Strona:Zygmunt Hałaciński - Złośliwe historje.djvu/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Patrz!... tu naprzeciwko jest hotel Bristol. — Tu mieszka Paderewski wraz z żoną!
Przejęty czcią dla premiera państwa, mój przyjaciel zdjął kapelusz i kłania się w stronę hotelu w nadziei, że premier odda mu ukłon za ukłon!
I stała się rzecz dziwna, gdyż naraz dwóch panów, zdjąwszy kapelusze, z rozradowanymi twarzami podeszło do nas i rzuciło się na mojego przyjaciela, całując i ściskając go radośnie!
— Jakże się masz, nasz drogi i nieoceniony człowieku! Przyjechałeś nareszcie do Warszawy! Co z tobą słychać ty poczciwcze! Musisz nam wszystko opowiedzieć! Ale tak stojąco nie można! Pora obiadowa, chodźmy do europejskiego! Tam odświeżymy naszą serdeczną przyjaźń!
— A kto jest ten pan co ci towarzyszy?
— To mój przyjaciel!
— Przedstawże nas!... Zresztą — zwracając się do do mnie, kończyli, — bardzo nam przyjemnie poznać przyjaciela naszego ukochanego przyjaciela.
W garderobie już batutę objęli dwaj nowi towarzysze.
— Garderobę dać pod jeden numer — zapowiedzieli służącemu i zabrali ze sobą znaczek.
W sali, która przypadła do gustu bardzo mojemu przyjacielowi, jeden z towarzyszy oświadczył:
— Pozwolisz, mój drogi, że ja będę dysponował, bo ty, jako nowicjusz, nie dasz sobie z tem rady!...
— Ależ bardzo cię proszę!
Rzeczywiście, obiad był wyśmienity. Koniaki, cały szereg przystawek, wykwintne menu, szampan, czarna kawa, cygaro i likiery.
Przy likierach obaj znajomi mojego przyjaciela wstali i przepraszając nas z wyszukaną elegancyą, że muszą odejść, i że jutro o tym czasie stawią się do rewanżu, ucałowali się na pożeganie i wyszli...
— Co to za jedni, mój drogi?!
— Widzisz, ja właściwie nie wiem, — a raczej nie mogę sobie przypomnieć! — W każdym razie jacyś porządni ludzie!