Wędzidło z muła/Część I

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Christoph Martin Wieland
Tytuł Wędzidło z muła
Data wyd. 1828
Druk Druk Józefa Mateckiego
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz Adam Rościszewski
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
CZĘŚĆ I.
Oto przedmowa Jest iuż gotowa,
Kto spać niemoże, Nudne mu łoże,
Niech czytać zacznie;
Ja chcę mu dowieść, Nim skończę powieść,
Że zaśnie smacznie.
WĘDZIDŁO z MUŁA.


Raz kiedy w rannéy dnia porze
Na króla Artura Dworze
Dano śniadanie, iak było przed czasy,
Hultayski bigos, smażone kiełbasy,
A wszyscy szczérze
Król i rycerze
Łykli gorzałki siadłszy w koło stołu;
W tedy królowa z pannami pospołu,
Wyglądały oknem w stronę,
Gdzie rosły trawki zielone;
Wszystkie radosne
Że miały wiosne,
W porannym stroiu, w swoie piersi śliczne
Ssały powietrze wonią balsamiczne,
Patrząc z roskoszą
Jak się gałązki unoszą:
W kwiatki
Stroyne,

J iak z nich hoyne
Lecą iak śniegowe płatki,
Gdy iedna drugą zachwieie,
Skoro naymniéyszy wietrzyk powieie —
Dobre to były wieki! któż zaprzeczéć może?
Gdy to rozkoszą było na krolewskim dworze! —

Raptem z patrzących panien iedna zowołała:
„ Patrzcie iako stroyna cała
„ Rycerka wierzchem pośpiesza,
(J paluszkiem na mieysce gdzie widzi wskazała)
„ Tam gdzie się pagórek zwiesza,
„ Po nad wałem
„ Pędzi czwałem! „„ —

Siedzący długim w koło stołu rzędem,
Zaiadaiący tak śniadanie szczerze,
Co do iednego skoczyli rycerze
Do okna pędem.
Sam król ieden cierpiący pedogryczne bole
Pozostał tylko przy stole. —

Piękna Rycerka szybko na mule przybywa;
Lecz bez rzemienia w ręku, w pysku bez wędzideł,
A każdy z Anglów zdumiał na te wielkie dziwa,
Że zwyczaiem nieznanym
Choć muł nie ochełznanym
Leci tak iako Pegaz, chociaż nie ma skrzydeł. —

Ale skoro stanęła w dziedzińcu zamkowym,
Dworne Panienki, Pazie i każden z Rycerzy,
Że dla usługi gościa zawsze iest gotowym,
Na iéy przyięcie tłumem pośpieszaiąc bieży;
Każdy zdumïał gdy zbliska spoyrzał na iéy lica,
Bo była z niéy prawdziwa wdzięków czarownica;
A takie miała maluteczkie nóżki
J że drobniéyszych nie znaydziesz u Wróżki. —
Na iéy żądanie
Wprowadzono ią do sali;
Tam gdzie na iéy powitanie
Król Artur ze swoią żoną
Dam dworskich, Rycerzy grono,
W gali
Wszyscy czekali. —

Aż tu piękna na kolana
Pada, gorzko zapłakana:
„ Ach wzięto mi, wzięto srogo,
„ J gwałtownie mi wydarto,
„ Co z oczyma równie drogo
„ Co nad samo życie cenię,
„ J nad świat więcéy iest warto.
„ Kogoż wzruszy me cierpienie?
„ Czy któren z Was cnych Rycerzy
„ Spiesznie w pomoc mi pobieży,
„ J dla mnie wszystko porzuci;

„ To co mi wzięto powróci? —
„ Jeśli nie! Bogowie wiecie!
„ Naynieszczęśliwszam na świecie!„„ —

Odezwał się król Artur pochopny w czułości:
„ Powiedz: iakieć spotkały nieprzyzwoitości?
„ Co ci wzięto?
„ Coć wydarto?
„ A ręczym tobie ieden za drugiego wszyscy,
„ Jako węzłem rycerstwa spokrewnieni bliscy,
„ Że to nam będzie pierwszą powinnością świętą,
„ Aby ieźli tylko można.
„ Jeźli chęć Twa nie iest próżna,
„ Rzecz Ci wydartą
„ Zwrócił rabuś srogi;
„ J zaklinam się na Bogi,
„ Że dopóty nie będę golić moiéy brody,
„ Aż się zadość uczyni twym żądaniom wprzódy! —

