Przejdź do zawartości

Szpieg (Cooper, 1829-30)/Tom IV/Rozdział IV

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor James Fenimore Cooper
Tytuł Szpieg
Podtytuł Romans amerykański
Tom IV
Rozdział IV
Wydawca A. Brzezina i Kompania
Data wyd. 1830
Druk A. Gałęzowski i Komp
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz J. H. S.
Tytuł orygin. The Spy
Źródło Skany na Commons
Inne Cały Tom IV
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ IV.

Precz trwożna, lub zdradne maiąca zamiary
Przybądź mnie natchnąć, skromna niewinności,
Jeśli chcesz przyiąć zakład moiéy wiary,
Dziś ieszcze uyrzemy nasz związek miłości.

Burza.
Szekspir

W czułych obięciach swéy ciotki, Franciszka dowiedziała się, iż Maior ieszcze nic wrócił. Z tém wszystkiém, aby Henryka uwolnił, od dzikiego fanatyka, przysłał mu w iego mieysce, powszechnie szanowanego, Kapłana Anglikańskiéy religii, który od pół godziny przybywszy z samym Panem Warthon rozmawiał. Miss Peyton szczerze pragnęła, dowiedzieć się od siostrzenicy swéy o wszystkich szczegółach, w iéy podróży, lecz ią uprzedziła Franciszka, prosząc aby żadnego nie czyniła zapytania w tym przedmiocie, na któren przyrzekła zachować taiemnicę, i aby poprzestała na tém iedynie zapewnieniu, iż spodziewa się, że za kilka godzin Henryk bezpiecznym zupełnie zostanie.
Miss Peyton, sama téż nie chciała nadużywać danego słowa przez siostrzenicę swoią: i gdy różne rzeczy do posiłku służące ustawiać zaczęła, tentent konia wielkim pędzonego cwałem oznaymił przybycie Dunwoodiego, który dowiedziawszy się, że Harper ieszcze z New-Windsor nie wrócił, oczekiwał go z niecierpliwością po nad brzegami Hudsonu, kiedy wysłany goniec od Porucznika Masson dogonił go w tém mieyscu i depesze mu oddał. Skoro w nich Maior wyczytał, że Henryk powierzony iego dozorowi uciekł, i że od iego rozkazów zawisło iedynie poszukiwanie zbiegłego, nie śmiał przybywszy do folwarku zsiąść nawet z konia, i długo się namyślał nim wszedł do pokoiu, w którym się znaydowała familiia Warthona.
Na iego twarzy widać było pomięszanie i utrudzenie; wszedłszy rzucił się na krzesło, wołaiąc:
— Co za niedorzeczność! iakie dzieciństwo! uciekać w chwili, kiedy ia mu przychodzę iego bezpieczeństwo, wolność iego zapewnić!
Franciszka pamiętaiąc na słowa Harpera, iż byłoby rzeczą nader ważną, gdyby przynaymniéy dwie godziny opóźnić można wyiazd kawaleryi, że ieszcze połowę tego czasu nie upłynęło, postanowiła ile możności przedłużyć rozmowę.
— Jak to! Dunwoodi, zawołała, czyż ci to oburza, że Henryk sromotnéy uniknął śmierci?
— Nigdy nie byłby iéy poniósł. Miał przyrzeczenie Harpera, a Harper nikogo nie zawiódł. Ah! Franciszko gdybyś go dobrze znała, ufałabyś zupełnie iego słowu. Dla czegóż mnie Henryk zostawił w tak smutnéy kolei?
— O iakiéyże to mówisz kolei?
— Czyż może bydź iuż okropnieysza? nie iestżem postawiony miedzy powinnością moią, a uczuciem przyiaźni méy dla niego, między rozsądkiem, a sercem moiém? nie powinienemże obmyśléć téy ieszcze nocy, wszelkich środków do schwytania brata twoiego. Franciszko! kiedy spodziewałem się, iż mi go ratować będzie wolno nie iestżem zmuszony działać iakbym był iego nieprzyiacielem, ia, który ostatnią kroplę krwi moiéy przelałbym dla niego? powtarzam ci Franciszko! iest to niedorzeczność, naywiększa niedorzeczność, iaka tylko bydź może.
Franciszka ścisnęła go za rękę, poprawiając sobie drugą swe piękne włosy, zasłaniaiące iéy czoło.
— I czegóż pragniesz schwytać brata moiego kochany Dunwoodi, rzekła do niego; dość zrobiłeś dla kraiu, który po tobie podobnéy nie wymaga ofiary.
