[3]CZĘŚĆ I. [4]
Oto przedmowa |
Jest iuż gotowa,
|
Kto spać niemoże, |
Nudne mu łoże,
|
Niech czytać zacznie;
|
Ja chcę mu dowieść, |
Nim skończę powieść,
|
Że zaśnie smacznie.
|
[5]
WĘDZIDŁO z MUŁA.
Raz kiedy w rannéy dnia porze
Na króla Artura Dworze
Dano śniadanie, iak było przed czasy,
Hultayski bigos, smażone kiełbasy,
A wszyscy szczérze
Król i rycerze
Łykli gorzałki siadłszy w koło stołu;
W tedy królowa z pannami pospołu,
Wyglądały oknem w stronę,
Gdzie rosły trawki zielone;
Wszystkie radosne
Że miały wiosne,
W porannym stroiu, w swoie piersi śliczne
Ssały powietrze wonią balsamiczne,
Patrząc z roskoszą
Jak się gałązki unoszą:
W kwiatki
Stroyne,
[6]
J iak z nich hoyne
Lecą iak śniegowe płatki,
Gdy iedna drugą zachwieie,
Skoro naymniéyszy wietrzyk powieie —
Dobre to były wieki! któż zaprzeczéć może?
Gdy to rozkoszą było na krolewskim dworze! —
Raptem z patrzących panien iedna zowołała:
„ Patrzcie iako stroyna cała
„ Rycerka wierzchem pośpiesza,
(J paluszkiem na mieysce gdzie widzi wskazała)
„ Tam gdzie się pagórek zwiesza,
„ Po nad wałem
„ Pędzi czwałem! „„ —
Siedzący długim w koło stołu rzędem,
Zaiadaiący tak śniadanie szczerze,
Co do iednego skoczyli rycerze
Do okna pędem.
Sam król ieden cierpiący pedogryczne bole
Pozostał tylko przy stole. —
Piękna Rycerka szybko na mule przybywa;
Lecz bez rzemienia w ręku, w pysku bez wędzideł,
A każdy z Anglów zdumiał na te wielkie dziwa,
Że zwyczaiem nieznanym
Choć muł nie ochełznanym
Leci tak iako Pegaz, chociaż nie ma skrzydeł. —
[7]
Ale skoro stanęła w dziedzińcu zamkowym,
Dworne Panienki, Pazie i każden z Rycerzy,
Że dla usługi gościa zawsze iest gotowym,
Na iéy przyięcie tłumem pośpieszaiąc bieży;
Każdy zdumïał gdy zbliska spoyrzał na iéy lica,
Bo była z niéy prawdziwa wdzięków czarownica;
A takie miała maluteczkie nóżki
J że drobniéyszych nie znaydziesz u Wróżki. —
Na iéy żądanie
Wprowadzono ią do sali;
Tam gdzie na iéy powitanie
Król Artur ze swoią żoną
Dam dworskich, Rycerzy grono,
W gali
Wszyscy czekali. —
Aż tu piękna na kolana
Pada, gorzko zapłakana:
„ Ach wzięto mi, wzięto srogo,
„ J gwałtownie mi wydarto,
„ Co z oczyma równie drogo
„ Co nad samo życie cenię,
„ J nad świat więcéy iest warto.
„ Kogoż wzruszy me cierpienie?
„ Czy któren z Was cnych Rycerzy
„ Spiesznie w pomoc mi pobieży,
„ J dla mnie wszystko porzuci;
[8]
„ To co mi wzięto powróci? —
„ Jeśli nie! Bogowie wiecie!
„ Naynieszczęśliwszam na świecie!„„ —
Odezwał się król Artur pochopny w czułości:
„ Powiedz: iakieć spotkały nieprzyzwoitości?
„ Co ci wzięto?
„ Coć wydarto?
„ A ręczym tobie ieden za drugiego wszyscy,
„ Jako węzłem rycerstwa spokrewnieni bliscy,
„ Że to nam będzie pierwszą powinnością świętą,
„ Aby ieźli tylko można.
