Tajemnica grobowca (de Montépin, 1931)/Tom III/XV

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Tajemnica grobowca
Podtytuł Powieść z życia francuskiego
Wydawca Redakcja Kuriera Śląskiego
Data wyd. 1931
Druk Drukarnia Kuriera Śląskiego
Miejsce wyd. Katowice
Tytuł orygin. Simone et Marie
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XV.

Kiedy łódka zatrzymała się tuż przed nią, Aime Joubert ledwie powstrzymać zdołała krzyk — wyrywający się z jej drżących ust.
— Tylko prędko — Jose Golano. Chciałbym jutro pojechać zrana pierwszym pociągiem.
— Słucham cię — odpowiedział Lartigues.
Usłyszawszy te słowa, Aime Joubert poczuła, że krew jej ścina się w żyłach. Wątpić było niepodobna. Poznała głos.
— Po pierwsze i przedewszystkiem pan hrabia pyta się, czy chcesz przysiądz, że nigdy nie wyjawisz hrabiemu Iwanowi tajemnicy śmierci jego matki.
— Przysięgam! a zresztą dla wszystkich i dla sędziów, którzy mnie skazali na śmierć, tylko ja jestem winien. Trzeba wyjechać z Paryża najpóźniej za trzy dni.
— To niepodobna.
— Dlaczego?
— Mam bardzo ważne interesa, których nie mogę porzucić.
— Jak długo będziesz potrzebował pozostać jeszcze w Paryżu?
— Przynajmniej miesiąc.
— A jeśli tymczasem pochwyci cię policja?
— Ha! tem gorzej dla mnie! Ja ryzykuję wszystko dla wszystkiego. Zarobek może być tak ogromny, że się wcale nie waham.
— Dobrze, ale jak skończysz swe interesa?
— Wtenczas będę służył twemu panu.
— Mój pan wyznaczył ci trzy dni, bo zdaje mu się, że to będzie dla ciebie dość czasu do wykonania jego projektu. Ty chcesz tę rzecz odłożyć na miesiąc, niech i tak będzie, ale ażeby to już przed miesiącem było wykonane.
— O co chodzi?
— Hrabia Iwan Kurawiew powinien przestać być niebezpiecznym.
— Ile twój pan płaci za jego śmierć?
— Dwieście tysięcy franków.
Pani Joubert zimny pot wystąpił na czoło.
— A ja tu sama jestem! — pomyślała — poraniona, bezsilna! Szatan jakiś mnie prześladuje, ale zbrodniarze mówić jeszcze będą, może się dowiem przynajmniej, gdzie mają swoją norę.
— Ej! — odpowiedział Lartigues — jakże chcesz, ażeby się wziął do tego młodego człowieka, kiedy go ma w swej opiece prefektura. Nieostrożna próba może nas zgubić.
— Ja to rozumiem, ale kiedy się kto chce pozbyć wroga, są na to przecie inne sposoby, jak sztylet i trucizna, są rozmaite jeszcze fatalne wypadki, nieszczęśliwe spadnięcie z konia, pojedynek ze zręcznym przeciwnikiem.
— Pomyślę o tem: zgoda!
Wysłaniec wyjął z kieszeni pugilares a z niego jakiś papier, który podał następnie Lartiguesowi.
— Oto macie przekaz na Rotszylda, sto tysięcy franków — rzekł. — Drugą połowę otrzymacie po przyjeździe do Madrytu.
Aime Joubert zadrżała z radości.
— Mam ich w ręku — pomyślała.
— Idźcie po pieniądze do Rotszylda, a już ja tam będę.
Jakkolwiek pani Rosier ledwie się poruszyła, już jednak przez to kamyczek oderwał się od brzegu i wpadł do wody. Agentka usłyszała to i zadrżała teraz całem ciałem. Verdier, zdziwiony tem niespodziewanem pluśnięciem, jął się przysłuchiwać. Pani Rosier zrozumiała, że ją znajdą i chciała wstać, ażeby uciec.
— Tu ktoś jest — rzekł Verdier głucho — ktoś nas podsłuchuje.
— Napewno pan to wiesz? — zapytał Golano.
— Cicho — nakazał Lartigues.
Aime Joubert była w niewysłowionym strachu. Chciała iść, nogi ugięły się pod nią, z jękiem zwaliła się na ziemię i znowu zemdlała.
— Słyszeliście? — szepnął Verdier.
— Słyszałem — odpowiedział Golano — jakieś ciche stąpanie, jak i upadnięcie ciała.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.