W mgłach daleczeje sierp księżyca, Zatkwiony ostrzem w czub komina, Latarnia się na palcach wspina W mrok, gdzie już kończy się ulica. Obłędny szewczyk — kuternoga Szyje, wpatrzony w zmór odmęty, Buty na miarę stopy Boga, Co mu na imię — Nieobjęty!
Błogosławiony trud, Z którego twórczej mocy Powstaje taki but Wśród takiej srebrnej nocy!
Boże obłoków, Boże rosy, Naści z mej dłoni dar obfity, Abyś nie chadzał w niebie bosy I stóp nie ranił o błękity! Niech duchy, paląc gwiazd pochodnie, Powiedzą kiedyś w chmur powodzi, Że tam, gdzie na świat szewc przychodzi, Bóg przyobuty bywa godnie!
Błogosławiony trud, Z którego twórczej mocy Powstaje taki but Wśród takiej srebrnej nocy!
Dałeś mi, Boże, kęs istnienia, Co mi na całą starczy drogę, — Przebacz, że wpośród nędzy cienia Nic ci, prócz butów, dać nie mogę. W szyciu nic niema, oprócz szycia, Więc szyjmy, póki starczy siły! W życiu nic niema, oprócz życia, Więc żyjmy aż po kres mogiły!
Błogosławiony trud, Z którego twórczej mocy Powstaje taki but Wśród takiej srebrnej nocy!