„ Jeźli chęć Twa nie iest próżna,
„ Rzecz Ci wydartą
„ Zwrócił rabuś srogi;
„ J zaklinam się na Bogi,
„ Że dopóty nie będę golić moiéy brody,
„ Aż się zadość uczyni twym żądaniom wprzódy! —
A ona z płaczem rzecze: ”Powiecie, niewcześnie
„ Że ia tylko marzę we śnie,
„ Jże nie warto pracy, iak o bańkę mydła
„ Trapić się, opłakiwać utratę — wędzidła. —
„ Ale Panowie moi!
„ Więcéy iako któren wierzy,
„ Albo kto z Was oto stoi,
„ Mnie na wędzidle zależy.
[9]
„ Wędzidło z mego muła iest mi ukradzione;
„ A czyli będzie biednéy kiedy powrócone?
„ Jeźli nie! Bogowie wiecie!
„ Naynieszczęśliwszam na Świecie! —
Dobry król mówi:
„ Zfolguy żalowi,
„ Nie zaleway oczu łzami,
„ Bo przyidziesz do straty
„ O ich miluchne bławaty,
„ Co tak panuią nad nami,
„ Że gdybym niemiał tyle, iak wiele lat liczę;
„ Gdyby nie ta pedogra, ta moia otyłość,
„ Wnet bym zapobiegł temu. — Przez wędzidła miłość
„ Sam na życie bym puścił się awanturnicze.
„ To szkoda, że wyiechał Gabin móy Siostrzeniec
„ Nie daleko o dwie mile,
„ Jednak nam zawierzay tyle,
„ Że ten cały tych zacnych rycerzów mych wieniec
„ Za szczęście sobie policzy
„ Nayprędzéy zyskać w zdobyczy
„ J oddać Ci twe wędzidło,
„ Choćby go miało w rękach piekielne straszydło. —
„ Kto mnie wróci wędzidło, ozwie się przyiemnie,
„ W nieprzymuszonyim wyborze,
„ Ten albo muła, co mnie tu przyniosł, mieć może,
„ Alko wierną kochankę aż do zgonu wę mnie!„—
[10]
Kiedy to panna wyrzekła,
Raczka spiekła,
Jak pogodnéy rannéy zorzy,
Lub świeżo rozkwitłéy róży,
Tak iey lice rumianość nayśliczniéy powlekła,
Każdemu kto ią widział, szczawiczek po zębie
J ślinka poszła po gębie,
Lecz na nieszczęście, kto temu uwierzy,
Każdy z rycerzy
(Niewiem czyli to dawnym wiekom doda chwały)
Miał iuż swoię kochankę i dla niéy był stały.
Tylko dwóch bez kochanek było w téy to chwili,
Jeden Gabin, o którym iużeśmy mówili,
A drugim był nadworny królewski Marszałek
Gryz Samochwałek. ––
Wcałym kraiu był znany Pan Gryz Samochwałek
Jako wielki Swiszczypałek
J iako Rycerz podwiązki;
Naypilniéy bowiem pełnił tego obowiązki
Między Pannami często siedząc w garderobie;
Śmiał się, ząbki wyszczerzał, i gadał o sobie.
J niby na pół żartem, w pół niby do prawdy
Cudze czyny rycerskie sobie swoił zawdy.
Ktoż zręczniéy dosiadł konia, kto tańczył tak sztucznie,
Kto zwinniéy uiąć pierścień, łamać umiał włócznie;
Sławny rycerz co zakłół smoka skrzydlatego,
[11]
Mógłby u niego służyć za szeregowego.
Także JegoMość umiał zbyt cenić swe wdzięki,
Twarz, postać, nawet gładkość cacanèy swéy ręki;
Tak dalece, że gdzie mu napotkać wypadło,
Nieominął ażeby nie zayrzał w zwierciadło. ––
A do tego tak zawsze czas używał błogo;
Że dzień nieminął, aby nie obmówił kogo;
Wtém rzemieśle tak iego gęba się wytarła,
Że czy panią, czy pannę, rycerza, czy karła
Umiał tak uszczypliwie, i zręcznie wyszydzić,
Że niewiedziano czy się z nim śmiać, czy nim brzydzić.
