Tajemnice Paryża/Tom I/Rozdział XIX

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Eugène Sue
Tytuł Tajemnice Paryża
Podtytuł Powieść
Wydawca Bibljoteka Rodzinna
Data wyd. 1929
Druk Drukarnia Wł. Łazarskiego
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Les Mystères de Paris
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XIX.
NOWY SŁUGA.

Wyrwany pewnej śmierci i przyniesiony do opisanego przez Puhaczkę domu przy Wdowiej Alei, Rudolf spał w pięknie umeblowanym pokoju; Ogień pali się na kominku; lampa jasno oświeca pokój, tylko łóżko Rudolfa zasłonięte adamaszkowemi firankami, zostaje w ciemności. Murzyn, mający włosy i brwi siwe, starannie ubrany, z wstążeczką orderową w pętlicy, ze złotym zegarkiem w ręku, trzyma za rękę Rudolfa i liczy uderzenia pulsu. Patrzy na uśpionego Rudolfa z wyrazem najczulszej troskliwości. Szuryner w łachmanach, zabłocony, stoi w nogach łóżka z założonemi na piersi rękoma; włosy mokre, w nieładzie. Patrzy na Rudolfa i zapuszcza się w filozoficzne dumania.
— Widząc go tak słabym, ktoby powiedział, że mnie tak mistrzowsko pobił!... wkrótce wróci do sił... nieprawdaż, panie doktorze?...
Murzyn tylko kiwnął ręką. Szuryner umilkł.
— Podaj lekarstwo, — rzekł Murzyn po chwili.
Szuryner boso — zdjął obuwie, aby nie hałasować — podszedł ma palcach do komody. Usiłując stąpać jak mógł najlżej, krzywił się, przeginał. Na nieszczęście, z bojaźni upuszczenia flaszeczki, tak mocno ściskał szyjkę w ogromnej dłoni, że ją zgniótł; flaszeczka upadła.
— Gbur niezgrabny! — rzekł doktór niecierpliwie. — Na szczęście omyliłeś się, ja chciałem tę drugą flaszeczkę.
— Tę różową? — zapytał pocichu Szuryner.
— Tak jest, wszak tam niema innej.
Szuryner wojskowym zwyczajem wykręcił się na na pięcie i zgniótł do reszty flaszeczkę.
— Co robisz? skaleczysz się, — szepnął doktór.
Szyryner, zajęty jedynie nowem poleceniem, tak delikatnie i lekko ujął cienką flaszeczkę, że doktór drżał, żeby jej nie stłukł przez zbytek ostrożności. Zbliżając się do łóżka, znowu nastąpił na rozbitą flaszkę.
— Tak gwałtem chcesz się skaleczyć? Już drugi raz stanąłeś na szkle.
— To nic, ja mam drewniane podeszwy.
Po kilku łyżeczkach lekarstwa Rudolf poruszył się.
— Wraca do przytomności, — rzekł doktór. — Puszczenie krwi ulżyło mu.
— Zdrów! Brawo! — zawołał Szuryner z radością.
— Milcz, — rzekł doktór surowo, — milcz i usiądź...
— Panie doktorze, jestem cały zabłocony jak kloc tylko co z wody wyciągnięty; zawalam krzesło.
Wtem Rudolf przebudził się, usiadł, spojrzał naokoło siebie, zebrał myśli i zawołał:
— Murf! gdzie Murf?
— Uspokój się, mości książę, — rzekł doktór z uszanowaniem, — mam nadzieję, że niebezpieczeństwo przejdzie!
— Więc raniony?
— Tak, niestety!
— Zwodzisz mnie; on umarł, zamordowany!... I to z mojej przyczyny! — zawołał Rudolf, wznosząc ręce do nieba.
— Wiadomo księciu, że nie umiem kłamać... Honorem ręczę, że Murf żyje... niebezpieczeństwa niema. Chciałem wezwać kilku jeszcze lekarzy dla porady, ale wahałem się wprowadzać obce osoby do domu, pomny na wczorajsze rozkazy księcia.
— Ale jak się to wszystko stało? — zapytał Rudolf, — kto mnie tonącego wyratował z piwnicy?... Gdzie on?
Doktór szukał oczami Szurynera, ukrytego za firanką.
— Jest tu — odpowiedział doktór, — wstydzi się podejść.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Eugène Sue i tłumacza: anonimowy.