— Franciszko Warthon, zawołał Major z uniesieniem, prędkim krokiem przechodząc się po pokoiu, nie tylko kray móy żąda po mnie téy ofiary, sam mi ią honor nakazuie. Czyize, ieżeli nie móy oddział, miał sobie dozór Henryka powierzony? czyż nie wiedzą że iest moim przyiacielem? nie znaiąże uczuć mych dla ciebie? nie maiąż prawa myśléć, iż wdzięki siostry, kazały mi patrzeć przez szpary, na ucieczkę brata, że zresztą sam dopomogłem mu do wyłamania się z pod władzy prawa, i ustaw naszych? O nieba! chciałbym poznać nikczemnika, coby mnie o podobną zdradę posądzić się ośmielił.
— Dunwoodi, kochany móy Dunwoodi! zawołała Franciszka, uniesienie twoie przeraża mnie, truchleię, i nie poznaię ciebie: czegóż tak żywo pragniesz śmierci brata moicgo?
— Mało mnie znasz ieszcze, kiedy myśléć możesz podobnie, rzekł Dunwoodi łagodnieyszym tonem. Jażbym to miał żądać zguby Henryka, ia, którybym sam chętnie zginął dla niego, bylebym tylko żył w pamięci twéy Franciszko! Bądź pewną, że nic mnie tyle nie zatrważa, nic więcéy nie obchodzi nad iedno podeyrzenie, na iakie mnie Henryk mniéy rozważnym postępkiem swoim naraził. Cóż sobie pomyśli Washington gdy się dowie iż mnie związki małżeńskie z tobą, droga Franciszko! połączyć maią?
— Jeżeli ta iedynie obawa ma bydź powodem do ścigania brata moiego, łatwo możesz o niéy zapomnieć, i póyść za głosem honoru i powinności swoiéy. Związki małżeńskie, wszakże nas ieszcze nie łączą?
— I także mnie to pocieszasz Franciszko? także to wchodzisz w położenie i cierpienia moie?
— Nigdy w twém sercu móy Dunwoodi, niechciałabym wzbudzić naymniéy przykrego uczucia; lecz nie nadawayże nam oboygu téy ważności, i znaczenia iakie miéć możemy w oczach Washingtona?
— Franciszko! ieżeli nie iesteś znaną w świecie, bądź pewną, iż cnoty twoie nie są przed światem ukryte. Przez nie, weszłaś do duszy moiéy, zaięłaś wszystkie me uczucia, i przyznay sama, czybym był godzien ciebie, gdybym zadość nie uczynił powinności moiéy, i shańbiony stanął przed ołtarzem, świętą wykonać ci przysięgę. — Nie: Franciszko! żegnam cię, byway zdrowa: niepodobna, żebym tu dłużéy pozostał.
W tych słowach, krokiem ku drzwiom postąpił.
— Zaczekay Dunwoodi, chwilę zaczekaj, zaklinam cię, przeczytaj list Henryka, który mi zlecił oddać go tobie, iako przyiacielowi młodości swoiéy, iako temu, którego on iak brata swego kocha niezmiennie.
— Dobroć, czułość twoia Franciszko, którą w tobie uwielbiam, znaydzie usprawiedliwienie w mém sercu, i mam nadzieję, że przyidzie czas, w którym i mnie odmówić słuszności postępowania moiego nie zechcesz.
— Czas ten iuż nadszedł Duuwoodi, znam wielkość twoiego charakteru, i w własném nawet nieszczęściu szanować go umiem.
Podczas gdy Dunwoodi list czytał, w iego oczach widać było nadzwyczayne wzruszenie i zapał. Biedny Henryku! zawołał! tyś zawsze przyjacielem moim. Jeżeli kto kolwiek pragnął mnie widziéć szczęśliwym, tyś ieden nadzieie moie uiścił.
— Kochaszże go ieszcze? myśliszże dopełnić iego żądania? zapytała Franciszka z niewinną boiaźnią.
— Byleś tylko na nie zezwolić chciała Franciszko!
— Ja! dla czegóż nie miałabym zezwolić, czego móy brat po mnie żąda?
— Czytałaś więc ten list?
— Nie, obowiązał mnie, aby ci go oddać, nie otwieraiąc go wcale.
— Czytay go zatem droga Franciszko, i bodayiem z twych ust anielskich usłyszał, zezwolenie życzeń brata twoiego.
Franciszka odebrawszy list, czytać zaczęła, z naywiększém zadziwieniem, co następuie:
“Rozstaię się z tobą Dunwoodi. Cezar, którego łasce twéy polecam, wie iedynie o ucieczce moiéy. Bogu tylko wiadomo iakie mnie czeka przeznaczenie; i w tym stanie niepewności, największa mnie niespokoyność udręcza. Pamiętaiąc o starym schorzałym ojcu, którego prześladować mogą, za mniemany syna występek, myśląc o siostrach, które wkrótce może bez opieki, i pomocy zostaną, udaię się do ciebie Dunwoodi, pewien iż zechcesz dowieść, że nas wszystkich kochasz. Niech téyże saméy nocy wieczny związek połączy cię z siostrą moią, i niech familia moia, znajdzie w tobie syna, brata, i męża.”