On plotki, gorszące wieści,
W świegotliwe usta mieści;
J gdy się we wszystko wtrąca
Chęć iego czynów gorąca,
W tych wolnych sztukach: wszystkich przewyższył ten śmiałek
Pan Gryz Samochwałek: ––
Ale pomimo iego te piękne przymioty,
Żadna z płci pięknéy nie miała ochoty
Przyiąć i iego służby, i iego wzdychania;
J gdy chciał któréy serce ofiarować właśnie,
Każda się wzbrania,
J drzwi przed nosem zatrzaśnie. ––
No teraz, myślał sobie, uymę się Jéy sprawy!
Bo, czym nie żwawy!
Pewnie szczęśliwym trafem, iednym rzutem kostki,
[12]
Wygram oraz dwie rzeczy: sławę i miłostki.
Dostać wędzidła, na to potrzebna iest chwilka;
Pewnie nie iest w niedźwiedzich łapach, w paszczy wilka.
Wa! butel z winem!
Jeźli tym czynem
Jak przez kuglarstwo, po raz drugi, trzeci,
Sama kochanka w kieszeń mi nie wleci;
J na wszystkich zawstydzenie
Z nią się ożenię.
Tak Pan Gryz rozważywszy; wyniosłémi głosy
Te dzieła co ma czynić wznosi pod niebiosy:
„ Już twoie iest wędzidło, moia śliczna Pani!
„ Daie Ci moie słowo! nie cofnę go, ani
„ Zaprę! To dzieło całe tak awanturnicze
„ Między iuż spełnione liczę.
„ Nieś mnie na mieysce, a zaraz, w téy chwili;
„ A czy jest w piekle, na ziemi lub czyli
„ Jest na xiężycu twe wędzidło skryte,
„ Przezemnie dla Cię musi bydź zdobyte!
„ Już go masz! Ciesz się! i przestań się żalić!
„ Bo ia na próżno nie lubię się chwalić! ––
„ Dla tego Lubciu, obliczaiąc ściśle
„ Tak myślę,
„ Nim mnie nadgrodzisz, gdy widzisz żem statkiem,
„ Day mnie całusek –– to będzie zadatkiem! „ „ ––
[13]
„ Panie Rycerzu, odezwie się ona,
„ Co zechcesz dla cię wszystko muł wykona
„ Letko i prędko na nim się iedzie,
„ On Cię na samo mieysce tam zawiedzie;
„ Ale bez trwogi,
„ J tylko śmiało,
„ A wszystkie drogi
„ Przębędzie z chwałą;
„ A co całusek –– ten – do zobaczenia,
„ Kiedy będzie wędzidło, spełnie Twe życzenia „ „ ––
Tém rycerz niezrażony, nową sztuczkę zbroił;
Chcąc z pierwszéy się wywinąć, niegrzeczność podwoił,
J gdy się swoiéy Pannie, wszystkim wkoło kłania,
Jak gdyby się zabierał iuż do odiechania,
Zwrócił się raptem w lewą; nie pomnąc urazy
Pocałował swą Pannę w usteczka dwa razy,
J nim ona to zgani na urazy czuła,
On wypadł, chwycił za łęg, i dosiadł Jéy muła. ––
Tym czasem, ta panienka smętne pędząc zdrowie
Pozostała w królewskiéy panieńskiéy Alkowie;
Lecz Jéy zawsze to wędzidło,
Jakby iakowe widmo, lub nocne straszydło,
Wciąż stoi przed oczyma, wciąż serce uciska,
Póki tego wędzidła znowu nieodzyska,
Niechce przysmaczków, tokayskiego wina
Biedna dziewczyna. ––
[14]
Teraz słuchaycie; iakie Pan Marszałek
Gryz Samochwałek
Miał przypadki w swéy podróży:
Zaczarowany był iego muł hoży:
Więc nie długiego potrzebuiąc czasu,
Zawiódł go do lasu. ––
Ledwo w las Pan Gryz wiechał, słychać lwów tysiące
Srogo ryczące;
Podwoione odgłos niesie
Ryki po lesie;
Które odbite o skały
Niezliczonémi się zdały.
