Pewien piekarz, na wypiek
Kiedy miesił ciasto,
Z miłosierną rozmawiał
W taki sens niewiastą.
— Dobry twórca powinien
Wiedzieć — pani rzecze —
Komu mąkę rozrabia?
Komu bułkę piecze?
Komu sprzeda?... Więc jej
Nie powinien ugniatać Pour l’art, bez tendencyi.
— A mnie zaś — mówi piekarz
To obchodzi jeno:
Czy ciasto dobrze zbite?
Czy się dosyć wzdeno?.
A niewiasta: — Ach, przejmij
Się losem swych bułek!
Pomyśl, żeć błogosławi
Ulica, zaułek,
Jedząc bułki z herbatą
Albo z kawą mleczną!
Pomyśl, jak dobroczynną
Rolę masz społeczną!
Wierzaj mi: nieraz szczęściem
Sierot jest twa bułka,
Nędzarza bezdomnego
Osłodą niedoli!..
Piekarz ów, mając serce
Miękkie jak bibułka,
Wzruszył się, drożdży nie wlał,
Zapomniał o soli
I tyle łez szlachetnych
Bardzo wpłakał w dzieżę,
Iż się w cieście utworzył
Calowy zakalec.
I ci, którzy ten wypiek
Jedli w dobrej wierze
Zmuszeni byli w pracach
Żołądkowych zaledz
I chorzeć niespołecznie
Krócej albo dłużej.