“Henryk Warthon,”

List wypadł z rąk Franciszce, i rumieniąc się oczy spuściła w ziemię, gdy Dunwoodi z całém uniesieniem duszy, każde iéy mierzył spoyrzenie.
— Cóż więc mówisz Franciszko? zapytał nieśmiałym głosem. Maże to bydź brat, szukaiący brata? lub Officer Amerykański, któremu służba nakazuie ścigać Officera Angielskiego.
— I Henryk mógłżeby się więcéy lękać brata, iak Officera kongressu?
— Nie ma się co obawiać, ani iednego ani drugiego, droga Franciszko: słowo Harpera, czyż nie iest dla niego dostateczną rękoymią? ale honor móy, bezpieczeństwo iego, właśnie tego wymaga, aby powrócił do więzienia, i w nim spokoynie rozwiązania losu swoiego czekał.
Franciszka nie wiedziała sama co czynić, i coby iéy przedsiewziąść wypadało. Spoyrzała na zegar przy ścianie w pokoiu przybity, na którym zdawały się iéy rokiem upływać godziny: kwadrans ieszcze brakowało czasu do wskazanego przez Harpera zakresu. Co tylko przytém powiedział Dunwoodi, cokolwiek w tym momencie pomyśleć mogła, wszystko ią przekonywało, iż nowe były powody do zatrzymania Henryka, gdyż szwagier iego, niechciałby go na zgubę wystawiać, ażeby uwolnienia iego pewnym bydź miał: kochała nakoniec Majora, iego sława iéy własném stała się uczuciem, i w tym stanie rzeczy lękała się, aby nie zaszły wypadki, któreby ią, na zawsze rozłączyć z nim miały.
— Nie odpowiadasz Franciszko! rzekł Dunwoodi. Prośby twoiego brata, i moie, nie sąż zgodne z życzeniem twoiém? lub mamże iść do oyca twoiego, aby mi bydź szczęśliwym pozwolił?
Zapłonęła się Franciszka, spuściła oczy, cichym i przerywanym głosem kilka słów wyrzekła, których chociaż Major nie zrozumiał, śmiało iednak mógł ie za zezwolenie uważać. Wziął ią przeto za rękę, ucałował z zapałem, i ku drzwiom pośpieszył.
— Zaczekay Dunwoodi, zawołała Franciszka, nie mogę i nie powinnam dłużéy cię uwodzić, w chwili w któréy postanowienie życia, przyiąć mam z tobą, widziałam się z Henrykiem po iego ucieczce: pewność iwgo od dziesięciu minut zawisła. Masz moią rękę, iest twoią, ieżeli iéy odrzucić nie zechcesz.
— Odrzucić! o nieba! przyimuię ią, iako naydroższy dar, którym mnie opatrzność uszczęśliwić mogła. Lecz nie lękay się o Henryka Franciszko; skoro w mych rekach zostawać będzie, póydę szukać Harpera, pewnym będąc, że Washington nie odmówi łaski, szwagrowi moiemu.
— Idź więc, Dunwoodi, idź do moiego oyca: a ieżeli on pozwoli, bez zadrżenia powtórzą me usta, co me serce dla ciebie czuie.
Miss Peyton, która nie należała do téy rozmowy z zadziwieniem o niéy się dowiedziawszy, nad tém iedynie ubolewała, iż przy tak nagłych zaślubinach, nic było czasu do urządzenia niektórych przygotowań, ani wyprawy, iaką siostrzenicy swéy ofiarować chciała. Od początku iak tylko Dunwoodi zaczął starać się o rękę Franciszki, sprzyiała ona mu zawsze, z razu dla interessu, iż w nim upatrywała obronę i pomoc w okolicznościach, w iakich kray iéy się znaydował: późniéy, lubiła go dla iego charakteru i cnot domowych: nakoniec powodowana smutném swego siostrzeńca położeniem, przychyliła się bez trudności na związek, zgodny ze swém życzeniem, i korzyściami familii swoiéy. Pan Warthon nie sprzeciwiał się téż mu wcale. Słaby i niedołężny iego charakter, zawsze czynił go niesposobnym do jakiegokolwiek bądź oporu; tém bardziéy w położeniu w iakiém się znaydował, czuł on, ile połączenie się, z iednym z znakomitszych Officerów, tak nazwanego woyska powstańców, użyteczném mu bydź mogło.