Szum, grom, ryk, wycie Pana Marszałka tak głuszy,
Że postradał, zda mu się, słuch razem i uszy,
Jże mu pewnie pęknie głowa z tego grzmotu ––
Z boiaźni Pan Marszałek dostał inżiuż zawrotu,
Stanął, drzy iako listek; widząc się w téy toni
Skośniał, i zębami dzwoni;
Myśląc w duchu:
„ Jużem w lwim brzuchu!
„ Ach życie!
„ Ja cię oceniam sowicie.
„ Źle bez ciebie!
Rzekł do siebie;
„ A z lwem nie żarty,
„ J złe swawole,
[15]
„ Bo ten zażarty
„ Zdusi i połknie męża iakoby pachole;
„ A wtedy, na co przez dzięki
„ Zdadzą się i całego mnie świata panienki.! „ „ ––
Już uciekał –– ale nań lwów cała gromada
Z otwartémi paszczami naprzeciw wypada;
Wtedy nasz Pan Gryz rzetelnie
Osłabł śmiertelnie. ––
SzezęściemSzczęściem stał się dla niego ten muł bez wędzidła;
Na widok iego te lwów i te lwic tysiące
Jak od iakiego straszydła
Uciekały iak zaiące,
Jakby ich zdmuchnął, znikli w iednéy chwili,
Ani szladu że tu byli. ––
A gdy iuż nic nie mruknie, ani się nie rusza
Znowu weszła na nowo w Marszałka Gryz dusza;
Odetchnął –– uśmiechnął się wyszczyrzywszy ząbki,
Rzekł: ”To uydzie! iak widzę te lwy iak gołąbki,
„ A ten muł białonóżka
„ Pewnie iest wróżka! ––
J w téy wierze
Do dalszéy drogi się bierze. ––
Muł pędzi tęgim kłusem to w górę, to z góry,
Aż zaszedł w wąwóz ponury;
Wdzień pogodny brzask ledwo się weń iaki wciśnie,
[16]
Wieczny pomrók panuie w nim, słońce nie błyśnie,
Bo go zewsząd karpackie niebotyczne skały
Jakby ściany otaczały.
Strzegą ten wąwóz głęboki
Tysiączne smoki,
Które iakąś dziwną mocą
Dniem i nocą
Z otwartych paszcz iakby tchnienie
Ciągle ciemnoczerwone rzygaią płomienie.
O biada! gdzie uciekać w tym przykrým przypatku!
Panie Marszałku? ––
Gruba ćma dymu; iskier, w koło go oblekła,
Widzi obraz istny piekła;
Tu zgrzyt, świst, pisk, i syczenia,
Zgór, z krzaków słychać i z pod każdego kamienia;
To w lewą stronę, to w prawą,
Grubą iak ramie, krwisto żołtawą
Wzniesioną maiąc do niego szyię
Obchuchywaią go smrodliwe zmiiczmiie.
Zginołem! piekieł siła moc na mnie wywarła!
Boże ratuy mnie! ”Krzyczy Gryz z całego gardła.
Lecz go uniósł szczęśliwie mnłmuł (tak iako wprzódy)
Po wężach zmiiach bez szkody:
J wyszedł już na łąkę i śmiało iuż kroczy
Przez murawy zielone, i przez wonne kwiatki,
Nim się Pan Gryz ośmielił raz otworzyć oczy
[17]
W których sine z zieloném migały mu płatki.
Te równinę prześliczną do raiu podobną,
Pięknémi trawnikami, i kwieciem ozdobną,
Strumień kręty przedzielał pławiąc wody czyste,
Które w śród tak zielonych zdały się śrebrzyste;
W niéy rozrzucone drzewa stoiąc gromadami,
Różne postacią, liściem, i zielonościami,
Brzmiały śpiewem słowików, którzy jak na chóry
Dalecy bliskim mile poddawali wtóry.
A ciepły wietrzyk, który z kwiatami się pieści,
Niesie z nich woń i liściem na drzewach szeleści.
