Strona:Zweig - Amok.pdf/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niu i widzę każdy szczegół z tem jasnowidzeniem, jakie daje tylko serce, a nie pamięć. Mógłbym tu, na tym papierze, narysować kontury każdego listka we wiosennie zazielenionym krajobrazie, czuję jeszcze teraz w jesieni, delikatny, dymiący pył kwiecia kasztanów. Jeżeli zatem jeszcze raz te chwile opisuję, to nie dzieje się to z obawy, żeby je zatracić, tylko z radości, że je odnajduję. I jeżeli teraz przedstawię sobie zmiany tej nocy dokładnie tak jak po sobie następowały, będę musiał panować nad sobą, bo zawsze, jeżeli tylko pomyślę o szczegółach, rodzaj pijaństwa porywa mnie i muszę pomału, po koleji wywoływać obrazy wspomnień, żeby się nie mieszały w barwnem upojeniu. Jeszcze ciągle przeżywam z ogniem namiętności owe wydarzenia, z dnia 7 czerwca 1913 roku, kiedy w południe wziąłem dorożkę...

Ale czuję, że jeszcze raz muszę się zatrzymać, bo zawsze na nowo przeraża mnie obosieczność i wielostronność każdego wyrazu. Teraz, kiedy po raz pierwszy mam coś opowiadać w związku ze sobą, spostrzegam, jak trudno jest te ślizgające się po sobie zdarzenia, które przecież oznaczają życie, ująć w ścisłą formę. Właśnie napisałem, że „w dniu 7 czerwca 1913 roku wziąłem dorożkę”. Ale już to samo powiedzenie nie jest dość wyraźne, bo kto wziął dorożkę? — Ja. — Już to słowo jest fałszem, bo tym „ja”, którym byłem wtedy, dnia 7 czerwca 1913 roku, nie jestem już dawno, pomimo, że dopiero cztery miesiące upłynęły od tego czasu, pomimo, że mieszkam w mieszkaniu tego dawnego „ja” i piszę jego własną ręką. Jestem zupełnie in-

116