W nagłym przypadku

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Giovanni Boccaccio
Tytuł W nagłym przypadku
Pochodzenie Dekameron
Wydawca Bibljoteka Arcydzieł Literatury
Data wyd. 1930
Druk Drukarnia Współczesna
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Edward Boyé
Źródło Skany na commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


OPOWIEŚĆ III
W nagłym przypadku
Mnich Rinaldo często kumę swoją odwiedza. Mąż zastaje go w jej sypialnej komnacie. Wówczas żona oświadcza mu, że mnich odprawiał zaklęcia nad dzieckiem, którego ciało robaki toczyły

Jakkolwiek Filostrato niewyraźnie o stepowych rumakach wspomniał, słowa jego wywołały powszechny śmiech słuchaczek. Udawały jednak, że zgoła z czego innego się śmieją. Król zasię, wysłuchawszy do końca poprzedniej opowieści, zwrócił się do Elizy z rozkazem rozpoczęcia nowej. Eliza w te słowa zaczęła:
— Drogie przyjaciółki! Chocia moja opowieść nie jest tak piękna, jak nowela Emilji, przecie wybrałam ją, ponieważ dotyczy ona materji, która nas obecnie zajmuje. Lepszej opowieści na ten czas przypomnieć sobie nie mogę.
Wiedźcie tedy, że w Sienie żył niegdyś urodziwy młodzieniec, z znacznej pochodzący rodziny, imieniem Rinaldo. Zakochał się on w pięknej damie, sąsiadce swojej, żonie bogatego człowieka. Był prawie pewien, że gdyby mu się udało porozumieć się z nią, bez wzbudzenia podejrzeń, osiągnąłby cel swych pragnień, aliści trudność istniała właśnie w znalezieniu po temu sposobu. Przypadkiem dowiedział się, że pani Agnesa jest właśnie ciężarna, dlatego też, lepszej drogi nie widząc, postanowił za kuma jej się ofiarować. Wybrał się tedy do jej męża, w grzecznych słowach prośbę mu swoją wyraził i uzyskał wreszcie jej przyjęcie.
Zostawszy zasię kumem pani Agnesy i pozyskawszy tym sposobem pewien pozór do częstego obcowania z nią, wypowiedział jej pewnego razu pragnienie swoje, które już dawno ze spojrzeń jego wyczytała. Aliści chocia wyznania jego przychylnie przyjęte zostały, przecie mało z tego zysku odniósł.
Po jakimś czasie, nie wiedzieć zresztą, z jakiej przyczyny, Rinaldo mnichem został. Wstąpiwszy do klasztoru, wyrzekł się wszelkich pragnień tego świata, a więc i miłości do pani Agnesy. Wkrótce jednakoż, nie zdejmując habitu, do dawnych swych upodobań powrócił, począł się w świetnych szatach lubować, canzony, sonety i ballady układać, piosenki śpiewać i za rozrywkami się uganiać. Pocóż jednak mówić o przemianach, jakie w duszy brata Rinalda zaszły? Jestże mnich, któryby inaczej postępował? O hańbo naszego wieku, pełnego zepsucia! Nie wstydzą się oni tłustych swych postaci i czerwonych oblicz wszędzie pokazywać, i za wytwornymi strojami przepadać. Podobni są raczej nie do pokornych gołębi, ale do hardych kogutów z nastawionemi grzebieniami. Cele ich pełne są puzder ze słodyczami, puszek z maściami kosztownemi, flaszek i butelek, napełnionych pachnidłami i olejkami, dzbanów z małmazją i winami greckiemi, tak iż cele te przybyszowi nie schronem mnicha, ale raczej kramem z wonnościami i składem delikatnych przysmaczków się wydają. Bezwstydnie przyznają się, iż ich podagra trapi. Mniemają, jakoby ludziom wiadome nie było, iż umiarkowanie, długie czuwania po nocy, modły i biczowania człeka bladym i znękanym nie czyniły, że święty Dominik i święty Franciszek nie mieli po cztery habity na zmianę, i że ich grube, proste szaty nie za strój, jeno za ochronę od zimna służyły. Jakeśmy tedy powiedzieli, w bracie Rinaldo dawne namiętności znów do głosu doszły. Od tego czasu jął postępować z jeszcze większą śmiałością. Piękna Agnesa wiedziała o słabości mnicha. Rinaldo wydał się jej znacznie urodziwszy, niż pierwej.