Zgoła taka równina w malarza marzeniu
Lub w rymotworcy tylko istnie przywidzeniu. ––
Pędzi nią Pan Gryz truchtem w naylepszéy otusze
Rzekł: ”Już wszystko złem przebył! – Żem się bał o duszę
Żem drzał, i niechciał by mnie smok, wilk, lew miał zdusić
To fraszka – niema świadka – a gdyby co skusić
Mogło muła, ażeby rzekł przeciw mnie, sam co;
Tobym zaparł, zowiąc go w obec świata kłamcą! ––
J gdy tak daléy iedzie, aż przed nim w ćwierć mili
Piękny zamek z pomiędzy gaiów się wychyli,
A zaraz (iako z woru wykłuwa się szydło)
Przyszła mu myśl do głowy: W tym zamku wędzidło.
Pospiesza więc. Ale go wstrzymuie w pół biegu
Rzéka bystrogłęboka. Stanąwszy u brzegu,
[18]
Nieznayduiąc żadnego promu, ani mostu,
Zgłupiał po prostu.
A widząc że tey rzéki wcale nie przebrodzi,
Szukał w góre i na dół po nad brzegiem łodzi. ––
J gdy tak szuka maiąc nader kwaśną minę,
Nadybał –– co? –– przez rzékę przerzuconą szynę.
Zadziwioném spoyrzał okiem;
Nad samym tego mostu zadrzewszy widokiem,
Niéma żadnéy iechania po nim w sobie chęci;
Stoi na lądzie, a iuż w głowie mu się kręci. ––
To rzecz prawdziwie szalona,
Chyba zły duch ią dokona;
Niechay że po nim iedzie ten kto most zbudował,
Jam na linie Bienie tańcował,
Ni też na szynie żaden Rycerz nieharcował. ––
O nie! swémi wdziękami nie skusi mnie ona;
Trza na to fryca pachołka;
Lecz ia maiąc rozum zdrowy,
Niechcę dostać na moście iéy zawrotu głowy;
J z mostu na łeb w wodę wywracać koziołka;
Cheiéć kochankę tak zyskać, trzebaby gorączki;
Choćby Ziemię Przemyską miała mieć na wiano,
J choćby Ukrainę całą za nią dano,
Niechcę –– upadam do nóg –– całuię Jéy rączki;
Niechay szuka innego sobie zalotnika
Bo mnie owies niedopiéka. ––
[19]
Po téy zrobionéy uwadze,
Gryz Samochwałek w całéy Marszałka powadze
W tę skąd przyiechał stronę muła zwraca,
J jak tu przybył zniczém, tak zniczém powraca.
Muł też naykrótszą drogą w cwał tak nazad zmierza
Niosąc na sobie dzielnego Rycerza,
Że znim w nayzdrowszym, w nayczyrstwieyszym stanie,
Wsam dobry czas, uana obiad był iuż w Kardyganie. ––
Właśnie wtedy z okienka
Genowefa panienka
Wyglądała; iak Pan Gryz i czerstwo, i zdrowo,
Pospieszał ku zamkowi ulicą lipową.
„ Niech się święci cud Boży!
