Uwodziciel w pułapce/3

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Kurt Matull, Matthias Blank
Tytuł Uwodziciel w pułapce
Wydawca Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o.
Data wyd. 9.12.1937
Druk drukarnia własna, Łódź
Miejsce wyd. Łódź
Tłumacz Anonimowy
Tytuł orygin. Tytuł cyklu:
Lord Lister, genannt Raffles, der grosse Unbekannte
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Smutne skutki spotkania

Parę minut po piątej, lord Rochester zjawił się przed drzwiami na których wisiała tabliczka z napisem: „F. Dumby“. Otworzyła mu czcigodna dama i na zapytanie, czy zastał miss Green w domu, odparła uprzejmie:
— Miss Green oczekuje pana.
Zapukał do drzwi, wskazanych mu przez gospodynię.
— Miss Green?
Drzwi otwarły się natychmiast i ukazała się w nich młoda dziewczyna. Pierwsze spojrzenie wystarczyło, by przekonać lorda, że dziewczyna istotnie była bardzo piękna. Rysy miała coprawda trochę grube, lecz ostrość ich łagodził blask przecudnie złotych włosów, które wczoraj zachwyciły lorda.
Wszedł za miss Green do jej pokoju. Młoda dziewczyna była wyraźnie zmieszana. Dopiero gdy lord zapewnił ją, że nie żywi do niej urazy za wczorajsze zachowanie się jej, przezwyciężyła swą nieśmiałość i poczęła opowiadać mu, o życiu które wiodła.
Lord słuchał z roztargnieniem i oglądał umeblowanie pokoju. Pokój ten wyglądał dość biednie. Sytuację tę lord uważał za pomyślną dla siebie, ponieważ w tych warunkach łatwiej było zdobyć względy dziewczyny.
— Niestety, milordzie — ciągnęła dalej wzdychając. — Życie moje ułożyło się dość smutno i rozumie pan teraz, czemu jestem szczęśliwa ze spotkania z panem. Cieszę się, że raczył się pan zainteresować moją osobą. Dowiedziałam się, że jest pan prezesem wielu instytucyj dobroczynnych i że pańska propozycja z pewnością nie zawiera nic zdrożnego.
Rozmowa przybierała niezbyt pomyślny dla lorda obrót.
— Oczywista, moje drogie dziecko — rzekł lord — ale wszystko jest dobre we właściwym czasie. Trzeba stać na straży moralności niższych warstw... Wtedy jednak, kiedy jest się sam na sam z młodą i piękną dziewczyną...
Usiłował objąć ją wpół. Wyrwała mu się gwałtownie.
— Pochlebia mi pan, milordzie — rzekła śmiejąc się — tem niemniej zrobił mi pan wielką przyjemność. Zupełnie inna sprawa zwalczać niemoralność u innych a samemu mieć całkowitą swobodę czynów, niż stosować zasady moralności w własnym życiu... Przyznaję, że obawiałam się trochę wizyty sławnego moralisty.
Swobodna wesołość zapanowała w małym przytulnym pokoiku. Pani Dumby wniosła kawę. Miss Green z wdziękiem czyniła honory domu... Poczęstowała go papierosami. Sama nie paliła, lecz przygotowała papierosy specjalnie dla lorda... Ujęty uwagą lord nie mógł odmówić. Gdy tylko pierwszych parę razy zaciągnął się dymem, zaczęło z nim się dziać coś niezwykłego. Uczuł ogarniające go przemożne zmęczenie. Senność zwiększała się z każdą chwilą. Lord walczył jeszcze przez parę sekund, wreszcie dał za wygraną. Powieki zamknęły się, głowa opadła na piersi i lord zasnął na kanapie, na której siedział.
Mary Green przez chwilę spoglądała na śpiącego... Podeszła doń na palcach i wsunęła rękę do kieszeni kamizelki. Wyciągnęła portfel: był grubo wypchany banknotami. Położyła go chwilowo na stole, poczem oddała się całkiem innemu zajęciu.
Jednym ruchem ręki zerwała z siebie szaty kobiece. Jej okrągłe kształty, piersi i biodra opadły z niej jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Były to zręcznie zrobione poduszki gumowe, z których można było z łatwością wypuścić powietrze. Po krótkiej chwili leżały już smętnie puste i płaskie na stole. Inne akcesoria kobiecości spotkał podobny los... Wspaniała aureola złotych włosów okazała się świetnie zrobioną peruką, która przykrywała kruczo czarne, falujące krótkie włosy. Rysy twarzy przybrały męski energiczny wyraz, gdy pseudo-miss Green starła z twarzy pomadkę i grubą warstwę pudru... Wkrótce zamiast czarującej młodej dziewczyny, w pokoju znajdował się muskularny atletycznie zbudowany mężczyzna.
Rzucił ironiczne spojrzenie na uśpionego lorda:
— Śpij spokojnie, lordzie Edwardzie, szlachetny obrońco uciśnionej niewinności — szepnął, wyjmując z małej walizki męską bieliznę oraz ubranie. — Oby przebudzenie nie było zbyt przykre...
Ubrał się pośpiesznie, schował gumowe poduszki, perukę oraz kobiece suknie do obszernych kieszeni swego palta.
Wyjął z portfelu zawartość i nie licząc schował do kieszeni. Portfel włożył z powrotem do kieszeni lorda, i opuścił mieszkanie.
Tymczasem czcigodny opiekun młodych a cnotliwych dziewcząt, lord Rochester spał snem sprawiedliwych. Dopiero w godzinę później został zbudzony gwałtownie: to madame Dumby, zdziwiona że w pokoju sublokatorki, która wynajęła mieszkanie zaledwie trzy godziny przed wizytą lorda, nie słychać żadnego głosu, zapukała, a gdy nikt jej nie odpowiedział, — weszła do pokoju. Nie zastała już w nim oczywista swej sublokatorki. Tylko stary lord chrapał potężnie na kanapie. Zbudziła go potrząsając nim jak gruszą.
Z początku nie pamiętał o niczym: mózg jego ogłuszony dużą dozą opium, którym przesycone były papierosy, pracował ociężale. Stopniowo jednak myśl jego poczęła pracować sprawniej. Pierwszym świadomym odruchem było sprawdzenie czy portfel znajduje się na swym miejscu. Odetchnął. Portfel tkwił w kieszeni do której go włożył. Gdy go otworzył zbladł jak ściana: pieniądze znikły a na ich miejscu leżała kartka papieru...
Jęcząc, jak małe dziecko, ku przerażeniu madame Dumby, czytał treść listu:

