Przejdź do zawartości

Tragedje Paryża/Tom III/VI

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Tragedje Paryża
Podtytuł Romans w siedmiu tomach
Wydawca J. Czaiński
Data wyd. 1903
Miejsce wyd. Gródek
Tytuł orygin. Tragédies de Paris
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


VI.

W planach pana de Crois-Dieu leżało, by udawał iż o niczym nie wie.
— Ha!ha! odrzekł śmiejąc się. Czy można wiedzieć kto jest przedmiotem tej tak nagle wznieconej miłości?
— Jest to anioł!
— No i aniołowie mają imiona.
— Dinah Bluet, jej imię.
— Cóż to za Dinah Bluet?
— Młoda, utalentowana aktorka! Znasz ją?
— Bynajmniej
— Widziałeś ją przecież wczoraj, baronie. Debiutowała w „Aspazjach!“
— A! przypominam sobie. Mała osóbka, średnio uzdolniona.
Oktawiusz zerwał się z krzesła.
— Co? średnio uzdolniona? zawołał, baronie nie powtarzaj mi tego! Najpowabniejsze stworzenie, jakie kiedykolwiek znalazło się na deskach teatru. Cudowne oczy, które sprawiają zamęt w głowie, usta maleńkie, a jaka kibić, jaka rączka!... Średnio uzdolniona. A! jak możesz mówić coś podobnego?
— Nie będę z tobą dyskutował, odrzekł Croix-Dieu, daremno bym czas tracił. Widzisz wszystko przez różowe szkło. Masz zawróconą głowę. Ale to przeminie!
— Nigdy!...
— Ileż razy to samo powtarzałeś!
— Prawda, ale wtedy sam nie wiedziałem co mówię.
— Mogę ci wymienić kilka pięknych kobiet, w jakich się kochałeś.
— Był to chwilowy kaprys, nie miłość.
— Kochałeś Reginę Grandchamps?
— To znaczy że się nią zajmowałem. Jest to kobieta, znana w wyższym półświatku. Wiesz dobrze baronie, iż gdy powiedzą o kim: On jest z Reginą Grandchamps, to dodaje szyku. Była to próżność z mej strony, ale nie miłość, bo dzisiaj dopiero znam to prawdziwe uczucie. Gdybyś wiedział baronie, jakie to dobre, piękne, szlachetne uczucie! Zdaje mi się, żem był starym i nagle odmłodniałem. Nie poznaję sam siebie!
— I cóż zamyślasz uczynić?
— Kochać Dinah, wyznać jej miłość, być przez nią kochanym, szczęśliwym!
— Ale czy ona cię kocha?
— Do czarta! Miłość udziela się, jak ospa.
— Kto wie? Może znajdziesz rywali.
— Bywali? Żartuję sobie z tego! Wyzwę ich, stanę do pojedynku i obetnę ręce lub nogi. Bić się o Dinę. Ach jakież to szczęście!
— Czy wiesz jej adres?
— Wiem, od wczoraj. Domyślasz się zapewne żem ją śledził po widowisku. Mieszka przy ulicy de Marais-Saint-Martin.
— Piękna część miasta, nie ma co mówić! Rozmawiałeś z nią?
— Niepodobna było. Miała przy sobie jakąś starą kobietę. Zapewne to jej ciotka. Zresztą trzech nas biegło za nią. Gdyby nas było nawet dwunastu, nie troszczyłbym się oto. Niechnoby się który poważył stanąć pomiędzy mną i Diną, nauczyłbym go. Przeszedłszy całą ulicę des Marais, dobrze zauważyłem ów dom. Rozmawiałem także z odźwiernym teatralnym Dowiedziałem się wiele. Dinah jest uczciwą, ale ubogą. Mówię ci, że to jest anioł! Zobaczę ją dziś wieczorem. Ale co ci jest, baronie? pytał Oktawiusz wpatrując się w stojącego przed sobą pana de Croix-Dieu.
Baron w rzeczy samej zmarszczył brwi z niezadowoleniem.
— Co mi jest? odrzekł, lepiej nie pytaj mnie o to.
— Lecz powiedz, proszę.
— Martwi mnie to, o czem opowiadasz.
— Dlaczego?
— Ty, Oktawiusz Gavard, na takiem stanowisku, tak znany, chcesz zostać jednym z tych śmiesznych z jakich cały świat szydzi bezustannie?
— Ja śmiesznym?
— Ma się rozumieć. Czyż można większe głupstwo popełnić, po nad rzucenie się w objęcia dziewczyny, bez żadnego szyku, przybyłej niewiadomo zkąd i produkującej się na deskach czwartorzędnego teatru? Gdyby występowała w Varietes lub Palais-Royal, uszłoby jeszcze, lecz na bulwarach! to zbrodnia nie do wybaczenia! Zostawmy melodramaty głupcom i zbogaconym handlowcom z ulicy des Bourdonnais. Co powiedzą, co pomyślą o tobie?
— Niech sobie mówią i myślą, co im się tylko podoba! odrzekł żywo Oktawiusz! Żartuję sobie z tego! Otrzymałem cios w serce, prawdziwy cios miłości. Znam teraz to tylko. Co zaś do szyku, o jakim mówisz baronie, to Dinah Bluet, posiada go więcej w jednym małym swym palcu, niż wszystkie te damy, należące do starej gwardji, a gdy będzie miała piękny powóz i suknie, robione u pierwszorzędnej modystki, niechaj ją wtedy zobaczą!
