Strona:Zweig - Amok.pdf/272

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Mimowoli popatrzyłem na niego i nie wydał mi się już takim śmiesznym a nawet nie zwracałem już uwagi na jego dziwny służalczy sposób mówienia: „wielmożny panie”, który w Niemczech używany jest tylko przez lud i przez służbę. W jego oczach widać było naprężenie w celu wypowiedzenia wszystkiego, oczy wpatrywały się nieustannie na bruk, jakgdyby odczytywały tam w niepewnem świetle księżyca to, co z taką trudnością wydobywało się z jego gardła.

— Tak, wielmożny panie — wyrzucił teraz ze siebie, oddychając ciężko, — ona była bardzo dobra... dla mnie także, była mi bardzo wdzięczna..., ale... ja, chciałem słyszeć to ciągle nanowo z jej ust.. ciągle nanowo... było mi miło, kiedy słyszałem jej podziękowania... tak, wielmożny panie, było tak nieskończenie przyjemnie czuć, czuć, że się jest dobrym, skoro się wie, że się jest złym... byłbym oddał wszystkie moje pieniądze, gdybym był mógł słyszeć to ciągle... a ona była bardzo dumna i coraz mniej miała ochoty do okazywania mi wdzięczności, kiedy spostrzegła, że ja tego żądam... Dlatego, tylko dlatego, wielmożny panie, chciałem, żeby mnie zawsze prosiła... nigdy nie dałem jej nic z własnej woli... było mi przyjemnie, że była zmuszona mnie zawsze prosić i żebrać o każdą suknię, o każdą wstążkę... przez trzy lata męczyłem ją tak coraz więcej... ale tylko dlatego, wielmożny panie, że ją kochałem..., a jednak chciałem ją ujarzmić — szalony! — kiedy czegoś żądała, gniewałem się... ale proszę wielmożnego pana, ja się nie gniewałem wcale... byłem szczęśliwy z każdej sposobności,

268