Mój szlachetny opiekunie,

Dlaczego u licha nie pilnował pan swej kasy ogniotrwałej? Ostrzegłem pana wczoraj, że dziś między godziną piątą a siódmą po południu uwolnię pana od kłopotu przechowywania czterech tysięcy funtów, które się tam znajdowały. Czyż nie uczyniłem słusznie? Oto, jaki los spotyka starszych panów biegnących na spotkania z młodemi dzierlatkami! Staruszek, któremu dał pan wczoraj nędzną jałmużnę, zrobił dzisiaj trochę lepszy interes. Istoty tak czyste, jak dziewczyna którą niepokoił pan wczoraj nie są stworzone dla takich starych satyrów, jak ty.
Nie usiłuj niepokoić poczciwej pani Dumby. Wie ona tylko tyle w tej sprawie, że wynająłem pokój zaledwie trzy godziny temu. Mam nadzieję, że nie narazi się pan na pośmiewisko ludzi rozpowiadaniem w jaki sposób lord Rochester stracił 4000 funtów sterlingów.

John C. Raffles.

∗             ∗

Mniej więcej w tym samym czasie, kiedy lord Rochester obudził się z głębokiego snu, inspektor Baxter i jego ludzie schwytali w gabinecie lorda jakiegoś osobnika, który wyrywał się z całych sił.
Jakież było ich zdziwienie, gdy po zapaleniu światła okazało się, że przypuszczalnym przestępcą jest służący lorda. Nieszczęsny lokaj wszedł do gabinetu niosąc telegram do swego pana... Ponieważ w pokoju było ciemno, zbliżył się do kontaktu elektrycznego, znajdującego się tuż obok ogniotrwałej kasy. W tej samej chwili uczuł, że ktoś napada nań z tyłu, chwyta za gardło i obezwładnia. Ani rusz nie mógł zrozumieć, czego chciały od niego obce głosy. Dopiero później inspektor Baxter poznał swój błąd. Okazało się, że telegram był zaadresowany właśnie do niego. Sądził, że zawiera jakieś ważne nowiny, które przesyłał mu lord Rochester. Zaledwie jednak otworzył go, zbladł i zaklął siarczyście. Papier wypadł z jego rąk. Marholm schylił się, podniósł telegram i przeczytał treść kolegom:

Drogi Inspektorze!

Trud pański jest już zbyteczny. Od pół godziny pieniądze znajdują się w moim posiadaniu. Do następnego spotkania!

John C. Raffles.

∗             ∗

Następnego dnia kilkanaście osób otrzymało przekazy pocztowe. Większość ich zaadresowana została do dzierżawców lorda Rochestera. Towarzyszyło im krótkie wyjaśnienie, w którym lord Rochester zawiadamiał ich, że z uwagi na złe zbiory i trudną sytuację, prosi o przyjęcie przesłanej kwoty. Jeden z przekazów otrzymała panna Agata Berkley, młoda dziewczyna, którą lord zaczepił któregoś wieczoru w sposób nieprzyzwoity. Wszystkie przekazy nadane zostały w jednym z londyńskich urzędów pocztowych przez wysokiego młodego człowieka, ubranego nader wytwornie.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Matthias Blank, Kurt Matull i tłumacza: anonimowy.