Strona:Zygmunt Różycki - Wybór poezji.djvu/227

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
I ZDA MI SIĘ...

Gdy strudzon nieraz przymknę na wpół senne oczy
I myślą się w przeszłości dalekiej zanurzę,
To znowu czuję zapach jej płowych warkoczy
I znowu mi wonieją jej ust świeże róże.

I zda mi się, że czyjeś ramię mnie otoczy,
Że błysną mi jej piersi lilijowe kruże,
Że szept jakiś usłyszę wśród błękitnych zmroczy,
Co zbudzi w mojem sercu dawnych uczuć burzę.

I zda mi się, że jest tu przedemną, koło mnie,
Że cień jej tutaj krąży, że słyszę jej kroki,
Że wświeca swe źrenice we mnie nieprzytomnie —

I nagle się w mej duszy rozpraszają mroki
I szczęście mnie swym jasnym okala oplotem
I pokój dysze wonią, bucha wiosny złotom.