Uszczęśliwiony zupełnie Dunwoodi, w towarzystwie przyszłego oyca, i przysłanego przez siebie Kapłana wrócił do pokoiu, gdzie samą tylko znaleźli Miss Peyton, która uprzedzaiąc zapytanie, oświadczyła im, że siostrzenica iéy wyszła do siebie, lecz za chwilę powróci.
Naznaczony czas przez Harpera do ocalenia Henryka, właśnie upłynął, i osma wybiła godzina, gdy Franciszka weszła. Bez zbytecznego uniesienia, oddała Dunwoodiemu ślubną po swéy matce obrączkę, i Kapłan obrzęd weselny rozpoczął. Pan Warthon, Miss Peyton, Cezar i Katy iedynemi tylko obrzędu tego byli świadkami. Sara albowiem dużo jeszcze osłabiona na siłach, wcześnie spać się położyła, i właśnie tego téż sobie iéy familiia życzyła, odprowadzaiąc ią od widoku, któryby mógł w niéy smutne obudzić wspomnienie, i stan iéy zdrowia pogorszyć.
Skoro nakoniec Kapłan wyrzekł przysięgę, łączącą nierozdzielnemi węzły Dunwoodiego z Franciszką, Major uściskał małżonkę swoią, pocałował w rękę ciotkę i teścia swoiego, i ieszcze z zapału radości nie był ochłonął, gdy wtém do drzwi zastukano.
— Majorze, rzekł Mason wchodząc do pokoiu, dowiedziałem się o twém przybyciu, pośpieszam na twe rozkazy. Nasi dragony są iuź pod bronią, konie pokulbaczone, i na pierwsze zawołanie, wszystko iest gotowe do wyiazdu.
— Bardzo dobrze Massonie, odpowiedział Dunwoodi, niech natychmiast wsiadaią na koń: ia w tym momencie z wami iadę. Wyszliy iednak przedewszystkiém którego żołnierza, niech iedzie do obozu, z uwiadomieniem pułkownika piechoty, iż na śledztwo zbiegłych ruszyłem, i żeby od siebie równie pewien oddział wyznaczył.
Masson wyszedł dla dopełnienia rozkazów swego dowódzcy.
— Chociaż teraz, Dunwoodi, rzekła Franciszka, niezapominay żeś bratem tego, którego ścigać iedziesz. Nie mam potrzeby wstawiać się za nim, ieżeli go nieszczęśliwym znaydziesz wypadkiem, samo serce twoie wskazać ci powinno, coś mnie, i iemu winien.
— Powiedz raczéy Franciszko, iżby to szczęściem dla niego było. Maiąc Harpera za nami, spodziewam się, iż uyrzemy Henryka, tańcuiącego dziś ieszcze na naszém weselu. Czemuż on nie należy do sprawy rodaków swoich! Z iakążbym radością patrzał na brata, walczącego w szeregach wiernych oyczyzny synów!
— Nie mów o tém Dunwoodi! smutne uwagi, duszę moię truią.
— Skończmy więc Franciszko! szczęśliwa ziemia, w któréy iéy córki, czuć miłość dla niéy umieią. Lecz trzeba abym cię opuścił. Prędzéy poiade, prędzéy powrócę.
Jeszcze żegnać się nie skończył, gdy goniec wpadł cwałem na podwórze, przebiegł prędko schody, zastukał do drzwi, i nieczekaiąc pozwolenia, wszedł do pokoiu; miał na sobie mundur Adjutanta, i Dunwoodi poznał w nim iednego z Officerów, będących przy świcie Washingtona.
— Przepraszam bardzo Panie, za niegrzeczność moię, rzekł Adjutant pozdrawiaiąc damy z uszanowaniem. Majorze! Naczelny Wódz iak nayśpieszniéy rozkaz len oddać ci kazał. I tłómacząc się, że go powinność wzywa, iednę prawie zabawiwszy minutę, wyszedł z pokoiu. Major otworzył depesze, i nowy wyraz ukontentowania, na czole iego zaiaśniał.
— Zmieniła się postać rzeczy, zawołał, i Bogu dzięki na dobre wychodzić zaczyna. Rozumiem iuż teraz co to znaczy; Harper musiał móy list odebrać, i odpowiedź swą tym sposobem przesyła.
— Maszże iakie pomyślne wiadomości dla Henryka? zapytała Franciszka.
— Słuchay.