A ona z płaczem rzecze: ”Powiecie, niewcześnie
„ Że ia tylko marzę we śnie,
„ Jże nie warto pracy, iak o bańkę mydła
„ Trapić się, opłakiwać utratę — wędzidła. —
„ Ale Panowie moi!
„ Więcéy iako któren wierzy,
„ Albo kto z Was oto stoi,
„ Mnie na wędzidle zależy.

„ Wędzidło z mego muła iest mi ukradzione;
„ A czyli będzie biednéy kiedy powrócone?
„ Jeźli nie! Bogowie wiecie!
„ Naynieszczęśliwszam na Świecie! —
Dobry król mówi:
„ Zfolguy żalowi,
„ Nie zaleway oczu łzami,
„ Bo przyidziesz do straty
„ O ich miluchne bławaty,
„ Co tak panuią nad nami,
„ Że gdybym niemiał tyle, iak wiele lat liczę;
„ Gdyby nie ta pedogra, ta moia otyłość,
„ Wnet bym zapobiegł temu. — Przez wędzidła miłość
„ Sam na życie bym puścił się awanturnicze.
„ To szkoda, że wyiechał Gabin móy Siostrzeniec
„ Nie daleko o dwie mile,
„ Jednak nam zawierzay tyle,
„ Że ten cały tych zacnych rycerzów mych wieniec
„ Za szczęście sobie policzy
„ Nayprędzéy zyskać w zdobyczy
„ J oddać Ci twe wędzidło,
„ Choćby go miało w rękach piekielne straszydło. —
„ Kto mnie wróci wędzidło, ozwie się przyiemnie,
„ W nieprzymuszonyim wyborze,
„ Ten albo muła, co mnie tu przyniosł, mieć może,
„ Alko wierną kochankę aż do zgonu wę mnie!„—

Kiedy to panna wyrzekła,
Raczka spiekła,
Jak pogodnéy rannéy zorzy,
Lub świeżo rozkwitłéy róży,
Tak iey lice rumianość nayśliczniéy powlekła,
Każdemu kto ią widział, szczawiczek po zębie
J ślinka poszła po gębie,
Lecz na nieszczęście, kto temu uwierzy,
Każdy z rycerzy
(Niewiem czyli to dawnym wiekom doda chwały)
Miał iuż swoię kochankę i dla niéy był stały.
Tylko dwóch bez kochanek było w téy to chwili,
Jeden Gabin, o którym iużeśmy mówili,
A drugim był nadworny królewski Marszałek
Gryz Samochwałek. ––

Wcałym kraiu był znany Pan Gryz Samochwałek
Jako wielki Swiszczypałek
J iako Rycerz podwiązki;
Naypilniéy bowiem pełnił tego obowiązki
Między Pannami często siedząc w garderobie;
Śmiał się, ząbki wyszczerzał, i gadał o sobie.
J niby na pół żartem, w pół niby do prawdy
Cudze czyny rycerskie sobie swoił zawdy.
Ktoż zręczniéy dosiadł konia, kto tańczył tak sztucznie,
Kto zwinniéy uiąć pierścień, łamać umiał włócznie;
Sławny rycerz co zakłół smoka skrzydlatego,

Mógłby u niego służyć za szeregowego.
Także JegoMość umiał zbyt cenić swe wdzięki,
Twarz, postać, nawet gładkość cacanèy swéy ręki;
Tak dalece, że gdzie mu napotkać wypadło,
Nieominął ażeby nie zayrzał w zwierciadło. ––
A do tego tak zawsze czas używał błogo;
Że dzień nieminął, aby nie obmówił kogo;
Wtém rzemieśle tak iego gęba się wytarła,
Że czy panią, czy pannę, rycerza, czy karła
Umiał tak uszczypliwie, i zręcznie wyszydzić,
Że niewiedziano czy się z nim śmiać, czy nim brzydzić.
On plotki, gorszące wieści,
W świegotliwe usta mieści;
J gdy się we wszystko wtrąca
Chęć iego czynów gorąca,
W tych wolnych sztukach: wszystkich przewyższył ten śmiałek
Pan Gryz Samochwałek: ––

