Strona:Zygmunt Hałaciński - Złośliwe historje.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Do lasu chodzi się z różnych przyczyn i grzechem to nie jest, ale baby mają w tej mierze swój wyłączny sąd i zapatrywanie, o ile słuszne, tego ja nie wiem.
Mówiono, że jakiś młody pan (ktoby to mógł być?) konno zajeżdża na skraj lasu, że z dziewczyną się wita, że z nią coś długo rozmawia, że... (zresztą co mnie to obchodzi!)
Kiedy właśnie, że obchodzi... A najlepszy dowód w tem, iż jednego dnia, bez widocznej potrzeby, naładowawszy kopiato stampułkę, tak, ni za tem, ni za owem, wymknąłem się w pole i noga za nogą, zaszedłem aż pod sam las.
Głusza panowała tu, przerywana świergotem ptaków, szumem jodeł i stukaniem jemiołucha u szczytu drzewa.
Ot! i babskie gadanie!... Las, jak był, tak jest, a dziewczyny ani w ząb!
Zadowolony (albo ja wiem, dlaczego), wracałem krajem lasu do domu, gdy w tem z gąszczy doleciało mnie rżenie konia, a w ślad za tem ujrzałem na wzgórku Nastkę i tego... tego... no, mniejsza o nazwisko, bo mi uszło z pamięci, ale znam go doskonale. — W mieście jest on lwem salonowym, szlifibrukiem pierwszej wody, a hipotekę ma tak pomazaną, że trudnoby znaleźć zecera, któryby ją odczytał.
Nastka siedzi z paprocią w ręce, twarzyczkę oblał jej rumieniec, oczy nabrały życia — wygląda jak zaczarowana królewna, a tak nim przejęta, że nie widzi ani lasu, ani paproci, ani świata Bożego — tylko jego!
Przyśpieszyłem kroku. Fajka mi zgasła. Dmucham... cybuch zatkany. Ki djabeł!... — Dmucham powtórnie z taką siłą, że cała zawartość tytoniu ze stambułki wylatuje w powietrze wysoko... Ano masz! do domu taki kawał drogi, kapciucha z tytoniem niemam przy sobie (z winy mojej żony, bo ją ani mąż ani kapciuch nic nie obchodzi) — i idź tu światami bez dymka, bez pyknięcia!... ot, dola!
Idę więc przyśpieszonym krokiem, zły, jak sto djabłów (fajka mnie tak rozgniewała), rozgoryczony (na kapciuch) zdenerwowany (na żonę).