“DO MAJORA DUNWOODI.

— Majorze! w chwili, w któréy niniejszy rozkaz odbierzesz, udasz się ze swym oddziałem ku górom Kroton. Jutro na dziesiątą godzinę zrana, potrzeba żebyś iuż tam stanął. Zwrócisz także w te stronę wszystkie nasze woyska stoiące pod Fishkill. Nieprzyiaciel w dość znacznéy sile chce przebyć Hudson; będziemy mogli na nim korzystać, ieżeli wypuściwszy go na tę stronę rzeki, rozwinąć mu się nie damy. Lawton iest iuż w drodze, i powinien połączyć się z innym pułkiem piechoty. Dowiedziałem się przytém o ucieczce Angielskiego szpiega — przytrzymanie iego nie iest tak ważne, iak dopełnienie wskazanego ci obowiązku. Jeżeli nawet wysłałeś zanim iaką część swych ludzi, ściągniy ich na powrót, i sam czém prędzéy pośpieszay.

“Jerzy Washington,”

— Bogu niech będą dzięki! zawołał z uniesieniem Dunwoodi, uwolniony przecie zostałem od przykréy powinności, i śmiało iuż póyść teraz mogę za głosem serca, uczuć, i szczęścia moiego.
— I rozsądku, móy drogi Dunwoodi, rzekła blednąc Franciszka.
— Wszędzie ty mi obecną będziesz, droga Franciszko, i kto takiego iak ty posiada Anioła, temu i sam Bóg sprzyia.
Wziął ią za rękę, przycisnął do serca, czule ucałował, i we dwie minuty stanął na czele swego oddziału, przewodnicząc mu na drodze prowadzącéy ku Kroton.
Miss Peyton po iego odjeździe, nie dała zasnąć siostrzenicy swoiéy, wystawiając iéy w obszernéy rozprawie obowiązki nowego stanu w iaki wstąpiła; lecz gdy trudno byłoby przytaczać czytelnikom naszym wszystkie téy zbawiennéy nauki szczegóły, przenieść ich zatem wolemy do wypadków, które Kapitana Warthon i iego towarzysza w dalszéy podróży spotkały.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: James Fenimore Cooper i tłumacza: anonimowy.