W ruinach Messyny/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Kurt Matull, Matthias Blank
Tytuł W ruinach Messyny
Wydawca Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o.
Data wyd. 13.1.1938
Druk drukarnia własna, Łódź
Miejsce wyd. Łódź
Tłumacz Anonimowy
Tytuł orygin. Tytuł cyklu:
Lord Lister, genannt Raffles, der grosse Unbekannte
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Walka podczas trzęsienia ziemi

Jeszcze pięć minut, a okrutna wskazówka miała zbliżyć się do dwunastej. Mimo całej swej odwagi stary markiz uczuł dreszcz na myśl o zbliżającym się momencie. Związany i skazany na bezruch obserwował zbliżanie się fatalnego noża, błyszczącego w półmroku. Na czoło jego wystąpiły krople potu. Prawą ręką, która pozostała mu wolna dla umożliwienia mu podpisania testamentu, otarł zroszone potem czoło. W całkowitym poczuciu bezskuteczności swych wysiłków markiz począł na cztery minuty przed fatalnym momentem rozwiązywać swe więzy. Upłynęła minuta na bezowocnych usiłowaniach. Sznury powiązane były w szereg supłów. Markiz zamyślił się. Nagle zrozumiał wszystko. Odnalazł koniec sznura, szarpnął mocno. Ku jego radości węzeł rozwiązał się i sznury opadły z jego rąk.


∗             ∗

Markiz został nagle zaatakowany w swej bibliotece. Bandyci nie zadali sobie nawet trudu, aby zrewidować jego kieszenie. Jakąż bowiem mogły przedstawiać wartość te drobiazgi w porównaniu z olbrzymim zrabowanym mu majątkiem? Wódz rozkazał działać szybko. Starego markiza związano na prędce, zaniesiono do katakumb sekretnym przejściem, które znał tylko sam szef. Starzec bowiem w czasach swej wczesnej młodości popełnił szaloną nieostrożność, zawierzając sekret tajnego przejścia swej kochance, Julii Ginozzi. Po zerwaniu z markizem, kobieta ta opowiedziała ten sekret synowi swemu, dorosłemu już chłopcu. W posiadaniu tej tajemnicy Cezare stał się wodzem Maffii i wszedł na drogę zbrodni, zamiast poświęcić się mechanice, do której zdradzał duże zdolności.
Markiz wyjął z kieszeni nóż, który zapomniano mu zabrać. Przeciął krępujące go więzy i zeskoczył śpiesznie z krzesła, które miało być dla niego trumną. Wskazówka stanęła na dwunastce. Nagle dał się słyszeć metaliczny dźwięk i ostrze noża jak gdyby pchnięte niewidzialną ręką z siłą zagłębiło się w oparciu krzesła.
— Dzięki ci, Boże, żeś mnie ocalił od tak okrutnej śmierci — wykrzyknął markiz.
Dokoła panowały nieprzeniknione ciemności. Pochodnia przyniesiona przez Cezara zgasła. Wyciągnął z kieszeni zapałki i zapalił. Cofnął się przerażony. Uczuł dziwne zimno, wiejące przez malutkie okienka. W świetle zapalonej zapałki ujrzał w suficie wąską szczelinę. Zapalił drugą zapałkę. Szczelina powiększała się wyraźnie. Nagle sufit rozpadł się z okropnym szczękiem na dwie części. Jak gdyby wstrząs ten poruszył nagle niewidzialny mechanizm, podłoga poczęła nagle uchylać się pod stopami starego markiza. Był to prawdopodobnnie mechanizm, wymyślony przez średniowiecznych mnichów, a który Cezare naśladował w mieszkaniu swej matki w Londynie. Na widok usuwającej się z pod jego stóp podłogi, markiz uczuł zimny dreszcz.
Dziwny hałas doszedł do jego uszu.
Co to było?
Przeraźliwy huk podobny do odgłosu burzy lub do huku dział, dał się słyszeć pod jego stopami. Ściany, podłoga i sufit zawirowały nagle w jego oczach. Markiz padł na kolana.
— Boże miłosierny... Trzęsienie ziemi...