Ale pomimo iego te piękne przymioty,
Żadna z płci pięknéy nie miała ochoty
Przyiąć i iego służby, i iego wzdychania;
J gdy chciał któréy serce ofiarować właśnie,
Każda się wzbrania,
J drzwi przed nosem zatrzaśnie. ––
No teraz, myślał sobie, uymę się Jéy sprawy!
Bo, czym nie żwawy!
Pewnie szczęśliwym trafem, iednym rzutem kostki,

Wygram oraz dwie rzeczy: sławę i miłostki.
Dostać wędzidła, na to potrzebna iest chwilka;
Pewnie nie iest w niedźwiedzich łapach, w paszczy wilka.
Wa! butel z winem!
Jeźli tym czynem
Jak przez kuglarstwo, po raz drugi, trzeci,
Sama kochanka w kieszeń mi nie wleci;
J na wszystkich zawstydzenie
Z nią się ożenię.

Tak Pan Gryz rozważywszy; wyniosłémi głosy
Te dzieła co ma czynić wznosi pod niebiosy:
„ Już twoie iest wędzidło, moia śliczna Pani!
„ Daie Ci moie słowo! nie cofnę go, ani
„ Zaprę! To dzieło całe tak awanturnicze
„ Między iuż spełnione liczę.
„ Nieś mnie na mieysce, a zaraz, w téy chwili;
„ A czy jest w piekle, na ziemi lub czyli
„ Jest na xiężycu twe wędzidło skryte,
„ Przezemnie dla Cię musi bydź zdobyte!
„ Już go masz! Ciesz się! i przestań się żalić!
„ Bo ia na próżno nie lubię się chwalić! ––
„ Dla tego Lubciu, obliczaiąc ściśle
„ Tak myślę,
„ Nim mnie nadgrodzisz, gdy widzisz żem statkiem,
„ Day mnie całusek –– to będzie zadatkiem! „ „ ––

„ Panie Rycerzu, odezwie się ona,
„ Co zechcesz dla cię wszystko muł wykona
„ Letko i prędko na nim się iedzie,
„ On Cię na samo mieysce tam zawiedzie;
„ Ale bez trwogi,
„ J tylko śmiało,
„ A wszystkie drogi
„ Przębędzie z chwałą;
„ A co całusek –– ten – do zobaczenia,
„ Kiedy będzie wędzidło, spełnie Twe życzenia „ „ ––

Tém rycerz niezrażony, nową sztuczkę zbroił;
Chcąc z pierwszéy się wywinąć, niegrzeczność podwoił,
J gdy się swoiéy Pannie, wszystkim wkoło kłania,
Jak gdyby się zabierał iuż do odiechania,
Zwrócił się raptem w lewą; nie pomnąc urazy
Pocałował swą Pannę w usteczka dwa razy,
J nim ona to zgani na urazy czuła,
On wypadł, chwycił za łęg, i dosiadł Jéy muła. ––
Tym czasem, ta panienka smętne pędząc zdrowie
Pozostała w królewskiéy panieńskiéy Alkowie;
Lecz Jéy zawsze to wędzidło,
Jakby iakowe widmo, lub nocne straszydło,
Wciąż stoi przed oczyma, wciąż serce uciska,
Póki tego wędzidła znowu nieodzyska,
Niechce przysmaczków, tokayskiego wina
Biedna dziewczyna. ––

