W zwierciadlanym domu/Rozdział dziewiąty

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Lewis Carroll
Tytuł W zwierciadlanym domu
Podtytuł powieść dla młodzieży
Rozdział Królowa Ala
Wydawca Wydawnictwo J. Przeworskiego
Data wyd. 1936
Druk Drukarnia „Linolit“ Warszawa
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Janina Zawisza-Krasucka
Ilustrator John Tenniel
Tytuł orygin. Through the Looking-Glass
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
KRÓLOWA ALA

– Nadzwyczajne! – szeptała do siebie. – Nigdy nie przypuszczałam, że tak szybko zostanę Królową i że wszyscy będą mi mówić Wasza Królewska Mość. Chętnie teraz skakałabym z radości, gdyby nie to, że Królowa powinna być poważna i stateczna!
Podniosła się i ruszyła przed siebie z głową podniesioną wgórę, nieco sztywnym krokiem, w obawie, aby jej korona z głowy nie spadła. Uspokoiła się trochę, doszedłszy do wniosku, że nikt jej przecież dokoła nie mógł widzieć.
– Jeżeli naprawdę jestem Królową, – pomyślała, siadając znowu, – będę mogła robić to, co zechcę i wszystkim rozkazywać.
Każdy szczegół w życiu Ali był teraz tak dziwny, że nie czuła się absolutnie zaskoczona tem, gdy dostrzegła, że tuż obok niej, po obydwu stronach siedzą Czarna Królowa i Biała Królowa. Miała wprawdzie ochotę zapytać skąd się przy niej wzięły, lękała się jednak, że to nie wypada. Postanowiła więc tylko zapytać, czy gra już jest skończona.
– Czy mogłabym się dowiedzieć... – zaczęła nieśmiało, spoglądając błagalnie na Czarną Królową.
– Mów wyraźnie! – przerwała jej Czarna Królowa ostro.

