Tamta/III

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Marie-Joséphine Calmon
Tytuł Tamta
Wydawca Drukarnia S. Lewentala
Data wyd. 1889
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Teresa Prażmowska
Źródło skan na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
III.

— Mogę jednak zwolnić cię ze słowa i ze złożonéj ojcu przysięgi; mogę nie chciéć zostać twoją żoną, Raulu, — rzekła, zmieszana trochę, Joanna.
— Położenie moje nie zmieniło-by się przez to o wiele, a nie polepszyło-by się w niczém, ponieważ dałem słowo, że nie ożenię się z tą, którą kocham.
Mówił to zimno, z najzupełniejszą obojętnością na uczucia młodéj kobiety, widocznie nie przypuszczając nawet, że jéj tém przykrość sprawić może.
Nigdy, nigdy nie pokocha! słuchając go, myślała. Nie pokocha! zawczasu postanowił to sobie. Silniejsze od niéj wzruszenie wzięło nad nią górę: nie potrafiła powstrzymać łez.
— Przebacz mi, Joanno, — zawołał, ujrzawszy ją płaczącą. — Gburowatą jest szczerość moja i nie rozumiem doprawdy, jak śmiem w podobny sposób o rękę twoję prosić. Smutny ze mnie konkurent!
— Cóż w końcu chcesz, żebym zrobiła? — spytała go łagodnie, nie wiedząc, czego się ma trzymać.
— Joanno, — odrzekł po chwili zastanowienia, — nie mogę przewidziéć czém stanie się podobny związek, nie mogę ci powiedziéć, czém prędzéj lub późniéj będę dla ciebie. Dzisiaj ofiarować ci tylko mogę szacunek mój, opiekę i względną wierność, mającą swe źródło w poczuciu tego, com winien i tobie, i honorowi własnemu. Serce moje, myśli, żale i wspomnienia na własność swoję zachowuję. Nie chcę być nigdy pytanym o to, co się we wnętrzu mojém dzieje; nie pozwolę ci wymagać ode mnie zwierzeń, ani zażyłości. Jeżeli jednak, natchniona uczuciem serdecznéj litości, oddasz mi swoję rękę i nazwisko moje nosić raczysz, otoczę cię wdzięcznością, względami i staraniem troskliwém, dołożę usiłowań, by miłym ci uczynić dom, którego będziesz panią wszechwładną, zostawię cię zupełnie wolną....
— Wolną! a, nie mów tego! Wolną, dlatego, że ufać ci będę zupełnie.... A jeżeli kiedykolwiek zagoi się rana moja, jeżeli spóźnione szczęście zasiądzie kiedy przy naszém ognisku, jeżeli młodość, mijając, uniesie z sobą boleść, a zostawi na jéj miejscu spokojną dojrzałego wieku rezygnacyą, tobie to zawdzięczać będę....
— Zostanę żoną twoją, Raulu, — rzekła, podając mu rękę.
Poniósł ją do ust w milczeniu.
— Wszak nie wymagasz ode mnie czczych słów, Joanno? Dziękuję ci, po tysiąc razy dziękuję! To wszystko, co ci w téj chwili powiedziéć mogę.
Ach! gdyby był wiedział, jak mało potrzebowała podziękowań i jak musiała-by walczyć z własném sercem, żeby mu: nie! odpowiedziéć! Kochała go bowiem serdecznie, mimo wszystko i wszystkich, kochała go, sama nie wiedząc, do jakiego stopnia go kocha.
Jakkolwiek małą była wydzielona jéj cząstka, jakkolwiek skromném było przyjęte przez nią miejsce, radość jednak nieskończona przepełniała jéj duszę.
Być jego żoną, nazwisko jego nosić i żyć pod jego dachem, widywać go o każdéj godzinie, od Boga miéć dane sobie prawo zdobywania całemi siłami jego serca, i Niebo miéć za wspólnika w dopełnianiu tak słodkiego obowiązku — taki ją los czekał.... czyż mogła użalać się na niego? Czyż przyszłość nie od niéj odtąd zawisła? Nie było-ż jéj wiadomém, jak potężną jest moc prawdziwego uczucia? Miłość, jaką dla niego miała w sercu, nie stanie-ż się dla niéj źródłem energii, która jéj tryumf zapewni?
I on przecie kochał także. Dlaczegoż więc i jakim sposobem miłość jéj zwyciężyć-by miała miłość, którą on czuł dla tamtéj? Ale, mimo to, wielkiém już było szczęściem zostać do walki upoważnioną. Walka to milcząca, niewidoczna, cierpliwa, która stanie się główną treścią jéj życia i będzie świętą, zwycięztwem uwieńczoną walką. Co znaczą upokorzenia, ofiary, boleści, wobec takiego, jak ten, celu: pozyskania serca ukochanego? Kto wié zresztą? Może chce on tylko pomiędzy sobą a.... tamtą wznieść przegrodę, któréj — Joanna wié to wybornie — nigdy nie przekroczy. A kiedy się z nią żeni, czyż nie dlatego — rozumowała Joanna — że szuka pociechy, uleczonym być pragnie? Nie mając odwagi wyrwania sobie z serca głęboko w niém wkorzenionéj namiętności, nie bronił przecież, aby go od niéj oderwać próbowano, sam środków do tego dostarczał, a jeżeli nic nie przyrzekał, to dlatego jedynie, że nie chciał się do niczego zobowiązywać, z wolnéj i nieprzymuszonéj woli chcąc serce żonie oddać. Tak marzyła Joanna, takiemi się snami łudziła.
Stojąc przed lustrem, przyglądała się sobie z ciekawością i po raz piérwszy piękną być zapragnęła. Od kilku lat, częścią przez brak pamięci o sobie, częścią przez dziwną jakąś dla przyszłości obojętność, nie zdejmowała prawie żałoby, co najwyżéj na popielate lub białe suknie pozwalając sobie; teraz miała zamiar posępne te barwy zamienić na weselsze. Nie będąc prawdziwie piękną, posiadała jednak — jak jéj się saméj zdawało, — dużo powabu i wdzięku, i pokochaną być mogła. Czyż miłość nie wywołuje miłości wzajemnéj? A zresztą, choćby jéj miłości odmówiono, czyż za poświęcenie i dobroć niestrudzoną nie otrzyma choć trochę wdzięczności?


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Marie-Joséphine Calmon.