Teraz słuchaycie; iakie Pan Marszałek
Gryz Samochwałek
Miał przypadki w swéy podróży:
Zaczarowany był iego muł hoży:
Więc nie długiego potrzebuiąc czasu,
Zawiódł go do lasu. ––
Ledwo w las Pan Gryz wiechał, słychać lwów tysiące
Srogo ryczące;
Podwoione odgłos niesie
Ryki po lesie;
Które odbite o skały
Niezliczonémi się zdały.
Szum, grom, ryk, wycie Pana Marszałka tak głuszy,
Że postradał, zda mu się, słuch razem i uszy,
Jże mu pewnie pęknie głowa z tego grzmotu ––
Z boiaźni Pan Marszałek dostał iuż zawrotu,
Stanął, drzy iako listek; widząc się w téy toni
Skośniał, i zębami dzwoni;
Myśląc w duchu:
„ Jużem w lwim brzuchu!
„ Ach życie!
„ Ja cię oceniam sowicie.
„ Źle bez ciebie!
Rzekł do siebie;
„ A z lwem nie żarty,
„ J złe swawole,

„ Bo ten zażarty
„ Zdusi i połknie męża iakoby pachole;
„ A wtedy, na co przez dzięki
„ Zdadzą się i całego mnie świata panienki.! „ „ ––
Już uciekał –– ale nań lwów cała gromada
Z otwartémi paszczami naprzeciw wypada;
Wtedy nasz Pan Gryz rzetelnie
Osłabł śmiertelnie. ––

Szczęściem stał się dla niego ten muł bez wędzidła;
Na widok iego te lwów i te lwic tysiące
Jak od iakiego straszydła
Uciekały iak zaiące,
Jakby ich zdmuchnął, znikli w iednéy chwili,
Ani szladu że tu byli. ––

A gdy iuż nic nie mruknie, ani się nie rusza
Znowu weszła na nowo w Marszałka Gryz dusza;
Odetchnął –– uśmiechnął się wyszczyrzywszy ząbki,
Rzekł: ”To uydzie! iak widzę te lwy iak gołąbki,
„ A ten muł białonóżka
„ Pewnie iest wróżka! ––
J w téy wierze
Do dalszéy drogi się bierze. ––
Muł pędzi tęgim kłusem to w górę, to z góry,
Aż zaszedł w wąwóz ponury;
Wdzień pogodny brzask ledwo się weń iaki wciśnie,

Wieczny pomrók panuie w nim, słońce nie błyśnie,
Bo go zewsząd karpackie niebotyczne skały
Jakby ściany otaczały.
Strzegą ten wąwóz głęboki
Tysiączne smoki,
Które iakąś dziwną mocą
Dniem i nocą
Z otwartych paszcz iakby tchnienie
Ciągle ciemnoczerwone rzygaią płomienie.
O biada! gdzie uciekać w tym przykrým przypatku!
Panie Marszałku? ––
Gruba ćma dymu; iskier, w koło go oblekła,
Widzi obraz istny piekła;
Tu zgrzyt, świst, pisk, i syczenia,
Zgór, z krzaków słychać i z pod każdego kamienia;
To w lewą stronę, to w prawą,
Grubą iak ramie, krwisto żołtawą
Wzniesioną maiąc do niego szyię
Obchuchywaią go smrodliwe zmiie.
Zginołem! piekieł siła moc na mnie wywarła!
Boże ratuy mnie! ”Krzyczy Gryz z całego gardła.
Lecz go uniósł szczęśliwie muł (tak iako wprzódy)
Po wężach zmiiach bez szkody:
J wyszedł już na łąkę i śmiało iuż kroczy
Przez murawy zielone, i przez wonne kwiatki,
Nim się Pan Gryz ośmielił raz otworzyć oczy