— Zatem z Reginą Grandchamps skończone?
— Skończone, baronie, na wieki skończone I Oktawiusz tam więcej niepowróci.
— Pozwól sobie jednak powiedzieć, że opuszczasz w sposób nieco brutalny tę biedną Reginę.
— Jak na to zasłużyła.
— Cóż jej masz do zarzucenia?
— Gdy zdarzyło się, żem na czas nie mógł jej dostarczyć pieniędzy, wyprawiała sceny, krzyczała że wyrzuci mnie za drzwi. Przyznasz, baronie, że to nie było wcale przyjemnem.
— Źle uczyniła, lecz bądź co bądź, ona bardzo cię kocha.
Ktoby tam wierzył w jej miłość. Kocha mnie tak, jak sę kocha drzwi więzienia.
— Byłem u niej, zanim tu przyszedłem, wyrzekł Croix-Dieu. Nie umie sobie wytłómaczyć twego nagłego wczoraj zniknięcia, ani w dniu dzisiejszym twej nieobecności. Jest bardzo zaniepokojoną, zmartwioną, płakała.
— Czy prawdziwemi łzami? zawołał śmiejąc się Okrawtusz. Trzeba ci było, baronie, zebrać choć jedną i oprawie sobie w spinkę do gorsu. Cudownie by to wyglądało! Ona płaczącą! Ha! ha! pocieszy się prędko. A skoro tylko dostanę trochę pieniędzy, poślę jej na otarcie łez jaki podarek z biżuterji, do którego dołączę mą kartę, aby wiedziała od kogo to pochodzi, te panie bowiem nieraz miewają bardzo krótką pamięć i nazwisk zapominają zupełnie.
Croix-Dieu zrozumiał, że wszelkie usiłowania w celu sprowadzenia Oktawiusza do Reginy Grandchamps byłyby daremnemi. Rodząca się miłość w młodzieńcu czyniła go na wszystko inne obojętnym: Nie podobna go było nawet podejść pochlebianiem jego próżności. Pozostawiwszy przeto przyszłego spadkobiercę miljonów, jego tworzeniu poezji, odszedł mocno strapiony, nie tracąc jednak nadziei, że jakaś nieprzewidziana przeszkoda przerwie ściślejszą znajomość pomiędzy Oktawiuszem a młodą aktorką i szukał sposobu odnalezienia owej przeszkody, gdyby potrzeba było przyjść w pomoc losowi.
— Gdzie jechać? pytał go James, widząc, że baron wsiadłszy do powozu nie wydaje żadnego rozkazu.
— Na bulwar, rzekł Filip. Zatrzymaj się przy ulicy Magdaleny, wysiądę i pójdę pieszo.
Udał się na obiad, wyszukawszy restaurację, w jakiej nigdy dotąd jeszcze nie jadał. Tak mocno był strapionym i zadumanym, iż nie chciał spotkać kogobądź-kolwiek ze znajomych.
Im mocniej ufamy w swoją szczęśliwą gwiazdę, tem łatwiej upadamy pod najlżejszem niepowodzeniem. Jest to reguła bez wyjątków.
Baron zniechęcony przestał wierzyć w szczęście, jakie mu dotąd sprzyjało, a wypadki nagromadzone w ciągu dwudziestu czterech godzin usprawiedliwiały to jego pognębienie.
W celu ściśle tajemniczym ów pająk paryski osnuł sieć w około Tréjan’a i Fanny Lambert, Andrzeja San-Rémo i Herminji de Grandlieu, Oktawiusza Garard i Reginy Grandchamps.
Dwie, z owych tak starannie uknutych intryg, bezpowrotnie runęły.
Croix-Dieu z fatalną nieprzezornością rzucił Andrzeja na szpadę kapitana Grisolles.
Oktawiusz, zerwawszy pęta w najważniejszej chwili, wymykał się z zabójczych uścisków Reginy Grandchamps. Był rozkochanym na serjo. Dinah Bluet, zostawszy jego kochanką obejmie nad nim wpływ nieograniczony. Na jaki cel użyje pomienionego wpływu? Czy nie zostanie spadkobierczynią owych sześciu miljonów, tak chciwie pożądanych przez przyszłego małżonka wdowy Blanki Gavard?
Na myśl podobną dreszcz wstrząsnął baronem.
Pozostawali jedynie przeszkodą Tréjan i Fanny Lambert: ci jednak nie mogli zawrzeć małżeństwa przed upływem dwóch i pół miesięcy. A dopóki owe tyle uroczyste „tak“ legalnie wygłoszonem nie zostanie, związek ten rozchwiać się może.
W Myśląc o tem wszystkiem i powtarzając sobie owe szczegóły, Croix-Dieu ukończył swój obiad samotny, a zapaliwszy cygaro, udał się pieszo do swego mieszkania.
— Trzy listy przyniesiono do pana, rzekł mu służący. Położyłem je nad kominkiem.
Croix-Dieu spojrzał na adresy. Pismo na jednym z tych listów było mu zupełnie nie znane. Wziął go i otworzył przed innemi. List zawierał co następuje:

„Panie baronie!

„Jeden z twych dawnych przyjaciół, który nie posiadał jak ty, zdolności lub szczęścia do wytworzenia sobie tak świetnej sytuacji, poważa się odwołać do twej wspaniałomyślności, z tem większą ufnością, iż zna do głębi wszystkie twe sprawy.
Ów przyjaciel potrzebuje na przyzwoite urządzenie się dziesięciu tysięcy franków, drobnostki, jak widzisz. Liczy na pewno że je mu przyślesz jutro banknotami w kopercie, poste-restante, pod inicjałami: X. Y. Z.
Odmowa z twej strony jest niemożebną; w każdym jednak razie uprzedzam cię, iż najmniejsze opóźnienie w przesyłce mogłoby sprowadzić dla ciebie opłakane następstwa!
Bądź więc punktualnym, panie baronie, z uwagi na własne twe dobro i przyjmij naprzód wyrazy wdzię czności swTego starego przyjaciela.

X. Y. Z.“

„P. S. Na wypadek gdybyś z fałszywego punktu widzenia rzeczy zapragnął osądzić to moje żądanie i przysłał na pocztę paru policyjnych agentów, w miejsce przesyłki pieniężnej, uprzedzam cię, że X. Y. Z. naówczas byłby zmuszonym przedstawić cię wzajemnie tym panom lecz już jako hrabiego Loc Earn’a i Roberta. Saulnier.“
Croix-Dieu blady, z rozszerzonemi źrenicami, przebiegał list do końca. Po przeczytaniu ostatnich wyrazów list wypadł mu z drżącej ręki.
— Ha! wyjąknął z cicha, otóż cios ostatni, a najstraszniejszy!... Jedna, jedyna tylko ludzka istota mogła napisać list podobny, a tą jest Sariol!... Sariol więc żyje! Sariol mnie odnalazł! Sariol trzyma mnie w swym ręku! Wszystko rozpada się w około mnie! Przepaść i ruina zewsząd! to okropne!


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.