Strona:Zygmunt Różycki - Wybór poezji.djvu/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
STOJĘ W CISZY WIECZORU.

Ostatnia już na niebie dogasa purpura
I szkarłat na zachodzie dogasa królewski,
Przetapiając się w złoto, w seledyn i granat, —
Gdzieniegdzie mały obłok wydarty chmur wieńcom
Zabłyśnie wstęgą różu, to znów mignie srebrem
I płynie dalej w przestrzeń samotny i drżący,
Podobny onym sercom przejasnym a smutnym,
Które, żyjąc na świecie, nie żyją ze światem.

Stoję w ciszy wieczoru wśród polnych pustkowi,
Wpatrzony w szczyty nieba drgające od złota,
Wsłuchany w poszum zboża tęskniący i śpiewny,
W rozperlanie się rosy, w senne żab rechoty,
Niosące mi czarowną baśń mojej młodości,
I znów jestem spokojny i znów jestem cichy,
Znów daleki od ziemi i znowu szczęśliwy,
Jak ten obłok, co płynie samotny i drżący.