W których sine z zieloném migały mu płatki.
Te równinę prześliczną do raiu podobną,
Pięknémi trawnikami, i kwieciem ozdobną,
Strumień kręty przedzielał pławiąc wody czyste,
Które w śród tak zielonych zdały się śrebrzyste;
W niéy rozrzucone drzewa stoiąc gromadami,
Różne postacią, liściem, i zielonościami,
Brzmiały śpiewem słowików, którzy jak na chóry
Dalecy bliskim mile poddawali wtóry.
A ciepły wietrzyk, który z kwiatami się pieści,
Niesie z nich woń i liściem na drzewach szeleści.
Zgoła taka równina w malarza marzeniu
Lub w rymotworcy tylko istnie przywidzeniu. ––
Pędzi nią Pan Gryz truchtem w naylepszéy otusze
Rzekł: ”Już wszystko złem przebył! – Żem się bał o duszę
Żem drzał, i niechciał by mnie smok, wilk, lew miał zdusić
To fraszka – niema świadka – a gdyby co skusić
Mogło muła, ażeby rzekł przeciw mnie, sam co;
Tobym zaparł, zowiąc go w obec świata kłamcą! ––
J gdy tak daléy iedzie, aż przed nim w ćwierć mili
Piękny zamek z pomiędzy gaiów się wychyli,
A zaraz (iako z woru wykłuwa się szydło)
Przyszła mu myśl do głowy: W tym zamku wędzidło.
Pospiesza więc. Ale go wstrzymuie w pół biegu
Rzéka bystrogłęboka. Stanąwszy u brzegu,

Nieznayduiąc żadnego promu, ani mostu,
Zgłupiał po prostu.
A widząc że tey rzéki wcale nie przebrodzi,
Szukał w góre i na dół po nad brzegiem łodzi. ––
J gdy tak szuka maiąc nader kwaśną minę,
Nadybał –– co? –– przez rzékę przerzuconą szynę.
Zadziwioném spoyrzał okiem;
Nad samym tego mostu zadrzewszy widokiem,
Niéma żadnéy iechania po nim w sobie chęci;
Stoi na lądzie, a iuż w głowie mu się kręci. ––
To rzecz prawdziwie szalona,
Chyba zły duch ią dokona;
Niechay że po nim iedzie ten kto most zbudował,
Jam na linie nie tańcował,
Ni też na szynie żaden Rycerz nieharcował. ––
O nie! swémi wdziękami nie skusi mnie ona;
Trza na to fryca pachołka;
Lecz ia maiąc rozum zdrowy,
Niechcę dostać na moście iéy zawrotu głowy;
J z mostu na łeb w wodę wywracać koziołka;
Cheiéć kochankę tak zyskać, trzebaby gorączki;
Choćby Ziemię Przemyską miała mieć na wiano,
J choćby Ukrainę całą za nią dano,
Niechcę –– upadam do nóg –– całuię Jéy rączki;
Niechay szuka innego sobie zalotnika
Bo mnie owies niedopiéka. ––

Po téy zrobionéy uwadze,
Gryz Samochwałek w całéy Marszałka powadze
W tę skąd przyiechał stronę muła zwraca,
J jak tu przybył zniczém, tak zniczém powraca.
Muł też naykrótszą drogą w cwał tak nazad zmierza
Niosąc na sobie dzielnego Rycerza,
Że znim w nayzdrowszym, w nayczyrstwieyszym stanie,
Wsam dobry czas, na obiad był iuż w Kardyganie. ––

Właśnie wtedy z okienka
Genowefa panienka
Wyglądała; iak Pan Gryz i czerstwo, i zdrowo,
Pospieszał ku zamkowi ulicą lipową.
„ Niech się święci cud Boży!
„ Patrzcie! patrzcie, taż oto
„ Pan Gryz Rycerz iak złoto,
„ Jak poiechał zdrów, hozy
„ Przed kilką godzinami,
„ Taki wraca z podróży
„ Zatęskniwszy za nami;
„ Któż więc stąd niewywroży
„ Że on zuch nad zuchami! ––
Żal się Boże dawanéy przez Ciebie zalety,
(Ozwie się Panna stęskniona,)
„ Bez wędzidła powraca nasz Pan Gryz niestety,
„ Ta iak mówisz ozdoba rycerskiego grona. ––

„ Czyliż niekażdy krawiec znim albo szewc drugi,
„ Zarówno do rycerskiéy zdatny iest usługi? „ ––

