Strona:Zygmunt Różycki - Wybór poezji.djvu/202

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I wydrzeć niebu runo tajemnicy,
Skryte w chmur białych falujących kręgach,
W oddechach świtu i w złotej purpurze
Cicho uśnionych wiosennych zachodów,
A później wzbić się jeszcze wyżej, wyżej
I w słońca puklerz uderzyć skrą serca
I chwycić żagiew płonących strumieni
I grom pochwycić — a potem z tym gromem
Stanąć, jak demon, na najwyższym z szczytów
I w dół go rzucić — niech leci, niech warczy,
Niech z rykiem przemknie po płaszczyznach ziemi
I w drzazgi skruszy mdłe wiązadła świata
I w niwecz zetrze skorupę padołu,
Biczem orkanów, ogniem błyskawicy
Niech wali w ludzkość pijaną szaleństwem,
Niech wali w ludzkość, która gnije w kale,
I serca gasi na barłogach grzechu,
I ducha tarza w trzęsawiskach fałszu!
Wiję się! Prężę! Ramiona mi mdleją,
Serce drży krzykiem protestu i buntu,
Że źle, rozpacznie i ciemno wokoło,
Że prawd bezwzględnych zagasły kaganki,
Że wszystko dymem jest i czczem złudzeniem,
Zamiast być słowem, cudotwórczym Czynem!
Targam się, Wiję! Lecz co to?.. Lecz co to?..
Płacz jakiś słyszę, płynący zdaleka,
Płacz, w którym łkają wszystkie struny serca,
Jęk jakiś słyszę i psalmy pożegnań,
Którym na imię „Nigdy” i „Nazawsze”
I widzę krocie obłąkanych twarzy
I serc, trawionych gorączką tęsknoty
Za jasnym lądem wiecznego zbratania,
Za jasnym brzegiem wolności niezmiennej,
Któraby wszystkim otwarła sezamy
Radości życia i radości śmierci.
Prężę się! Wiję! O, tchu mi dodajcie,