∗                ∗

W katakumbach dwanaście rewolwerów skierowanych było w stronę lorda Listera i wiernego Giannettina.
Wierny Giannettino nie żywił żadnych złudzeń co do swego losu. Wołał jednak nagłą śmierć niż powolne tortury.
Lord Lister tymczasem zastanawiał się, w jaki sposób mógłby wraz ze swym towarzyszem uniknąć grożącej im śmierci. Z całkiem obojętną twarzą przyglądał się swym wrogom. Jakkolwiek nie miał żadnej broni w ręce, gotów był w każdej chwili do strzału z obydwuch rewolwerów, które miał przy sobie w kieszeni. Niektórzy z sycylijczyków, nie chcąc spotkać się ze spojrzeniem jego czarnych oczu, odwrócili głowy.
— Ma złe oczy ten cudzoziemiec! Uciekajmy — zawołali drżąc.
Strach ich udzielił się reszcie towarzyszy. Sycylijczycy bowiem więcej obawiają się złych oczu niż samego diabła.
Cezary usłyszał te słowa i zrozumiał odrazu jaki efekt mogą one wywrzeć na jego ludziach.
— Tchórze niegodni — rzekł, pieniąc się ze złości — żadne złe oko nie oprze się rewolwerowej kuli!
Opuszczone rewolwery podniosły się. Śmierć zajrzałaby w oczy naszym dwum bohaterom, gdyby nagle jeden z członków Maffii nie wpadł na salę z okrzykiem:
— Policja! Dostała się tutaj przez kanał i zamknęła przejście. Ja jeden zostałem żywy z pośród wszystkich wartowników!
— Na szatana — rzekł wódz zgrzytając zębami — to spisek! Ci nędznicy, którzy okradli nasz skarbiec, sprowadzili na nas nieszczęście. Czy wiecie, kto kryje się pod zręczną maską jednego z nich? To młody markiz Finori, który nam zaprzysiągł zemstę! Jaka kara winna spotkać zdrajcę i jego towarzysza?
— Śmierć!... śmierć!... — zawołali jednocześnie członkowie sądu.
Lord Lister zdawał się tylko czekać na ten moment.
— Avanti! — rzekł półgłosem do Giannettina.
Jednym skokiem przebył schody i wytrącił wodzowi rewolwer z ręki. Złapał go za szyję i pchnął, że upadł na schody.
Giannettino przybiegł mu z pomocą. Trzej ludzie tworzyli zwartą grupę. Członkowie Rady spoglądali na nich bezsilnie. Żaden z nich nie śmiał strzelać, aby nie ranić swego wodza.
— Na pomoc! — wołał Cezary słabnącym głosem.
Ręka Listera coraz mocniej ściskała jego gardło. Obydwaj przeciwnicy zwarli się rozpaczliwie. Bandyta wiedząc, że stawką jest życie, począł stawiać silny opór. W pewnej chwili udało mu się schwycić Anglika za gardło i mimo rany trzymał go w żelaznym uścisku. Stopą usiłował zahaczyć stopę Listera i ściągnąć go ze schodów. Nieprzemakalne palto Listera zawadzało mu w ruchach. Bandyta jednak nie mógł się ze swej strony wyswobodzić z uścisku Listera. Starając się zepchnąć go ze schodów, ryzykował, że i sam zostanie przez niego pociągnięty. Tymczasem członkowie rady poczęli strzelać na ślepo. Walka pomiędzy Listerem a szefem bandy odbywała się na górze schodów. Bandyci jednak usiłowali przedostać się tam pojedyńczo, aby zagrodzić przejście lordowi i jego pomocnikowi.
— Uwaga — krzyknął Giannettino.
Wydawało się, że tym razem Tajemniczy Nieznajomy ulegnie wskutek przewagi liczebnej. Giannettino potężnym kopnięciem zrzucił ze schodów pierwszego, który tam się dostał. Innych utrzymywał na pewnym dystansie rozdzielanymi na prawo i lewo uderzeniami pięści. Gdyby członkowie Mafii chcieli użyć broni, efekt, wskutek panujących tam ciemności, mógł być wątpliwy.
Przeciągły jęk wydarł się z gardła bandyty, którego trzymał Lister. Nadludzkim wysiłkiem lord zacisnął jeszcze raz ręce dokoła jego szyi. Następnie pozostawił swobodnie dające już tylko słabe oznaki życia ciało. Nagle począł nadsłuchiwać. To, co dochodziło do jego uszu, niepodobne było do niczego, co słyszał w swym życiu.
Z ciemnej głębi ziemi dochodził huk szalejącego huraganu, siejącego zniszczenie na swej drodze. Był to trzask okrutny, zwiększający się z każdą chwilą. Towarzyszyły mu grzmoty i podziemne wstrząsy.
— Terre muoto! Trzęsienie ziemi! Uciekajmy! — krzyczeli bandyci.
W przerażeniu rzucili się do wyjścia.
W Cezarym kołatała się jeszcze ostatnia iskierka życia.
— Na pomoc, bracia! Ratujcie wodza — wołał rozpaczliwie.
Niektórzy z bandytów uciekali, nie troszcząc się o nic. Cezare ostatnim wysiłkiem podniósł się i, korzystając z zamieszania, stoczył się w głąb katakumb.
Dał się słyszeć nowy, przeciągły grzmot, daleko silniejszy od poprzednich. Na odgłos katastrofy Lister przywarł do skały. Stał właśnie w miejscu, gdzie ukryte były miliony. Tam na dole pogasły pochodnie. Poprzez szum rozszalałych żywiołów rozróżnić można było jęki rannych.
Ściany poczęły się chwiać. Podtrzymujące sklepienie mury opadły, grzebiąc pod swymi gruzami jęczących bandytów. Posypała się prawdziwa powódź kamieni. Tuż obok schodów otwarła się przepaść, która pochłonęła nazawsze Cezarego Ginozzi, wodza Maffii.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Matthias Blank, Kurt Matull i tłumacza: anonimowy.