Wśród tych rozmów – nasz Pan Gryz truchtem w bramę wpada,
Staie w pośród dziedzińca, pompatycznie zsiada,
Ze wszystką czcią przyięty, odbiera honory,
Jakie wielkim Rycerzom oddawaią dwory;
Pyszny, rozdęto kroczy wstępuiąc do sali;
Paziowie rum mu robiąc, wargi przygryzali;
Na iego przywitanie przymilone bieży
Świetne grono współrycerzy;
J gdy wystawia cały dwór go na bawidło;
Ktoś się spytał. – ”Panie Gryz! a gdzie iest wędzidło? ––
„ Wędzidło? (iedna z Pań mu ślicznych dopomoże
„ W odpowiedzi) tam sobie spoczywa, gdzie może,
„ Bo jak łatwo zapomnieć taką bagatelę;
„ Ale z zaczarowanych mieysc powrócić zdrowy,
„ Tak prędko; w sam czas kiedy obiad iest gotowy;
„ To zrobić, na iednego prawie iest za wiele;
„ Na taki czyn ledwoby zdobyła się dusza
„ Półbożka Herkulesa albo Tezeusza! „ ––
Tu od końca do końca z gankiem sala cała
Śmiechem zabrzmiała! ––

Tylko nie tak szalono! Pan Marszałek krzyczy:
„ Niechay kto z Was doświadczy ieźli sobie życzy;
„ A zaraz się założę z nim o moie włócznie

„ Gdy się wróci, to śmiać się nie będzie tak hucznie. –
„ Bo względem lwów, i smoków, mniéy ważąc gadziny,
„ To z tych strachu nie miałem ani odrobiny;
„ Chociaż każdy z mych smoków (pewnie nie przesadzę)
„ Większe zgarła wyrzucał ognie, płomień, sadzę
„ Niźli Etna, Wezuwiusz w największéy wściekłości,
„ Kiedy miasta zalewa i przyległe włości. ––
„ Lecz by przebyć Tamizę po krawędzi szyny
„ Dla iedynego całuska;
„ Powiécie to nie żarty, i nie żadne drwiny;
„ To sztuka arcyfrancuska;
„ J Alexander wielki, co był męstwa wzorem,
„ Niechciałby karku łamać z tak małym honorem.

Gdy tak dotkliwe ucinki,
Płoche Pan Gryz plecie drwinki,
Płacze Panna co to iéy skradziono wędzidło;
Wniém wszystko mienie tracąc, życie iéy obrzydło;
J czuie boleść nieznaną
Jéy dusza szlachetnie harda
Że to iakaś kara Boża,
Że jest tak podle wyśmianą,
J ta ią spotyka wzgarda
Od pierwszego w świecie tchórza,
J tak na to wciąż boleie,
Że aż szaleie. ––

Na wielkie szczęście, iakby zawołany,
Gabin przyiechał w zamku pożądany;
Wsam czas dobry –– gdy ona niemogąc złe losy
Znieść, w rozpaczy drzéć chciała swoje płowe włosy,
Które zaledwie
Obieły rączki obiedwie. ––
Pospieszył –– i te rączki okrutne poimał,
J tak szlachetnie mówił, tak ie tkliwie trzymał,
Że na pierwsze spoyrzenie (przez natchnienie Boże)
Widzi w Nim męża, co iéy pewnie pomodz może.
Więc siebie, i wędzidło, bez oporu, z chęci
Oddaie iego rękom, woli, i pamięci. ––

Rzeki Pan Gabin: ”Nie umiem bydź przydługim w mowie,
„ Patrz w mą twarz śliczne dziwcze; a ona Ci powie,
„ Bo na niéy jakby węglem to iest wykreślono:
„ Wędzidło ci przyniosę! Ty będziesz mą żoną „ –

Z łzą w oku przymrużoném, i płonąca w wstydzie,
Kiwnięciem główki Panna swoia chęć przyznaie;
„ Jdź Rycerzu w los szczęsny, ratować mnie w biédzie,
„ Tobie, rzekła: mą całą spokoyność oddaię! ––

A wszystkich Pań głos wdzięczny w sali się rozszerza:
„ Winszuiemyć! –– zacnegoś dostała Rycerza! „ ––



A i mnie życzcie szczęścia moie Panie śliczne,
Jeźli opowiadaiąc, dziwne i rozliczne
Przypadki, tak ma powieść była Wam przyiemną,
Że zechcecie iéy dalszy ciąg przeczytać ze mną. ––



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Christoph Martin Wieland i tłumacza: Adam Rościszewski.