Skrywając jeszcze swoje uczucia, spytała:
— Bracie Rinaldo, zali mnichom w ten sposób postępować się godzi?
— Gdy zdejmę habit mniszy — odparł Rinaldo — obaczycie, że jestem takim samym człekiem, jak i każdy inny.
— Jakże mi przykro — zawołała białogłowa. Jestem waszą kumą; miłość do was byłaby wielkim grzechem!
Słyszałam bowiem nieraz, że miłość do kuma jest rzeczą występną wielce. Gdybym się kary nie obawiała, ochotniebym waszą prośbę spełniła.
— Nie bądźcie taką prostaczką — odparł Rinaldo. — Oczywista, jest to grzechem, ale ludziom, okazującym skruchę, Bóg jeszcze cięższe grzechy odpuszcza. Rzeknijcie mi, kto jest bliższy waszemu dziecku, zali ja, który je przy chrzcie na rękach trzymałem, czyli też wasz mąż, który mu dał życie?
— Wiem, że mój mąż — rzekła Agnesa.
— Tak, ani chybi — ciągnął dalej Rinaldo — skoro już byliście nieraz tak łaskawi dla swego męża, który bliższy jest waszemu dziecku, niźli ja, dlaczegóż tedy nie chcecie mojej namiętności podzielić?
Agnesa, która logiki nie znała, pragnęła tylko jednego: aby ją ktoś przekonał. Uwierzyła Rinaldo, albo też uczyniła pozór, że mu wierzy, i rzekła:
— Któżby mógł z waszemi dowodami się nie zgodzić?
Z temi słowami przystała na prośbę swego kuma. Miłośnicy często się spotykali. Kumostwo ochraniało ich od różnych podejrzeń. Pewnego dnia Rinaldo przyszedł do kumy z swoim towarzyszem. W domu nie było nikogo, krom Agnesy, jej dziecka i służki. Rinaldo wysłał przyjaciela wraz ze służką do gołębnika, prosząc go, aby dzieweczkę różnych modlitw nauczył, sam zasię, dziecię za rękę trzymając, do sąsiedniej komnaty przeszedł. Wszedłszy do niej, drzwi za sobą zawarli. W tym czasie powrócił kum brata Rinalda. Gdy do drzwi zapukał, Agnesa krzyknęła:
— Zginęłam! To mój mąż! Teraz zrozumie już, dlaczego w takiej przyjaźni z sobą żyjemy.
Brat Rinaldo był właśnie bez habitu, w spodniej odzieży tylko.
— Macie słuszność — rzekł do swej kochanki — gdybym był ubrany, moglibyśmy znaleźć jeszcze jakiś środek ocalenia. Jeżeli jednak wejdzie teraz i zobaczy mnie, wszelki wybieg niemożebny się okaże.
— Ubierajcie się tylko coprędzej — rzekła pani Agnesa — weźcie chrześniaka na ręce i zważajcie dobrze na moje słowa, któremi się do męża obrócę. Resztę mnie już pozostawcie.
Mąż tymczasem nieustannie do drzwi kołatał. Już chciał zawołać, gdy nagle głos żony usłyszał:
— Idę już, idę!
Po chwili pani Agnesa otworzyła mężowi drzwi, ukazała mu wesołe oblicze i rzekła:
— Mój mężu, ach, gdybyś wiedział, jakie to szczęście, że brat Rinaldo przyszedł! Sam Bóg musiał go mi zesłać, bowiem, gdyby nie on, z pewnością stracilibyśmy nasze dziecko!
Na te słowa mąż — poczciwina o mało nie umarł ze strachu.
— Cóż się dziecku zdarzyło? — zapytał po chwili.
— Ach, mój miły! — ciągnęła dalej pani Agnesa — wystaw sobie, że dziecię zemdlało, tak iż je już za umarłe miałam. Nie wiedziałam, co robić, i byłabym sobie nigdy nie poradziła, gdyby nie szczęśliwe przybycie brata Rinalda.
