnego chleba miała do syta.
Z chaty do chaty, kędy tką krosna,
Pójdę żebrować o płótna szmatek,
Ażeby ludzi ręka litosna
Okryła troje sierocych dziatek.
Bóg winowajcom Swą litość dawa,
Królowie winę przebaczyć mogą;
Ale przebaczyć nikt nie ma prawa
Temu, kto ludzkość skrzywdził ubogą.
Jedyna rada: o ile siły,
Nagrodzić krzywdę biednej chudobie!
Tak mówił starzec, — a knot pochyły
Padł na kolana w strzelca osobie.
I płomień parsknął z środka pochodni,
Wzniosły się k'Niebu światła gwiaździste;
Grzesznik rozgrzeszon ze swojej zbrodni.
Ojcze ubogich! chwała Ci, Chryste!
1858. Wilno.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Ludwik Kondratowicz.