W wiezieniu liczę dni i noce, Już i liczyć trudno!
O Boże mój, jak te wszystkie Dni mijają nudno!
A za nimi rzeką cichą Płyną moje lata
I unoszą zło i dobro Hen, na krańce świata;
W dal unoszą, by nie zwrócić Już nigdy niczego…
I nie módl się, bo przepadnie Modlitwa do Niego.
Pośród burzanów błotną rzeką,
Za porą tą, co już daleko,
Upłynął smutno trzeci rok;
Trzy lata te uniosły w świat,
Com jeszcze w ciemnej krył komorze,
Cichaczem zniosły w morze, w mrok;
I cicho pochłonęło morze
Nie złoto, ani srebrny grad —
Jedyny ten mój skarb i plon,
Tę nudę mą, te moje żale,
Te niewidzialne me skrzyżale…
Niewidny pisał mi je trzon…
Czwartą z rzędu rozpoczynam Księgę tu w niewoli
W hafty wzorzyć… Wyhaftuję Własną krwią i łzami
Mą niedolę na obczyźnie: Słowo tylko mami,
Słowem nigdy opowiedzieć Nikomu nie zdolę
Przekleństwa życia! Niema słów, By wyznać niewolę!
O, niema słów i niema łez, Przeszła wszelka trwoga,
Już niczego niemasz wokół, Niemasz nawet Boga.
Niema na czem ócz zatrzymać; Przed kim zwierzyć duszę?
Żyć obrzydło mi na świecie, A żyć muszę, muszę!