Tamta/IV

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Marie-Joséphine Calmon
Tytuł Tamta
Wydawca Drukarnia S. Lewentala
Data wyd. 1889
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Teresa Prażmowska
Źródło skan na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
IV.

— Aleś ty, jak widzę, zupełnie o mnie zapomniała, moja droga, — odezwała się Alicya, stając na progu oszklonych drzwi, z ogrodu do salonu prowadzących.
Album i ołówki w ręku jeszcze trzymała, a wielki, dotąd niezamknięty parasol, ocieniał rezolutną jéj twarzyczkę, któréj za tło służyły zielone, przed zachodniém słońcem wyzłocone przestrzenie rozległych trawników ogrodowych i widniejąca w dali za niemi ściana lasu żółknącego już w podmuchach jesieni. Była to już właśnie cicha i spokojna owa godzina, kiedy dzień, za chwilę zniknąć mający, zadumą uciszać się zdaje. Na dźwięk głosu Alicyi obróciła się Joanna.
— Nie, wcale nie zapomniałam o tobie, Alicyo moja droga, — rzekła idąc naprzeciw niéj, — bo w téjże właśnie chwili postanowiłam, że naprawdę siostrą twoją zostanę.
— Jakto? czy?....
— Raul prosił mnie o rękę, którą mu przyrzekłam.
— A! potrafiłaś więc nareszcie doprowadzić go do zdecydowania się na krok stanowczy? — dość niezręcznie wyrwała się Alicya. — To cud prawdziwy! Raul zawsze utrzymywał, że nie ma wcale powołania do małżeństwa i że za nic nie zdecydował-by się na nie, gdyby miał brata, który-by go mógł zastąpić w przekazaniu nazwiska naszego. Doprowadziłaś go, jak widzę, do zupełnéj zmiany przekonań, z czego ja osobiście niezmiernie zadowoloną jestem. Co to za szczęście, Joanno, zostać siostrą twoją!
Nierozważne słowa młodéj dziewczyny przykro dotknęły Joannę, bolesne wrażenie wyryło się na jéj twarzy. Był to początek prób, czekających ją w przyszłości.
— Czy nie pocałujemy się nawet? Taką masz minę, Joanno, jakbyś ledwie zadowoloną była?
— Jestem więcéj niż zadowolona, Alicyo: jestem wzruszona.... zmieszana.... a przytém bardzo szczęśliwa.
— Chwała Bogu! Ale gdzież Raul? Muszę mu przecie powinszować!
— O! daj mu pokój! Znasz jego zamknięcie się w sobie, wiész jak nie lubi żywszych objawów uczucia.... Zaczekaj, póki sam o tém mówić z tobą nie zacznie....
Alicya patrzyła na nią zdumiona.
— Poważna już z nas para, — dodała Joanna, odpowiadając na milczące zapytanie jéj wzroku, — Raul przestał już być młodzikiem, a ja wdową już jestem, nie dziw się więc, jeżeli mnie czasem widzisz nad wiek może poważną. Powaga zresztą nie wyłącza szczęścia.
Raul przy obiedzie się dopiéro ukazał. Koło szóstéj przybyło z sąsiedztwa parę osób, które, zatrzymane na obiad, późnym dopiéro wieczorem odjechały. Nie było więc mowy o niczém. Alicya, najlepszemi zamiarami ożywiona, starała się zająć niespodziewanych gości, ażeby Raul i Joanna mieli więcéj sposobności do rozmawiania z sobą, ale oni zdawali się właśnie sposobności takiéj unikać. Raul nalegał o zagranie w bilard, a Joanna siadła do fortepianu: żadne z nich nie udarowało drugiego ani słowem, ani jedném nawet spojrzeniem. Gdy o jedenastéj rozchodzili się każde do siebie, zamienili z sobą uścisk ręki, równie, jak zawsze, nic nieznaczący.
— Czy razem odbędziemy jutro rano konną przejażdżkę? — na progu już stojąc, z obojętną grzecznością spytał Raul.
Joanna zawahała się chwilę. Chciała-by odpowiedziéć potwierdzająco; przyjemność była-by to wielka, pokusa była bardzo silna, postanowiła jednak zamknąć się w granicach jaknajściślejszéj dyskrecyi. Wspólnie odbywana przejażdżka, kilkogodzinne sam na sam, w obecnych okolicznościach było-by skazywaniem narzeczonego na ciężki dla niego niewątpliwie wysiłek uprzejmości i rozmowy.
— Nie, — odparła, — nie razem. Jutro muszę niektórych biednych na wsi odwiedzić.
Widoczne zadowolenie, twarz Raula rozjaśniające, było uboczną dla młodéj kobiety nagrodą i razem ją przekonało, jak słodko jest poświęcać siebie dla ukochanych, nawet kosztem słusznie sercu należnego zadowolenia.
Raul udał się do swego pokoju, z uczuciem ulgi na myśl, że samotnie, w głębi lasów, będzie mógł puszczać wodze myślom, tak, jakby nic się w życiu jego nie zmieniło, i los jego wydał mu się mniéj ciężkim, niż dotąd mniemał.
W parę dni potém wyjechał, pod pozorem poczynienia przedślubnych przygotowań, i powrócić miał dopiéro na kilka dni przed ślubem, którego termin za dwa miesiące wyznaczono.
— Czy będziesz pisywała do mnie? — spytał narzeczonéj, żegnając ją.
— Nieczęsto, — odrzekła, — nie mam wielkiego upodobania w korespondencyi, a w dodatku teraz właśnie oczy mnie bolą. Alicya, którą u siebie zatrzymuję, udzielać ci będzie wiadomości o mnie.
— To i lepiéj, — pomyślał Raul, — cóżbyśmy sobie do powiedzenia miéć mogli?
Poniósł do ust rękę Joanny, uściskał siostrę i wskoczył do czekającego przed gankiem faetonu.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Marie-Joséphine Calmon.