Strona:Zygmunt Hałaciński - Złośliwe historje.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
OBRAZKI Z ULICY.




W pogoni za szczęściem!

Wyszedłem z bramy mojego domu, gdy wielki tłum ludzi, biegnąc, jak oszalały, pociągnął mnie za sobą.
Wcisnąłem kapelusz na oczy, i nie pytając, biegłem tak szybko, aż mi tchu w piersiach zabrakło!
Obok mnie dwie kumoszki wyrzucały urywane zdania:
— O! widzi pani Karolowa, tam!... tam!...
— A! widzę!... widzę!... moja pani kochana!
— A żeby go szlak trafił!...
— Żeby nogi połamał!
— A tyfus na niego!
— Tak do barszczu, — co to za specjał!...
— Albo do kartoflanki!...
— A może i szpik tam jest?
— Na pewno jest!...
— A hu!... a hu!...
I cały tłum począł wrzeszczeć: a hu! a hu!...
Przodem umykało ogromne psisko, trzymając w pysku dużą kość piszczelową, którą zapewne gdzieś pokryjomu skręciło z pod lady rzeźnickiej!
A ludzie biegli w nadziei, że przecież pies kość opuści, — a ten, który ją podniesie, czuć się będzie szczęśliwym!
Przystanąłem, patrząc, jak fala ludzi dalej pędziła w pogoni za szczęściem!