– Ależ ja mówię całkiem wyraźnie, – tłumaczyła się Ala, – a dotychczas mówić nie mogłam, bo nikogo dokoła mnie nie było...
– Śmieszne! – zawołała Królowa. – Czyż nie widzisz moje dziecko... – nie dokończyła rozpoczętego zdania, zmarszczyła brwi i zastanowiwszy się przez chwilę, zmieniła nagle temat rozmowy. – Co masz na myśli, pytając „Czy jestem naprawdę Królową?” Jakie masz prawo nazywać się w ten sposób? Nie możesz być Królową, dopóki nie zdasz odpowiedniego egzaminu, a im prędzej egzamin rozpoczniemy, tem lepiej.
– Przecież zapytałam się tylko „czy”! – wyszeptała biedna Ala, którą ogarnęło jeszcze większe onieśmielenie.
Obydwie Królowe spojrzały na siebie porozumiewawczo i Czarna Królowa odezwała się z pogardą:
– Ona powiada, że tylko zapytała „czy”…
– Ale przecież powiedziała o wiele więcej! – uśmiechnęła się Biała Królowa, zacierając z radością dłonie. – Ach, powiedziała o wiele więcej!
– Widzisz! – zwróciła się Czarna Królowa do Ali. – Zawsze trzeba mówić prawdę, najprzód pomyśleć, zanim się coś powie, a potem wszystko skrupulatnie zapisać.
– Jestem pewna, że nie miałam na myśli… – zaczęła znów Ala, lecz Czarna Królowa przerwała natychmiast niecierpliwie.
– Właśnie o to idzie! – Nie powinnaś była mieć na myśli! Jak przypuszczasz, jaki jest pożytek, gdy się myśli? Nawet każdy żart posiada pewne znaczenie, a człowiek jest przecież ważniejszy od żartu. Nie możesz temu zaprzeczyć, choćbyś nawet chciała i broniła się obydwiema rękami.
– Ależ ja nie zaprzeczam i rękami się nie bronię, – zaprotestowała Ala.
– Nikt ci tego nie wmawia, – rzekła Czarna Królowa. – Właśnie powiedziałam, że choćbyś chciała, i tak ci się to na nic nie przyda.
– Ona nie ma aż tak rozwiniętego umysłu, – wtrąciła Biała Królowa, – żeby usiłować czemuś zaprzeczyć. Wogóle nie wie, czemu ma zaprzeczyć!
– Jest strasznie głupia, – zauważyła Czarna Królowa, a potem na dłuższą chwilę zapanowała nieprzyjemna cisza.
Wreszcie ciszę tę przerwała Czarna Królowa, zwracając się do Białej Królowej:
– Zapraszam cię do Ali na uroczysty obiad dziś popołudniu.
Biała Królowa uśmiechnęła się blado i odparła:
– A ja ciebie zapraszam.
– Nie miałam pojęcia, że dzisiaj ma być uroczysty obiad, – szepnęła Ala, – lecz jeżeli tak jest naprawdę, to sądzę, że powinnam zaprosić gości.
– Dajemy ci do tego okazję, – mruknęła Czarna Królowa, – ale muszę zaznaczyć, że mało jeszcze brałaś lekcyj dobrych manjer.
– Manjer trudno się nauczyć na lekcjach, – rzekła Ala. – Na lekcjach można się nauczyć rachunków i innych tego rodzaju rzeczy.
– A znasz dodawanie? – zapytała Biała Królowa. – Ile będzie jeden i jeden i jeden i jeden i jeden i jeden i jeden?
– Nie mam pojęcia, – zmartwiła się Ala. – Straciłam już rachunek.
– Ta mała nie umie dodawania, – wtrąciła Czarna Królowa. – A czy znasz odejmowanie? Odejmij dziewięć od óśmiu.
– Dziewięciu od óśmiu odjąć nie można, – jak wiecie, – odparła Ala, – ale…
– Ona nie zna odejmowania, – zawołała Biała Królowa. – A znasz dzielenie? Podziel bochenek chleba nożem, jaką otrzymasz odpowiedź?
– Przypuszczam… – zaczęła Ala, lecz Czarna Królowa odpowiedziała za nią.
– Otrzymasz chleb z masłem oczywiście. Spróbuj jeszcze coś odjąć. Odejmij naprzykład kość od psa. Co ci pozostanie?
Ala zamyśliła się.
– Kość oczywiście nie pozostanie, jeżeli ją odejmę, ale pies pozostanie i ugryzie mnie, więc ja nie powinnam pozostać.
– Sądzisz zatem, że nic nie pozostanie? – zapytała Czarna Królowa.
– Przypuszczam, że właśnie taka będzie odpowiedź.
– Niedobra, jak zwykle, – zawołała Czarna Królowa. – Po odjęciu kości od psa, pozostanie ci psi gniew.
– Ale zupełnie nie pojmuję dlaczego…
– Zaraz ci to dokładnie wytłumaczę! – zawołała Czarna Królowa, zdobywając się na cierpliwość. – Gdy psu zabierzesz kość, to napewno się na ciebie rozgniewa.
– Przypuszczam, że tak, – odparła Ala z powątpiewaniem.
– A później, jak pies pobiegnie za kością, to pozostanie tylko psi gniew! – zawołała Królowa z triumfem.
– To zadanie można byłoby rozwiązać jeszcze innym sposobem, – szepnęła Ala, a w duchu pomyślała: – Jakie straszne głupstwa mówimy!
– Ta mała absolutnie nie zna arytmetyki! – zawołały obydwie Królowe w najwyższem podnieceniu.
– A wy arytmetykę znacie? – zapytała Ala, zwracając się nagle do Białej Królowej, bo nieprzyjemnie jej było, że Królowe posądzają ją o takie nieuctwo.
Królowa przymknęła oczy, zaskoczona tem pytaniem.
– Umiem dodawać, – odparła, – gdybyś mi pozostawiła na to trochę czasu, lecz odejmowania nie umiem zupełnie!
– Ale abecadło chyba znasz? – zwróciła się do Ali Czarna Królowa.
– Naturalnie, że znam, – odpowiedziała Ala z dumą.
– I ja także, – szepnęła Biała Królowa. – Często powtarzamy abecadło razem. Zdradzę ci jeszcze jedną tajemnicę – potrafię z liter składać całe wyrazy! Czyż to nie jest nadzwyczajne? Ale nie martw się! I ty wkrótce się tego nauczysz.
Teraz zabrała głos Czarna Królowa.
– A potrafisz odpowiadać na „pożyteczne” pytania? – zapytała. – Jak się robi chleb?
– To już napewno wiem! – zawołała Ala gorączkowo. – Najprzód bierze się trochę mąki…
– Ale skąd się tę mąkę bierze? – przerwała jej Biała Królowa. – Z ogrodu, czy ze stodoły?
– Wszystko jedno skąd, – odpowiedziała Ala. – Trzeba tylko mieć kawałek ziemi…
– Ile trzeba tej ziemi? – zapytała Biała Królowa. – Nie wolno takich ważnych rzeczy omijać.
– Potrząśnij głową tej małej! – zawołała z niepokojem Czarna Królowa. – Gotowa dostać gorączki od tego ciągłego myślenia.
Usiadły obydwie i poczęły wachlować Alę długiemi gałązkami, czyniąc taki wiatr, że aż włosy poczęły dziewczynce się rozwiewać.
– Teraz będzie już znowu całkiem zdrowa, – zauważyła Czarna Królowa. – Czy znasz języki? Jak będzie po francusku „tratata”?
– „Tratata” to nie jest wcale po angielsku, – wyszeptała nieśmiało Ala.
– A kto ci mówił, że to jest angielski wyraz? – zdziwiła się Czarna Królowa.
Ala i na to pytanie znalazła odpowiedź.
– Jeżeli powiecie mi w jakim języku „tratata” ma jakiekolwiek znaczenie, to wam zaraz przetłumaczę to na francuski! – zawołała z triumfem.
Lecz Czarna Królowa wyprostowała się z godnością i rzekła:
– Królowe nie powinny się targować.
– A jabym chciała żeby Królowe nie zadawały takich głupich pytań, – pomyślała Ala w duchu.
– Nie kłóćcie się, – zawołała zaniepokojona Biała Królowa. – Co jest przyczyną błyskawicy?
– Przyczyną błyskawicy, – odpowiedziała Ala głosem stanowczym, bo tego już była całkiem pewna, – jest grzmot – nie, nie! – poprawiła się pośpiesznie. – Chciałam to całkiem inaczej powiedzieć.
– Teraz zapóźno, żeby takie rzeczy prostować, – zawołała Czarna Królowa, – gdy już raz coś powiedziałaś, to przepadło i musisz ponosić skutki.
– Właśnie mi się przypomniało, – wtrąciła Biała Królowa, załamując nerwowo dłonie, – że mieliśmy w zeszły wtorek straszną burzę z piorunami… to znaczy, chciałam powiedzieć — w zeszłe wtorki.
Ala była zdziwiona.
– W naszym kraju, – zwróciła uwagę, – w jednym i tym samym czasie jest zawsze tylko jeden dzień.
– To bardzo biedny jest ten wasz kraj, – pokiwała głową Czarna Królowa. – Tutaj mamy przeważnie kilka dni i nocy w jednym i tym samym czasie, a podczas zimy mamy nawet pięć nocy jednocześnie, aby się można było wygrzać.
– A czy podczas pięciu nocy cieplej jest, niż podczas jednej? – odważyła się Ala zapytać.
– Pięć razy tak ciepło, jak podczas jednej nocy.
– Ale może być również pięć razy tak zimno…
– Otóż właśnie! – zawołała Czarna Królowa. – Pięć razy tak ciepło i pięć razy tak zimno, – zupełnie taksamo, jak ja jestem pięć razy bogatsza od ciebie i pięć razy mądrzejsza!
Ala westchnęła tylko, nic nie odpowiadając.
– Na taki argument nie warto odpowiadać! – pomyślała.
– Taksamo twierdzi Wańka-Wstańka, – rzekła Biała Królowa przyciszonym głosem, jakby mówiła w tej chwili do siebie. – Podszedł kiedyś do drzwi, trzymając korkociąg w ręku…
– I co chciał zrobić? – zapytała Czarna Królowa.
– Powiedział, że chce wejść, – ciągnęła dalej Biała Królowa, – dlatego, że szuka hipopotama. Okazało się, że owego dnia hipopotama wcale w domu nie było.
– A czy zwykle tam bywał? – zapytała Ala ze zdziwieniem.
– Owszem, ale tylko w czwartki, – odparła Królowa.
– Więc rozumiem, poco Wańka-Wstańka tam przyszedł, – zawołała Ala. – Napewno chciał ukarać ryby, zato…
Tutaj Biała Królowa znowu jej przerwała.
– Była taka straszna burza, że trudno sobie wyobrazić. Część dachu oberwała się, wpadł do domu piorun i zaczął biegać po wszystkich pokojach. Porozbijał wszystkie sprzęty i narobił tyle hałasu, że ja aż z przerażenia zapomniałam, jak się nazywam.
– Nigdy już nie będę usiłowała przypomnieć sobie swego imienia podczas jakiegokolwiek wypadku, – pomyślała Ala, lecz nie powiedziała tego głośno, lękając się, że obrazi Królową.