„ Patrzcie! patrzcie, taż oto
„ Pan Gryz Rycerz iak złoto,
„ Jak poiechał zdrów, hozy
„ Przed kilką godzinami,
„ Taki wraca z podróży
„ Zatęskniwszy za nami;
„ Któż więc stąd niewywroży
„ Że on zuch nad zuchami! ––
Żal się Boże dawanéy przez Ciebie zalety,
(Ozwie się Panna stęskniona,)
„ Bez wędzidła powraca nasz Pan Gryz niestety,
„ Ta iak mówisz ozdoba rycerskiego grona. ––
[20]
„ Czyliż niekażdy krawiec znim albo szewc drugi,
„ Zarówno do rycerskiéy zdatny iest usługi? „ ––
Wśród tych rozmów – nasz Pan Gryz truchtem w bramę wpada,
Staie w pośród dziedzińca, pompatycznie zsiada,
Ze wszystką czcią przyięty, odbiera honory,
Jakie wielkim Rycerzom oddawaią dwory;
Pyszny, rozdęto kroczy wstępuiąc do sali;
Paziowie rum mu robiąc, wargi przygryzali;
Na iego przywitanie przymilone bieży
Świetne grono współrycerzy;
J gdy wystawia cały dwór go na bawidło;
Ktoś się spytał. – ”Panie Gryz! a gdzie iest wędzidło? ––
„ Wędzidło? (iedna z Pań mu ślicznych dopomoże
„ W odpowiedzi) tam sobie spoczywa, gdzie może,
„ Bo jak łatwo zapomnieć taką bagatelę;
„ Ale z zaczarowanych mieysc powrócić zdrowy,
„ Tak prędko; w sam czas kiedy obiad iest gotowy;
„ To zrobić, na iednego prawie iest za wiele;
„ Na taki czyn ledwoby zdobyła się dusza
„ Półbożka Herkulesa albo Tezeusza! „ ––
Tu od końca do końca z gankiem sala cała
Śmiechem zabrzmiała! ––
Tylko nie tak szalono! Pan Marszałek krzyczy:
„ Niechay kto z Was doświadczy ieźli sobie życzy;
„ A zaraz się założę z nim o moie włócznie
[21]
„ Gdy się wróci, to śmiać się nie będzie tak hucznie. –
„ Bo względem lwów, i smoków, mniéy ważąc gadziny,
„ To z tych strachu nie miałem ani odrobiny;
„ Chociaż każdy z mych smoków (pewnie nie przesadzę)
„ Większe zgarła wyrzucał ognie, płomień, sadzę
„ Niźli Etna, Wezuwiusz w największéy wściekłości,
„ Kiedy miasta zalewa i przyległe włości. ––
„ Lecz by przebyć Tamizę po krawędzi szyny
„ Dla iedynego całuska;
„ Powiécie to nie żarty, i nie żadne drwiny;
„ To sztuka arcyfrancuska;
„ J Alexander wielki, co był męstwa wzorem,
„ Niechciałby karku łamać z tak małym honorem.
Gdy tak dotkliwe ucinki,
Płoche Pan Gryz plecie drwinki,
Płacze Panna co to iéy skradziono wędzidło;
Wniém wszystko mienie tracąc, życie iéy obrzydło;
J czuie boleść nieznaną
Jéy dusza szlachetnie harda
Że to iakaś kara Boża,
Że jest tak podle wyśmianą,
J ta ią spotyka wzgarda
Od pierwszego w świecie tchórza,
J tak na to wciąż boleie,
Że aż szaleie. ––
[22]
Na wielkie szczęście, iakby zawołany,
Gabin przyiechał w zamku pożądany;
Wsam czas dobry –– gdy ona niemogąc złe losy
Znieść, w rozpaczy drzéć chciała swoje płowe włosy,
Które zaledwie
Obieły rączki obiedwie. ––
Pospieszył –– i te rączki okrutne poimał,
J tak szlachetnie mówił, tak ie tkliwie trzymał,
Że na pierwsze spoyrzenie (przez natchnienie Boże)
Widzi w Nim męża, co iéy pewnie pomodz może.
Więc siebie, i wędzidło, bez oporu, z chęci
Oddaie iego rękom, woli, i pamięci. ––
Rzeki Pan Gabin: ”Nie umiem bydź przydługim w mowie,
„ Patrz w mą twarz śliczne dziwcze; a ona Ci powie,
„ Bo na niéy jakby węglem to iest wykreślono:
„ Wędzidło ci przyniosę! Ty będziesz mą żoną „ –
Z łzą w oku przymrużoném, i płonąca w wstydzie,
Kiwnięciem główki Panna swoia chęć przyznaie;
„ Jdź Rycerzu w los szczęsny, ratować mnie w biédzie,
„ Tobie, rzekła: mą całą spokoyność oddaię! ––
A wszystkich Pań głos wdzięczny w sali się rozszerza:
„ Winszuiemyć! –– zacnegoś dostała Rycerza! „ ––
[23]
A i mnie życzcie szczęścia moie Panie śliczne,
Jeźli opowiadaiąc, dziwne i rozliczne
Przypadki, tak ma powieść była Wam przyiemną,
Że zechcecie iéy dalszy ciąg przeczytać ze mną. ––
|