Przejdź do zawartości

Trupy z kawiorem

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Bruno Jasieński
Tytuł Trupy z kawiorem
Pochodzenie But w butonierce
Wydawca Klub Futurystów „Katarynka“
Data wyd. 1921
Miejsce wyd. Warszawa, Kraków
Źródło skany na commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


TRUPY Z KAWIOREM


p. Jance Grudzińskiej.


Pani palce są chłodne i pachną, jak opium,
Takie małe pół-trupki anemiczne i blond,
Marzą o kimś, co by ich w pocałunkach utopił,
Jak w odymce błękitnej papierosa „Piedmont”.

Na nietkniętą serwetę coś bezgłośnie opadnie...
(Białe astry w flakonach umierają przez sen...)
Pani milczy tak cicho, melodyjnie i ładnie,
Jak w najlepszych preludjach lunatyczny Verlaine.

Może smutek zielony z twarzą negra z Zambezi
Owachlarzył dziś Panią, otuloną w pół-zmrok...

Pani słuchać chce moich egzokwintnych syntezji
Tak, jak pije się z kawą jakiś cordial-medoc.

Jednak Pani nie lubi przecież rzeczy zbyt ostrych
A czyż zawsze być można gentlemanem par force?...
Za minutę przyniesie nam szampana i ostryg
Lokaj z twarzą wyblakłą i pomiętą, jak gors.

Zresztą stać mnie dać nawet własne serce na rożen,
Jeśli z niego przyrządzą apetyczne filèt...
Pani pachnie dziś cała ostrygami i morzem,
A ja kocham tak morze, zapłakane we mgle...

Za szybami ponurych, zieleniących się okien
Pierwszy brzask się przeczołgał, znieruchomiał i legł...
Pani dzisiaj jest chora... Pani płakać chce... Shoking!

Wypłowiałe kotary słyszą wszystko... jak szpieg...

Pani widzi w drobnostkach zaraz ton psychodramy...
Chwile życia są kruche i słodkie, jak chróst.
Czy dlatego, że my się, par exemple, nie kochamy,
Nie możemy całować swoich oczu i ust?

A ja chcę dzisiaj pieścić Pani piersi bez bluzki,
Chcę być dziko bezczelny i mocny, jak tur.
Pani dużo ma w sobie z rozpalonej Zuluski.
Pani usta się śmieją i mówią: toujours!

Pani dzisiaj się marzy... jakiś sen o wikingu...
Purpurowe ekscesy niewyspanej Ninon...
Takie, jak Pani, bierze się w pędzącym sleepingu
Na poduszkach pluszowych rozebraną i mdłą.

I, wsysając się w piersi Pani ostro-mdły zapach

W końcach palców poznaje się budzący się wstręt
Do tych kobiet, co dają się na brudnych kanapach
Karmelkowo-lubieżne i pokorne, jak sprzęt.

W Pani spazmach być musi coś z sapiących ekspresów.
Pani nogi falują tak lubieżnie i zło.
W Pani mieszka księżniczka księżycowych ekscesów
I członkini zrzeszenia dla dam comme il faut.

A chce Pani? Zerwiemy raz z tą wszystką hołotą!
Polecimy naoślep w samochodzie, jak w śnie.
U podjazdu na dole niecierpliwi już motor
Ofutrzony mój szofer w swoim czarnym pince-nez.

Zeskoczymy po stopniach i zatrzasną się drzwiczki.
Wszystko zmiesza się razem — to co przed i co po...

Z pocałunków na rękach będziesz mieć rękawiczki
I z mussonu rajera na swoim chapeau!

Zatwostepią latarnie w oszalałym rozpędzie.
Zamigocą się domy i osuną się wdół.
Pójdą słupy i słupy i kosmate gałęzie,
Samym lotem z łoskotem rozcinane przez pół.

A w ustronnym salonie kiedyś późno wieczorem,
Kiedy będzie znów jasno i wesoło i źle...
Blady lokaj we fraku nasze trupy z kawiorem
Poda sennie na tacy wytwornemu milieu...




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Bruno Jasieński.