Strona:Zygmunt Hałaciński - Złośliwe historje.djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Prezesowi jednak twarz zmieniła się niedopoznania, zmarszczki ustąpiły miejsca rozpogodzonej myśli. Powaga i dobrotliwy wzrok spoczął na mojej osobie i prawie pieszczotliwym głosem przemówił:
— A siadajże sobie chroboczku kole mej baby i pożyw się z nami, kiedyś taki dobrotliwy i honorny!
— Szczęśliwy jestem, że usłużyć mogę... Niech p. prezes nie zwraca na mnie uwagi, — bo i tak dla mnie wielki zaszczyt, że tu stoję!
Ale z głębi szedł jakiś pomruk nie życzliwy dla mnie, aż naraz odezwały się głosy:
— My chcemy sądu!...
Prezes zerwał się na równe nogi i czerwony ze złości krzyknął!
— Cichojta dzady! Sądu nie będzie! Honorowy człowiek jest, — to jak przystał do nas, to niechta siedzi! Włożyć w gębę co momy, to i on, bidota niech się pożywi.
— A kiedy nom coraz ciężej!
— Nie narzekajcie dziady, żeby wos Pan Bóg nie pokarał!...
A zwracając się do mnie, rzekł:
— Siadajże se kole mnie, bo to juchy niepewne!
Ale raz rozuchwalony, lazłem wprost niepezpieczeństwu w paszczę.
— Proszę szanowynych Panów, pozwolę ja sobie zwrócić uwagę na to, że stawianie granic w przyjmowaniu do swego grona stanie się wkrótce niemożliwe! Odnośne władze starają się o to, aby korporacya panów z roku na rok wzrastała.
Kraj jest na najlepszej drodze do ogólnego dziadowstwa! Za lat kilkadziesiąt stać będzie dziad obok dziada i chleb sobie z ręki wydzierać będzie! To jest nieunikniony koniec! Nie gniewajcie się na mnie, że tak otwarcie mówię, ale jestem człowiekiem, co patrzy w przyszłość!
W izbie nastało grobowe milczenie.
— A co radzisz chrobaczku? Co radzisz?
— Rada jest!... Dziś tu, z miejsca, zawiązujemy wielkie stronnictwo galicyjskich dziadów. Prezesa mianujemy