Strona:PL Lord Lister -05- Uwodziciel w pułapce.pdf/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
4

niądze przy sobie! Teraz niech Raffles przyjdzie... będzie mu bardzo trudno znaleźć coś w kasie!
Mówiąc to, włożył całe pieniądze wraz z portfelem do kieszeni.
— To istotnie bardzo proste, milordzie, — odparł inspektor Baxter, śledzący w milczeniu jego ruchy. — Słowo daję, że nie zdziwiłbym się wcale, gdybyś pan zaczął się nagle zmieniać w moich oczach, stał się wyższy, szczupły, jednym słowem przekształcił się w lorda Listera,, czyli Rafflesa.
Lord uśmiechnął się.
— Obawa ta jest zbyteczna. — Mimo to jednak zechcą panowie zastosować, te środki ostrożności, które uważać będziecie za stosowne. Chciałbym jednak ażeby mnie niepokojono zbytecznie.
— Może pan być tego pewny, milordzie — odparł szef policji, kłaniając się. Będzie nam nawet bardzo miło, jeśli we wspomnianych wyżej godzinach pozostawi pan nam całkowicie wolną rękę. Im dalej znajdzie się milord z pieniędzmi, tym lepiej będzie dla sprawy. W ten sposób, nie będziemy mieli potrzeby lękać się sztuczek Rafflesa.
Lord Rochester był w jaknajlepszym humorze. Pieniądze w jego mniemaniu znalazły bezpieczną kryjówkę. Ponadto sam szef policji nie uważał jego obecności za konieczną. Nic więc nie stało na przeszokdzie w spotkaniu się z piękną nieznajomą.
Po południu, o wiele wcześniej nawet niż to zostało umówione, przybył na miejsce inspektor Baxter wraz ze swymi ludźmi. Część ich ukryta została w parku. Drugą zaś część umieścił Baxter wewnątrz domu, w sąsiedztwie gabinetu. Sam zaś dokonał dokładnej inspekcji pokoju, w którym stała kasa żelazna. W szczególności zbadał uważnie te meble, w których mógłby się ukryć złoczyńca lub które mogłyby ewentualnie ułatwić mu ucieczkę. Następnie z rewolwerem w ręku zaczaił się tuż przy drzwiach. Szef Scotland Yardu inspektor Baxter był przygowany na wszystkie ewentualności.
Nundnie i długo wlokły się chwile oczekiwania. Kapitan był człowiekiem słusznej tuszy i z trudem poruszał się w małej komórce za drzwiami, w której się zaczaił. Zdrętwiałe członki bolały go coraz więcej.
Usłyszał bicie godziny piątej, następnie zaś szóstej. Zmrok już panował oddawna. Przez jedyne okno pokoju wpadało światło ulicznej latarni. Żaden dźwięk nie przerwał ciszy, w której pogrążony był cały dom. Jedynie trzaskanie mebli od czasu do czasu zmuszało inspektora do baczniejszego nadstawienia ucha.
Inspektor Baxter zaklął ze złości. Czyżby istotnie chodziło o brzydki kawał? Czyżby znowu, tym razem pośrednio, policja została wystrychnięta na dudka? Stopniowo Baxter uczuł ogarniającą go senność. Nagle dał się słyszeć lekki hałas. Baxter podskoczył.
Czyżby się mylił? Nie, usłyszał wyraźnie lekki trzask i spostrzegł, że drzwi otwierają się powoli. Ukazała się czarna głowa, po chwili zaś cała postać wysokiego i przystojnego mężczyzny.
Był to niewątpliwie Raffles. Kapitan Baxter nie śmiał oddychać ze strachu. Drżał ze wzruszenia, jak myśliwy, który obawia się, że niebacznym ruchem spłoszy zwierzynę.
Czarna sylwetka znajdowała się już w środku pokoju i skierowała swe kroki w stronę kasy żelaznej. Nie było tu już żadnych wątpliwości. Baxter wyskoczył ze swej kryjówki, dając umówiony sygnał.
— Halt, Raffles! Poddaj się! Tym razem już mi nie ujdziesz — zawołał.
Sześciu policjantów nadbiegło mu z pomocą.

Smutne skutki spotkania

Parę minut po piątej, lord Rochester zjawił się przed drzwiami na których wisiała tabliczka z napisem: „F. Dumby“. Otworzyła mu czcigodna dama i na zapytanie, czy zastał miss Green w domu, odparła uprzejmie:
— Miss Green oczekuje pana.
Zapukał do drzwi, wskazanych mu przez gospodynię.
— Miss Green?
Drzwi otwarły się natychmiast i ukazała się w nich młoda dziewczyna. Pierwsze spojrzenie wystarczyło, by przekonać lorda, że dziewczyna istotnie była bardzo piękna. Rysy miała coprawda trochę grube, lecz ostrość ich łagodził blask przecudnie złotych włosów, które wczoraj zachwyciły lorda.
Wszedł za miss Green do jej pokoju. Młoda dziewczyna była wyraźnie zmieszana. Dopiero gdy lord zapewnił ją, że nie żywi do niej urazy za wczorajsze zachowanie się jej, przezwyciężyła swą nienieśmiałość i poczęła opowiadać mu, o życiu które wiodła.
Lord słuchał z roztargnieniem i oglądał umeblowanie pokoju. Pokój ten wyglądał dość biednie. Sytuację tę lord uważał za pomyślną dla siebie, ponieważ w tych warunkach łatwiej było zdobyć względy dziewczyny.
— Niestety, milordzie — ciągnęła dalej wzdychając. — Życie moje ułożyło się dość smutno i rozumie pan teraz, czemu jestem szczęśliwa ze spotkania z panem. Cieszę się, że raczył się pan zainteresować moją osobą. Dowiedziałam się, że jest pan prezesem wielu instytucyj dobroczynnych i że pańska propozycja z pewnością nie zawiera nic zdrożnego.
Rozmowa przybierała niezbyt pomyślny dla lorda obrót.
— Oczywista, moje drogie dziecko — rzekł lord — ale wszystko jest dobre we właściwym czasie. Trzeba stać na straży moralności niższych warstw... Wtedy jednak, kiedy jest się sam na sam z młodą i piękną dziewczyną...
Usiłował objąć ją wpół. Wyrwała mu się gwałtownie.
— Pochlebia mi pan, milordzie — rzekła śmiejąc się — tem niemniej zrobił mi pan wielką przyjemność. Zupełnie inna sprawa zwalczać niemoralność u innych a samemu mieć całkowitą swobodę czynów, niż stosować zasady moralności w własnym życiu... Przyznaję, że obawiałam się trochę wizyty sławnego moralisty.
Swobodna wesołość zapanowała w małym przytulnym pokoiku. Pani Dumby wniosła kawę. Miss Green z wdziękiem czyniła honory domu... Poczęstowała go papierosami. Sama nie paliła, lecz przygotowała papierosy specjalnie dla lorda... Ujęty uwagą lord nie mógł odmówić. Gdy tylko pierwszych parę razy zaciągnął się dymem, zaczęło z nim się