Strona:Zweig - Amok.pdf/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kie wzburzenie, taka gorączka, żeby moje ciało tak się paliło, a głos wydzierał mi się z gardła? Nie mogłem sobie wyobrazić żadnej sumy pieniędzy, która byłaby w stanie mnie rozgrzać do tego stopnia żadnej kobiety, któraby mnie w ten sposób potrafiła podniecić. Nie, nic nie było takiego, coby we mnie odrętwiałym taki ogień rozpalić mogło. Przed skierowaną ku mnie lufą pistoletu moje serce nie biłoby na sekundę przed śmiercią tak dziko, jak serca tego tysiąca, dziesięciu tysięcy ludzi naokoło mnie — dla garści pieniędzy. Teraz jeden koń musiał być już blisko mety, bo ze zgiełku tysiąca głosów brzmiało, jak wysoko napięta struna, już tylko jedno imię — a potem nagle krzyk ten ustał. Muzyka zaczęła grać, tłum się załamał. Bieg był skończony, walka była rozstrzygnięta, napięcie rozeszło się w zmącone, już tylko słabo falujące poruszenie. Tłum, przed chwilą jeszcze rozpalony namiętnością gry, rozpadł się setki pojedyńczych, biegających, śmiejących się, rozmawiających ludzi, znowu wynurzyły się spokojne twarze z poza maski podniecenia; z chaosu gry, która na sekundę stopiła tysiące ludzi w jedną żarzącą się bryłę, tworzyły się znowu towarzyskie grupy, które łączyły się, rozwiązywały, ludzie, których znałem i którzy witali się ze mną, obcy, którzy się sobie wzajemnie chłodno i grzecznie przypatrywali. Kobiety oglądały nawzajem swoje nowe tualety, mężczyźni rzucali pożądliwe spojrzenia, zaczynała znów działać światowa ciekawość, która jest właściwem zatrudnieniem ludzi bez zajęcia, szukano, rachowano, kontrolowano się wzajemnie: kto jest obecny, jak kto jest ubrany? Ci

128