Gdy wszedł i zobaczył, co się dzieje, wziął natychmiast naszego chłopca na ręce i rzekł do mnie:
„Nie lękajcie się, kumoszko, dziecię ma w ciele robaki, które mu już pod serce podpełzły. Mogłyby go były zadusić, aliści teraz bądźcie spokojni, zamówię je bowiem tak, że wszystkie pomrą. Zanim wyjdę z domu, oddam wam chłopca tak zdrowego, jakim jeszcze nigdy nie był“. Ciebie, mój mężu, niestety, akurat w domu nie było a służki znaleźć nigdzie nie mogłam, dlatego też Rinaldo kazał towarzyszowi swemu udać się na dach naszego domostwa, a sam pospołu ze mną wszedł do tej komnaty, gdzieśmy się zamknęli, bowiem przy obrzędzie zamawiania robaków nikt obecny być nie może, krom matki dziecięcia. Kum Rinaldo jeszcze dotąd trzyma chłopca na ręku, czekając, aż jego towarzysz modlitwy swoje odmówi. Zdaje mi się jednak, że wszystko już się szczęśliwie skończyło, bowiem dziecię ocknęło się z omdlenia i jest całkiem przytomne.
Prostak uwierzył twardo w te wszystkie słowa. Miłość jego do dziecka tak wielka była, że ani na chwilę przez myśl mu nie przyszło, że żona oszukiwać go może. Westchnąwszy ciężko, rzekł:
— Puść mnie do dziecka.
— Na miłość Boską — odparła Agnesa — poczekaj jeszcze chwilę, gdyż wszystko swym pośpiechem zepsujesz. Pozwól, abym ja tam pierwej weszła i zapytała, czy ci już wejść wolno.
Brat Rinaldo słyszał to wszystko. Przyodziawszy się i wziąwszy dziecko na ręce, zawołał:
— Kumo! Czy to nie kmotra głos słyszę?
— Tak, święty ojcze! — odparła Agnesa.
— Chodźcież tedy tutaj, mój poczciwcze! — odezwał się mnich.
Mąż wszedł do komnaty, a wówczas Rinaldo rzekł doń:
— Weźcie na ręce swego synaczka! Łaska Boska do życia go przywiodła. Do niedawna jeszcze pewien byłem, że do wieczora nie doczeka. Radzę wam, abyście kazali zrobić figurę woskową wielkości dziecięcia i ustawili ją przed posągiem Świętego Ambrożego, za poplecznictwem którego tego cudu dostąpiliście.
Chłopiec, ujrzawszy ojca, począł obyczajem małych dzieciątek wyrywać się doń i przymilać. Ojciec objął syna, zalał się radosnemi łzami i począł dziękować mnichowi za to, że dziecię do życia powrócił.
Towarzysz Rinalda wyuczył tymczasem dzieweczkę nie jednej ale kilkunastu modlitw i podarował jej dla pamięci biały niciany woreczek, który mu wręczyła pewna mniszka, często z nim pospołu pokutę odbywająca. Usłyszawszy rozmowę męża z Agnesą, podszedł cicho do drzwi. Widząc, że wszystko jaknajlepiej poszło, wszedł do komnaty i rzekł:
— Bracie Rinaldo, odmówiłem już cztery zalecone mi przez was modlitwy.
— Mój bracie — odparł na to Rinaldo — winszuję ci zapału, z jakim nabożne ćwiczenia odprawiasz. Co się mnie tyczy, to ledwie dwie modlitwy do czasu przybycia kuma odmówić zdołałem. Jednakoż Bóg nas wysłuchał, bowiem dziecko zdrowe jest już zupełnie.
Mąż Agnesy kazał przynieść przedniego wina i ciasta i ugościł zacnie Rinalda i jego towarzysza. Pokrzepiające środki bardzo się im przydały. Poczem odprowadził ich do klasztoru, niebu polecił i bez zwłoki ulepić kazał woskową figurę. Postawił ją przed posągiem św. Ambrożego, aliści nie tego z Medjolanu.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Giovanni Boccaccio i tłumacza: Edward Boyé.