– Wasza Królewska Mość musi jej wybaczyć, – rzekła Czarna Królowa do Ali, ujmując za rękę Białą Królową i potrząsając nią silnie. – Ona myśli zupełnie rozumnie, tylko nie może się powstrzymać od wypowiadania głupstw.
Biała Królowa spojrzała błagalnie na Alę i dziewczynka odczuła, że powinna powiedzieć coś przyjemnego, lecz w tej chwili nic takiego wymyśleć nie mogła.
– Zresztą nigdy nie była dobrze wychowana, – ciągnęła dalej Czarna Królowa, – a zadziwiające jest, że posiada tyle pogody. Spróbuj ją uderzyć po głowie, to ci powie, że jej to sprawia ogromną przyjemność.
Na taką odwagę Ala już zdobyć się nie mogła. Biała Królowa westchnęła głęboko i oparła głowę na ramieniu Ali.
– Jestem taka senna! – jęknęła.
– Zmęczona jest, biedactwo! – wyjaśniła Czarna Królowa. – Pogładź ją po włosach – pożycz jej swego nocnego czepka i zaśpiewaj jej jakąś miłą kołysankę.
– Ależ ja tu nie mam czepka z sobą, – szepnęła nieśmiało Ala, pragnąc za wszelką cenę wykonać pierwsze polecenie. – I nie znam zupełnie żadnej kołysanki.
– Wobec tego sama to muszę zrobić, – postanowiła Czarna Królowa i zaczęła nucić:


„Niech się wszyscy tu zbiorą, niech przy Ali zbiorą,
Zanim uczta się zacznie, można zdrzemnąć się sporo…
Po uczcie na dworskich zatańczymy balach:
Czarna Dama, Biała Dama i Ala...“


– A teraz, kiedy już znasz słowa kołysanki, – dorzuciła po chwili, opierając głowę na ramieniu Ali, – zaśpiewaj ją raz jeszcze dla mnie. Jestem także szalenie senna.
I po krótkiej chwili obydwie Królowe zasnęły, chrapiąc głośno.
– Co mam teraz robić? — zawołała Ala, rozglądając się dookoła z niepokojem, najprzód na jedną stronę, potem na drugą, bo nagle głowy Królowych zsunęły się jej z ramion i spoczęły całym ciężarem na jej kolanach. – Nie słyszałam jeszcze o takim wypadku, żeby ktoś musiał opiekować się dwiema śpiącemi Królowemi naraz! Nawet w historji Anglji tego nie było, bo zawsze panowała tylko jedna Królowa. Obudźcie się, śpiochy! – zawołała niecierpliwym głosem, lecz całą odpowiedzią było tylko głośniejsze jeszcze chrapanie.
Chrapanie stawało się głośniejsze z każdą chwilą, aż wreszcie poczęło brzmieć, jak melodja, a później, jak pieśń ze słowami i Ala słuchała tej pieśni uważnie, aż w pewnej chwili dostrzegła, że głowy Królowych zniknęły nagle z jej kolan.
Znajdowała się przed wysokiemi łukowemi drzwiami, nad któremi dostrzegła duży napis „KRÓLOWA ALA”. Po obydwu stronach drzwi były dwa dzwonki, nad jednym widniał napis „Dzwonek dla gości”, a nad drugim „Dzwonek dla służby”.
– Zaczekam aż pieśń się skończy, – pomyślała Ala, – później zadzwonię, ale który dzwonek powinnam przycisnąć? – zastanawiała się, odczytując raz poraz napisy. – Nie jestem gościem i nie należę do służby. Powinien być jeszcze jeden dzwonek, oznaczony napisem „Królowa”.
Nagle drzwi się uchyliły, wyjrzała przez szczelinę głowa jakiegoś dziwacznego stworzenia, które powiedziało:
– Przyjmuje się dopiero za tydzień! – i drzwi zamknęły się napowrót z trzaskiem.
Ala przez dłuższy czas pukała i dzwoniła napróżno, aż wreszcie duża stara Żaba, która siedziała pod drzewem, podniosła się i przyskoczyła do niej. Ubrana była cała na żółto i nosiła strasznie duże trzewiki.
— O co chodzi? – zapytała głębokim charkotliwym szeptem.
Ala odwróciła się, zadowolona, że wreszcie kogoś widzi.
– Gdzie jest służba, która powinna otwierać drzwi? – zapytała gniewnie.
– Jakie drzwi? – zdziwiła się Żaba.
Ala aż zaniemówiła ze zdenerwowania, poczem wreszcie zdobyła się na słowa:
– Przecież to są oczywiście drzwi!
Żaba spojrzała na drzwi swojemi dużemi okrągłemi oczami, podeszła bliżej, pomacała drzwi łapą, jakby się chciała przekonać, czy farba z nich nie schodzi, poczem spojrzała na Alę.
– Otworzyć drzwi? – zapytała. – A kto o to prosi?
Mówiła przytem tak przyciszonym szeptem, że Ala prawie jej zupełnie dosłyszeć nie mogła.
– Nie rozumiem, co mówisz, – rzekła.
– Mówię przecież po angielsku, nieprawdaż? – oburzyła się Żaba. – A może ty jesteś głucha? Czy ci tam ktoś z wewnątrz odpowiedział?
– Nikt! – odparła Ala niecierpliwie. – Pukam już od pół godziny!
– Nie powinnaś tego robić – nie powinnaś, – mruknęła Żaba. – Gotowaś wywołać awanturę. – W pewnej chwili Żaba pochyliła się i kopnęła drzwi nogą. – Drzwi się same otworzą, – rzekła zadyszana, wracając na dawne swe miejsce pod drzewem, – wpuszczą cię same, bądź pewna.
W tej samej chwili drzwi się otworzyły i z wnętrza doszedł śpiewający głos:


„W krainie Zwierciadlanej, gdy usiadła na tronie,
Tak Ala powiedziała, Ala w złotej koronie:

— Zwierzęta Zwierciadlane, Zwierzęta Zwierciadlane!
Skąd jesteście, przychodźcie w te drzwi zaczarowane.
Na ucztę was zapraszam obfitą i przyjemną,
Siądźcie z Białą Damą, z Czarną Damą i ze mną…


Następnie setki głosów podchwyciło zgodnym chórem:


Napełnijcie puhary, stoły ubierzcie w kwiaty —
Dla kotów starczy kawy, a dla myszek herbaty!
Niech przy stołach bogatych, przystrojonych wspaniale,
Wszyscy razem witają naszą Królową Alę.“


Rozległy się wesołe okrzyki, zaległa znów chwila ciszy, a potem znowu głos, który uprzednio sam śpiewał:


„Stworzenia Zwierciadlane, Zwierciadlane Stworzenia!
Witajcie swą Królową w Zwierciadlanych podziemiach.
Jeszcze nigdy nie spotkał was ten honor na świecie,

Że mnie widzieć możecie, że mnie słyszeć możecie…
Wielki dla was to zaszczyt, wielki dla was przywilej,
Że możecie powitać swą Królową najmilej!


A potem znowu chór:


„Zmieszajcie piasek z miodem, zmieszajcie winą z wełną
I tuszem, atramentem nalejcie szklanki pełno.
Pijcie wszystko, co smaczne i nie bójcie się wcale
I witajcie radośnie swoją Królową Alę!“


– Swoją Królową Alę! – powtórzyła Ala. – Ach, wobec tego trzeba tam teraz wejść… – i weszła, a gdy się wewnątrz znalazła, przekonała się, że dokoła panuje martwa cisza.
Gdy weszła do obszernej sali, spojrzała mimowoli na stół, i przekonała się, że dokoła stołu siedzą goście rozmaitego typu: jakieś zwierzęta, jakieś ptaki, a nawet jakieś kwiaty.
– Cieszę się, że wszyscy przyszli, nie czekając na zaproszenie, – pomyślała. – Nigdybym nie wiedziała, kogo właściwie powinnam zaprosić.
Na honorowem miejscu przy stole stały trzy wysokie fotele. Czarna i Biała Królowe zajmowały już swoje miejsca, tylko fotel w środku był pusty. Ala usiadła na fotelu, niezadowolona z ciszy, stęskniona za tem, aby ktoś przemówił.
Wreszcie odezwała się Czarna Królowa:

– Spóźniłaś się na zupę i mięso. Musisz zjeść teraz wszystko razem!
I kelner postawił przed Alą ćwiartkę baraniny, a Ala spojrzała na potrawę z przerażeniem.
– Widzę, że jesteś zawstydzona, pozwól, że cię przedstawię ćwiartce baraniny, – rzekła Czarna Królowa. – Ala – Baranina. Baranina – Ala. – Ćwiartka Baraniny podniosła się na półmisku i złożyła Ali głęboki ukłon. Ala również odwzajemniła się ukłonem, nie wiedząc, czy ma być przerażona, czy ubawiona.
– Czy mogę ci dać kawałek? – zapytała Ćwiartka Baraniny, sięgając po nóż i widelec i spoglądając najprzód na jedną Królową, a później na drugą.
– Oczywiście, że nie, – odparła Czarna Królowa stanowczo. – Nie wypada przecież, aby krajać kogoś, kogo się na ucztę zaprosiło. Proszę to zabrać!
Kelner zbliżył się, zabrał baraninę i na jej miejsce postawił wielki tort śliwkowy.
– Nie chcę, żebyście mnie przedstawiały tortowi, – zawołała Ala pośpiesznie, – bo chyba nigdy nie zaczniemy jeść tego obiadu. Mogę wam trochę nałożyć na talerz? Lecz Czarna Królowa spojrzała niechętnie i zawołała:
– Tort – Ala. Ala – Tort. Proszę to zabrać!
Kelner pośpiesznie zabrał tort, nim jeszcze Ala zdążyła powitać go ukłonem.
Poczęła się zastanawiać nad tem, dlaczego tylko Czarna Królowa wydaje rozkazy i dla przekonania zwołała:
– Kelner! Proszę przynieść tort z powrotem!
Tort w tej samej chwili znalazł się znowu na stole, lecz był taki duży, że Ala odczuła dziwne zawstydzenie, jak wówczas, kiedy ujrzała na półmisku baraninę. Postanowiła jednak to zawstydzenie pokonać, zdobyła się na największy wysiłek, ukrajała kawałek tortu i podała go Czarnej Królowej.
– Cóż za impertynencja! – zawołał Tort. – Ciekaw jestem jakbyś się czuła, gdyby ciebie tak pokrajać na kawałki, obrzydliwe stworzenie.
Tort mówił głębokim, obrażonym tonem i Ala nie mogła się zdobyć na żadną odpowiedź, tylko siedziała cicho z rozchylonemi nieco ustami.
– Uczyń jakąś uwagę, – podszepnęła jej Czarna Królowa. – Przecież nie można pozwolić na to, aby przez cały czas Tort mówił!
– W ciągu dzisiejszego dnia deklamowano mi mnóstwo wierszy, – odezwała się Ala, zalękniona trochę, bo gdy otworzyła usta, dookoła zaległa martwa cisza i oczy wszystkich siedzących przy stole zwrócone były na nią. – Większa część tych wierszy była o rybach. Czy wiecie o tem, że w tej krainie wszyscy szalenie lubią ryby?
Mówiąc to, zwracała się do Czarnej Królowej, która siedziała tuż przy niej.
– Co do ryb, – odpowiedziała uroczyście Czarna Królowa, nachylając się do ucha Ali, – to Jej Królewska Mość, Biała Królowa, zna wszystkie wierszowane przypowieści o rybach. Czy chcesz, żeby ci zadeklamowała?
– Wasza Królewska Mość jest bardzo łaskawa, że wspomniała o tem, – szepnęła Biała Królowa również pochylając się nad Alą i szepcząc jej prosto do ucha: – Sprawi mi to ogromną przyjemność! Czy mogę?
– Bardzo proszę, – odparła Ala uprzejmie:
Biała Królowa zaśmiała się radośnie i pogładziła Alę po policzku. Po chwili zaczęła deklamować:


„Najprzód rybę trzeba złowić.
Nawet dziecko to uczynić może.
Później rybę trzeba kupić
Trzeba mieć na to pieniądze.
Rybę trzeba ugotować!
Trwa to tylko kilka minut.
Kładzie ją się na półmisek
I ubiera zieleninką.
Stawia się rybę na stole
Rozłożoną na półmisku
Zdejmuje się z niej pokrywkę,
Lecz ryba jest jeszcze surowa.“


