Warszawa (Oppman, 1908)

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Artur Oppman
Tytuł Warszawa
Pochodzenie Antologia współczesnych poetów polskich
Wydawca Księgarnia Maniszewskiego i Meinharta
Data wyd. 1908
Druk Aleksander Ripper
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cała antologia
Indeks stron

WARSZAWA.

Nad mazowiecką szczerą glebą
Wiciami świątyń strzela w niebo
I starożytne złote krzyże
Nurza w lazurze i szafirze,
A kiedy górą płyną chmury
I spada na dół mrok ponury,
To, jako dawniej wśród turkusów
I z mgły wyziera krzyż Chrystusów.

Nad szarą Wisłą ona leży
I słucha cichych jej pacierzy,
Toczy swe fale rzeka dawna,
Szumi, a gwarzy: przeszłość sławna,
Minione boje, stare dzieje,
Gorzkie przeżytych lat koleje
W pacierzu snuje tak łaskawie
Umiłowanej swej Warszawie!


Spiętrzone, ciasne, ciche, szare,
Patrzy na Wisłę Miasto Stare,
Pilnują domostw Pańscy święci,
Na szczycie z blachy ptak się kręci,
Z niszy wygląda Matka Boża,
Królowa nasza, niebios zorza,
A z tablic stare linią napisy,
Smutne i łzawe, jak cyprysy.

Dziwni tam ludzie dotąd żyją,
Nić staroświecką przędą, wiją,
Nić staroświecką wiją, przędą,
Trwają wspomnieniem i legendą,
Trwają miłością zmierzchłej doby,
Od wiru życia wolą groby
I są z pozoru jako próchno,
Próchno — z którego iskry buchną!

Nie wiem, co wolisz? czy te szczątki,
W których, jak perły, tkwią pamiątki?
Czy owe pełne zgiełku, lśniące
Ulice nowe, w dal idące?
Pałace świetne, kamienice,
Co tak bezmyślne mają lice,
Jak lalka żywa z buduaru
Pusta, — choć może pełna czaru?

Nie wiem, co wolisz? Ja wśród miasta,
Gdzie wyświeżony tłum się szasta,

Gdzie — jeśli dotknie się do nędzy —
Ściera muśnięcie jej czemprędzej, —
Nic mógłbym wyżyć! jak jaskółki,
Lubię zakątki i zaułki
I wolę proste owe duchy
Od bezduszności mdłej i suchej.

W mroku suteryn i podstryszy
Krzyk serca ucho twe usłyszy,
Usłyszy słowa takiej siły,
Co są kluczami do mogiły!
Ty, któryś błądził wśród barw żywych,
Idź tam, tam ludzi znasz prawdziwych!
A często padniesz kornem czołem
Przed sercem, które jest kościołem!

Warszawa! Zawsze była ona,
Jako kapłanka poświęcona.
Zawsze w mgły szare, w mroczne cienie,
Z jej łona złote szły promienie
I z niej to błyskał cnót tych zaród,
Co hartowały cały naród
I w długie, ciężkie lata trudu
Kazały czekać — dnia i cudu!

Jej mury, drzewa i kamienie
W jedno zaklęte są wspomnienie,
Do tych, co znają mowę głazów,
Mówią gromami swych wyrazów!

Mówią i krzyczą tak donośnie,
Że głaz w twem sercu w burzę rośnie
I w czarodziejski krąg cię wzywa
I bierze z sobą i porywa!

Warszawa! Niech się trzykroć święci!
Za nieśmiertelność jej pamięci!
Za serce wiecznie współczujące!
Za to widzialne z za chmur słońce!
Za moc ogromną z mogił braną!
Za pieśń w tysiącach rozśpiewaną!
Za krzyż, co zawsze nad nią świeci! —
Niechaj się święci skroś stuleci!

Bo z niej na tłumy pójdzie oto
Miłość ogromną falą złotą!
Bo rozdzielone ona zbrata
I obce zwiąże, na dziw świata!
Bo będzie miejscem, gdzie świtanie
Najpromienniejszą zorzą wstanie
I skąd wieść będzie pewna droga
Do szczęścia ludów — i do Boga





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Artur Oppman.