– Pomyśl chwilę o tym wierszu, – odezwała się Czarna Królowa, – a my tymczasem wypijemy twoje zdrowie. Zdrowie Królowej Ali! – zawołała podniesionym głosem i wszyscy goście zaczęli pić jednocześnie, mając ogromnie rozradowane miny. Niektórzy podnosili szklanki wysoko, niektórzy rozlewali napój, a później spijali go, gdy płynął strumieniem po białym obrusie. Troje gości (którzy wyglądali, jak kangury) wskoczyło na półmisek po zjedzonej baraninie, gdyż tak wielka radość ich rozpierała.
– Powinnaś wygłosić krótką przemowę i w ten sposób podziękować gościom, – zwróciła się do Ali Czarna Królowa, marszcząc brwi.
– Musimy cię uczyć dobrych manier, sama rozumiesz, – szepnęła Biała Królowa, gdy Ala posłusznie podniosła się z fotela, trochę zalękniona.
– Bardzo wam dziękuję, – odparła również szeptem, – ale doskonale dam sobie sama radę.
– Zawsze lepiej mieć opiekę, – oświadczyła Czarna Królowa, Ala więc postanowiła więcej się z nią nie sprzeczać.
(„I z taką złością obydwie odsunęły talerze!” opowiadała później Ala, opisując swej siostrze wspaniałą ucztę, – „że byłam pewna, że mnie chyba zabiją!”)
Istotnie sytuacja nie była zbyt przyjemna, bo obydwie Królowe zaczęły potrącać Alę z obydwu stron, że omal nie uniosły jej w powietrze.
– Wstałam, aby wam wszystkim podziękować, – zaczęła Ala i w tej chwili uczuła, że unosi się o kilka cali wgórę, uchwyciła się więc krawędzi stołu, aby nie pofrunąć.
– Uważaj na siebie! – zawołała Biała Królowa, trzymając Alę oburącz za włosy. – Za chwilę coś się stanie!
Istotnie (jak Ala później opowiadała siostrze) stało się to wszystko w całkiem nieoczekiwanym momencie. Świece poczęły rosnąć nagle, sięgając aż sufitu, butelki stojące na stole poczęły się poruszać, widelce i noże poczęły chodzić po obrusie „i zupełnie wyglądały, jak ptaki”, opowiadała później Ala, lecz w owej chwili odczuwała taki lęk, że nawet spokojnie myśleć nie mogła.
W pewnej chwili usłyszała głośny śmiech tuż przy sobie i odwróciła się, aby spojrzeć na Białą Królową. Dostrzegła jednak, że zamiast Białej Królowej, na fotelu tuż przy niej siedziała ćwiartka Baraniny.
– Jestem tutaj! – zawołał jakiś głos z głębokiej wazy napełnionej zupą i Ala odwróciła się znowu i ujrzała pogodną twarz Królowej, wyłaniającą się z wnętrza wazy. Po chwili Królowa zniknęła w zupie.
Nie było ani chwili czasu do stracenia. Goście leżeli już na półmiskach, a widelce i noże kroczyły zwartym szeregiem w stronę Ali, która najchętniejby teraz stąd uciekła.
– Dłużej już tego nie zniosę! – zawołała i zerwawszy się z fotela, chwyciła obrus obydwiema rękami. Oczywiście wszystkie talerze, półmiski z gośćmi, świeczniki stojące na stole, wszystko to z brzękiem spadło na podłogę.
– A ty… – zwróciła się ze złością w stronę Czarnej Królowej, która według niej była jedyną przyczyną całego tego zajścia… Lecz Czarnej Królowej u jej boku już nie było, przeobraziła się teraz w małą lalkę i tańczyła po stole, owinięta swoim szerokim szalem.
W innej sytuacji Ala napewno odczułaby zdziwienie, teraz jednak była zbyt podniecona, by móc się czemukolwiek dziwić.
– A ty, – powtórzyła, chwytając tańczącą Królową za ramiona, – rozprawię się z tobą i zaklnę cię w zwykłego czarnego kota.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Charles Lutwidge Dodgson i tłumacza: Janina Zawisza-Krasucka.